Artykuły

Nie żyje Andrzej Wajda - honorowy obywatel Gdańska i Gdyni

Andrzej Wajda pracował w Trójmieście kilkakrotnie. Chętnie podkreślał swoje związki z Pomorzem, gdzie zadebiutował jako reżyser teatralny i nakręcił dwa filmy. Ostatni raz był w Trójmieście we wrześniu na Festiwalu Filmowym w Gdyni, gdzie pokazał swój najnowszy film "Powidoki" i świętował 90. urodziny - pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Związki Andrzeja Wajdy z Trójmiastem to nie tylko powszechnie znane fakty z jego reżyserskiego dorobku: realizacja "Człowieka z żelaza", "Wałęsy. Człowieka z nadziei" i jego udział festiwalach filmowych. Wajda jest honorowym obywatelem Gdańska, a od wielu lat także Gdyni.

W Teatrze Wybrzeże, który w latach 50. ubiegłego wieku miał swoją siedzibę w Gdyni przy ul. Bema, w 1959 r. Wajda wyreżyserował swój pierwszy w życiu spektakl. Był to "Kapelusz pełen deszczu" ze Zbyszkiem Cybulskim w roli głównej.

1959 - "Kapelusz pełen deszczu" [na zdjęciu]

- Zygmunt Hubner [w latach 1958-1960 kierownik artystyczny Wybrzeża - red.] jako pierwszy zaproponował mi pracę w teatrze - wspominał po latach Wajda. - Ujęło mnie to, że jest ktoś, kto uważa mnie za reżysera, który może pracować nie tylko w filmie [Wajda miał już wtedy na koncie "Pokolenie", "Kanał", "Popiół i diament - red.]. Była to sztuka przypominająca amerykańskie kino. Taka nie do końca teatralna w naszych kryteriach europejskich. Dlatego mi, reżyserowi filmowemu, było łatwiej to zrobić. W tym czasie teatr i kino były całkowicie odizolowane od siebie. A ja byłem pierwszym reżyserem, który próbował połączyć ze sobą te dwie dziedziny. Przyjąłem zaproszenie. Pracowaliśmy w ówczesnej siedzibie teatru Wybrzeże w Gdyni, choć również w Gdańsku i Sopocie. Ta atmosfera i ten charakter pracy zdarzył mi się po latach jeszcze raz, w krakowskim Teatrze Starym. Ta pierwsza wyreżyserowana przeze mnie sztuka dała mi wiele satysfakcji.

Także scenografia w "Kapeluszu pełnym deszczu" była moim dziełem. I z tego jestem najbardziej dumny. To było przedstawienie trochę ekscentryczne, trochę zrobione jak film. Wtedy aktorzy tak nie grali. Siłą Cybulskiego w roli głównej było to, że on niósł ze sobą prawdę. Tutaj, w Wybrzeżu, grał na dużej scenie i na pewno nic nie stracił ze swojej wyobraźni, którą miał w filmie, ze swojej energii i indywidualności. Zbyszek Cybulski przewędrował z tą sztuką całą Polskę. To pierwsze doświadczenie z teatrem było dla całego mojego późniejszego życia bardzo owocne.

1960 - "Hamlet"

Rok później, czekając na premierę filmu "Niewinni czarodzieje", Wajda przyjął drugą propozycję Huebnera i wystawił w Gdańsku "Hamleta" z Edmundem Fettingiem w tytułowej roli.

- To przedstawienie najtrudniejsze do wystawienia. O niej marzy każdy aktor i każdy reżyser. Ale ja byłem wtedy młody i miałem takie głębokie przekonanie, że wszystko mogę zrobić. Nawet "Hamleta". Poprzewracało mi się w głowie. Ale bez tego trudno jest być reżyserem. Bo czasem z tej odwagi wychodzi coś pięknego i odkrywczego. Przyjąłem za Wyspiańskim, że "Hamlet" jest sztuką gotycką. Że musi być wielopiętrowa scena i na niej rozgrywa się akcja. Taką zrobiłem scenografię i tak to zagraliśmy. Bardzo chciałem, żeby rolę Hamleta zagrał Gustaw Holoubek. Żałuję bardzo, że tak się nie stało. W ostatniej chwili nam odmówił. Ale ta grupa aktorów, z którą realizowaliśmy "Hamleta" bardzo była zapalona do tego przedsięwzięcia i myślę, że coś z tego zapału zostało. Ci, którzy wspominają to przedstawienie, pamiętają, że ono oddziaływało w ożywczy sposób. Po latach powróciłem do tego pomysłu zrealizowania "Hamleta". Wystawiłem go na Wawelu. Ale moje porachunki z "Hamletem" rozpoczęły się właśnie tu, na Wybrzeże - wspominał reżyser.

1980 - "Sprawa Dantona"

W roku 1980 Andrzej Wajda przygotował w Gdańsku inscenizację "Sprawy Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej. Miejscem spektaklu był Wielki Młyn. - W tym czasie wszyscy żyliśmy bardziej wydarzeniami w naszym kraju, niż tym, co robiliśmy jako twórcy filmowi. Chociaż muszę powiedzieć, że zdjęcia do "Człowieka z żelaza" bardzo mnie przybliżyły do wszystkiego, co się działo na Wybrzeżu. I bardzo jestem wdzięczny losowi, że mogłem ten film zrobić. Także Aleksandrowi Ściborowi-Rylskiemu, który napisał pierwszą część - "Człowieka z marmuru". Dzięki temu mieliśmy szansę stworzenia dalszego ciągu tego filmu. Wydarzenia w kraju ekscytowały nas wszystkich. A my zadawaliśmy sobie pytanie, jaka sztuka jest w stanie nadążyć za tym, co się dzieje. Chodziło nam o dobrą sztukę polityczną, a taką jest właśnie "Sprawa Dantona. W Gdańsku udało mi się trafić na dobrych artystów, którzy grali główne role z wielką odwagą i poświęceniem.

Cała inscenizacja polegała na tym, żeby nie grać w jedną stronę, do publiczności. Najważniejszy w "Sprawie Dantona" jest sąd. A w sądzie widzowie siedzą po jednej i po drugiej stronie. Więc na przedstawieniu publiczność też zasiadła po obu stronach. I to dało teatr innego rodzaju. Nie patrzyliśmy na iluzję, lecz na akcję, która odbywa się pomiędzy nami.

Łatwiej nam było w Wielkim Młynie wybudować takie dwie widownie i grać pośrodku, niż przebudowywać Teatr Wybrzeże. To był szczęśliwy pomysł. Zmiana miejsca coś znaczyła: przybliżyliśmy się do stoczni. A to wtedy odgrywało dużą rolę.

1981 - "Człowiek z żelaza"

- Kolejne ważne spotkanie z Trójmiastem nastąpiło podczas kręcenia "Człowieka z żelaza", który rozpoczął następną epokę w moim życiu. Przyjechaliśmy tutaj ze szkicem scenariusza i z wielką potrzebą zrobienia tego filmu - wspominał po latach laureat Oscara za całokształt twórczości. - Był rok 1981, kilka miesięcy później został ogłoszony stan wojenny. Spodziewałem się go od początku, od sierpnia 1980 r., czemu dałem wyraz w ostatnich scenach filmu, sygnalizując groźbę zamachu na przemiany zapoczątkowane w Stoczni Gdańskiej. Film pojechał do Cannes i zdobył Złotą Palmę. Podczas pracy nad nim czuliśmy, że nie tylko towarzyszymy, ale jesteśmy uczestnikami wydarzeń historycznych.

"Człowiek z żelaza" to najbardziej utytułowany film Wajdy. W 1981 roku był nominowany do Oscara w kategorii "najlepszy film zagraniczny" [bardzo możliwe, że zdobyłby go, gdyby w stanie wojennym władze nie wycofały go z wyścigu po Oscary - red.]. Dla Trójmiasta to film szczególny: wiele scen realizowano w stoczni gdańskiej. Na ekranie pojawiają się mieszkańcy Trójmiasta, Anna Walentynowicz, Lech Wałęsa. Wykorzystano w nim zdjęcia archiwalne: strajku w stoczni, podpisanie porozumień sierpniowych i nagrania dźwiękowe z grudnia 1970 roku.

- To nie przypadek, że właśnie tutaj, na Wybrzeżu miały swój początek wielkie przemiany polityczne, powstawały nowatorskie inicjatywy w teatrze i innych dziedzinach sztuki. Tu bardziej, niż gdzie indziej w kraju czuje się powiew wolności. To powiew od morza - mawiał Andrzej Wajda.

2012 - "Wałęsa. Człowiek z nadziei"

W 2012 r. Andrzej Wajda znów wrócił do Gdańska, by nakręcić film o Lechu Wałęsie (w jego postać wcielił się Robert Więckiewicz).

- To Kościuszko naszych czasów - określał Wałęsę Andrzej Wajda, tłumacząc że musiał nakręcić ten film wobec coraz liczniejszych ataków na Wałęsę. - Wiem, że ten film nie zaspokoi wszystkich, ale chcę pokazać dobry przykład młodzieży. Niech wiedzą, komu zawdzięczają wolność, niech wiedzą, że jesteśmy narodem skłóconym, ale wolnym i normalnym - podkreślał przystępując do pracy.

Lech Wałęsa znów pojawił się na ekranie, ale tylko w scenach archiwalnych (podczas podpisania Porozumień Sierpniowych). Większość ujęć powstała w stoczni, jej okolicach i na ulicach miasta.

Filmowcy opanowali m.in. budynek dyrekcji stoczni. Przed gdańskim dworcem powstały sceny masakry robotników w grudniu 1970 r. - To 1970 rok zadecydował o pokojowym charakterze 1980 roku. Ci ludzie, którzy wtedy ponieśli ofiarę życia, a było ich wielu i wielu rannych, zdali sobie sprawę, że wyjście ze stoczni powoduje największe ryzyko. Tak długo, jak są u siebie, mogą liczyć, że się obronią - mówił Andrzej Wajda. - W 1980 r. ta pokojowa taktyka, którą Lech Wałęsa konsekwentnie prowadził, doprowadziła do zwycięstwa.

Scenariusz "Wałęsy" rozpoczyna się wydarzeniami na ulicach Gdańska w grudniu 1970 r. i spotkaniami Komitetu Obrony Robotników, a kończy wystąpieniem prezydenta Wałęsy rozpoczynającym się od słów "My, naród" przed amerykańską Izbą Reprezentantów w 1989 r.

"Powidoki" w Gdyni

Ostatni raz Andrzej Wajda gościł w Gdyni na wrześniowym Festiwalu Filmowym, gdzie pokazał swój najnowszy film "Powidoki" i wspólnie ze środowiskiem filmowym świętował swoje 90. urodziny.

- Dla starego reżysera sala kinowa wypełniona widzami to najwspanialsze, czego można dożyć - mówił Wajda, a licząca ponad tysiąc osób widownia Teatru Muzycznego w Gdyni zgotowała mu owację na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji