Artykuły

Konopielka na czwórkę

"Pisze drugie słowo i czyta: Taplary! Taplary! Przyglądam się temu co wyrysował, papier oczyma dro­pie i nie mogę, nie mogę choroba wypatrzeć Taplarów, dzie tu Taplary, jak to zaczarowane, że wioska jest a ja jej nie widze..."

Gdzie są te - Taplary? Co to za społeczność? Czy to gwara? A w ogóle to - za czym i przeciw ko­mu?

Gotowało się w prasie literackiej po ukazaniu się "Konopieiki" Edwar­da Redlińskiego. Ścinali się znawcy, szukali odpowiedniej szufladki hi­storycy literatury i krytycy. Jednak najagresywniej zareagowali zwykli połykacze zadrukowanych kartek wydzie­rając sobie książczynę z rąk i na­pastując biednych księgarzy o jesz­cze. Pod koniec ubiegłego roku po­jawiła się na Festiwalu Teatrów Jed­nego Aktora we Wrocławiu pierwsza adaptacja prozy Redlińskiego. Za nią posypały się następne, ktoś sięgnął po wcześniejszy ,,Awans".

Takie spontaniczne "festiwale jed­nego autora" nie trwają długo, ile potrwa ten. Tekst "Konopielki" jest bardzo wdzięczny, pełen humoru, epatuje swojską filozofią, ma efektow­ną pointę, efektowną nie znaczy wy­korzystującą tanie chwyty. Każda adaptacja powoduje stosy papieru z pochwałami i zachwytami, zbierają je po części realizatorzy, zbiera je przede wszystkim tekst Redlińskiego, któ­ry trudno zepsuć, bo ładunek w nim jest ogromny, coraz to wybu­cha, a hałasem ściąga chmary wi­dzów. Radliński działa jak magnes. Nie inaczej jest w Jeleniej Górze... "A to może ludkowie, słyszym, że już nigdzie spokoju nima, nawet u was widze diabeł penetruje!"

Pierwszej adaptacji "Konopielki" dla sceny zawodowej, pierwszego nie monodramu, dokonał Grzegorz MRÓWCZYŃSKI reżyser całego zaj­ścia - student wydziału reżyserii w przyszłości etatowy pracownik jele­niogórskiej sceny.

Sceniczne dzieło wypadło wdzięcz­nie, prapremierowi widzowie skrę­cali się ze śmiechu, nawet sam au­tor śmiał się zdrowo, ale lojalnie muszę przyznać, z pomysłów reżyser­skich, (siedział koło mnie widziałem), a nie ze swojego tekstu. Mrówczyń­ski znalazł środki, którymi udało mu się bez uszczerbku dla tekstu, na tyle na ile jest to możliwe przy adaptacjach, zastąpić narrację Kaziuka, obrazami i sytuacjami. Oczywiście w granicach rozsądku tak, że Redliński bez trudu rozpoznawał własny tekst, co w dzisiejszych czasach musi być sporą satysfakcją dla autora. Stąd na pewno wszystkie brawa dla reżysera nie są bynajmniej kurtuazją, lecz rzeczywistym podziwem dla zręczności, słuchu i... taktu.

Bardzo prosta, z kilku podestów i ław, stołków, scenografia, podzieliła widownię na ćwiartki, kostiumy, świa­tło - stłumione, ciemne, podkreśla­ją klimat. Scenograf Marian Iwanowicz wyważył każdy szczegół precyzyjnie, posługując się raz konkret­nym rekwizytem, raz tylko symbolem.

Najtrudniejsze zadania mieli akto­rzy, nie łatwo przy pomocy własnego ciała i własnego głosu trafić do prze­konania wszystkim, którzy "Konopielkę" odrobinę wcześniej przełknęli kartka po kartce.

Kaziuk, główny bohater, narrator, nasz cicerone po Taplarach, ciekawy wszystkiego, komentator, chcący i nie chcący postępu, dla którego cały świat mieści się w obrębie paru cha­łup i własnej świadomości, a ta ostat­nia bariera jest nieprzekraczalna. Krzysztof Kursa poodkrywał niuanse Kaziukowej mentalności i odniósł ko­lejne zwycięstwo potwierdzając swoje wciąż rosnące możliwości.

Wszystkie postacie pojawiające się w opowieści narratora są opisane i scharakteryzowane, trudność pole­gała jedynie na właściwym doborze. Większość aktorów jeleniogórskiej sceny była zajęta pracą przy,"Peer Gyncie" i obsadę z konieczności uzupełnili pracownicy techniczni i ad­ministracyjni teatru. Barwną postać Domina zaprezentował Ryszard Woj­narowski będący na etacie rekwizytora, już kilka razy zdradzał się za swym autentycznym talentem aktorskim, popisując się paroma rolami charakterystycznymi. Kolejna osoba to Handzia, ślubna małżonka Kazika. "Dobry kawał baby, dziewczyna gruba, tłusta, cycata. Ręce grube. Nogi grube. Włosy gęste. Nos nieduży. Nie garbata. Nie ślepa. Nie kulawa. Tyle że z to pindo sprawa nie jasna..." Handzię zagrała Teresa Leśniak, nie wszystko oczywiście zgadzało się z autorskimi "didaska­liami" ale aktorka nadrobiła "bra­ki" swoją propozycją, lekko ją momentami przerysowując to w jedną (groteski) to w drugą (patosu) stronę i chyba był to właściwy klucz do roli. Czwartą liczącą się propozycją była postać Tatki cienko i precyzyj­nie naszkicowana przez Zbigniewa Stokowskiego. Do reszty wykonawców zgłaszałbym pretensje w skali od jeden do dziesięciu w zależności od persony. Ze zniżki mogą korzystać jedynie adepci i pracownicy techni­czni. Największe pretensje mam do Bolesława Andrzejczyka (Dziad), któ­ry miał spore możliwości zaprezento­wania warsztatu i z tego nie skorzy­stał najmocniej psując całe wraże­nie.

Krawiec kraje jak mu materiału staje... W Jeleniej Górze brakło paru aktorów do pełnego sukcesu. Jednak spektakl z powodów podanych na wstępie jest znakomitą zabawą, za parę dni wszyscy na własne oczy przekonamy się o wartości tego przedstawienia, bowiem "Konopielka" znalazła się w programie XV Festiwalu Polskich Sztuk Współcze­snych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji