Artykuły

Trochę starsi aktorzy

W Dramatycznym, w Warsza­wie, pewnego nieodległego wieczoru przed kompletem publiczności, która czekała na "Hamleta", ukazał się zamiast Piotra Fronczewskiego przedstawiciel administracji teatru. Zmieszany, odwołał przedstawienie z powodu niedyspozycji głównego aktora. W Warszawie jednak wszys­cy dobrze wiedzą, że gdy inspicjent prosił Hamleta na scenę, okazało się że ten - był przed chwilą w tea­trze! - ulotnił się z garderoby jak kamfora.

W innym teatrze, to znaczy w Polskim, przed pół wiekiem, pisa­łem o tym tu, w "Życiu", powtarza­jąc za Bronisławem Dąbrowskim, który mi rzecz opowiedział, doszło do owej pamiętnej historii, kiedy to na premierze "Wieczoru trzech króli" zalali się w sztok Józef Kon­drat, Jan Kurnakowicz i Władysław Grabowski. Trzeba powiedzieć, że nie najgorsze nazwiska. Otóż na tym właśnie przedstawieniu Kondrat każdą kwestię zaczynał od: "tiepier ja". Zdesperowany reżyser, Karol Borowski, wyszedł przed kurtynę 1 oznajmił publiczności, że z powo­du choroby aktora odwołuje przed­stawienie. Nazajutrz ukazała się recenzja Antoniego Słonimskiego, któ­ry zachwycał się aktorami, pełnymi wdzięku, lekkości i finezji, a obu­rzał na nieobyczajnego reżysera, który, spity, przerwał w sposób nie­stosowny spektakl. Bóg raczy wiedzieć, jakie to mo­tywy, jakie falowania duszy ludz­kiej sprawiają, że oto nagle postę­pujemy zupełnie odmiennie, niż na­kazuje konwenans. I u nas, wajchowych, różne rzeczy się dzieją, pisał Sławek Mrożek. Dlatego zasmucają mnie opinie niektórych moich kolegów-recenzentów, którzy znęcają się nad wspomnianym "Hamletem" w Dramatycznym, dostrzegając dysku­syjną przecież przyczynę porażki Fronczewskiego w podejmowaniu przez niego różnorodnych działań aktorskich, a między innymi w ka­barecie TV. Do diabła z tymi zabie­gami o zachowanie upiornego em­ploi straszącego artystów od czasów teatru klasycznego. To ono właśnie i metoda na psychologizmy sprawi­ły, że doszło do poszufladkowania aktorów. Ci zaś, a takie to niby ko­zaki, dali się w tych szufladkach zamknąć. Więcej, poczytują sobie takie klasyfikacje za honor. I mamy oto do czynienia z heroinami i ka­tonami, którzy niczego innego nie umieją jak tylko być heroinami i katonami. Aktorstwo bywało i być powinno dalej różnorodnością, wtedy tylko przyniesie radość. Mam cyto­wać wspaniale nazwiska? Piotr Fronczewski, jeden z naj­wybitniejszych aktorów polskich - polskich, a nie tam swego pokole­nia, jak się pisze - umie wszystko robić w teatrze. Przeto nie wypę­dzajcie go z TV, ani z kabaretu, ani z komedyjek. Przecież najsympaty­czniejszą nagrodą ostatniego festi­walu telewizyjnego w Olsztynie by­ła nagroda dla Fronczewskiego, Ol­brychskiego i Pszoniaka za przepię­kne wykonanie "Lokomotywy" Tu­wima. Krótkie i smaczne. A propos. Skończył się właśnie jeszcze jeden festiwal, tym razem festiwal filmów krótkometrażowych w Krakowie. Już się rozpoczyna dyskusja na ten temat, powtarzają się zarzuty jak przed rokiem. A przecież niech ktoś wreszcie powie, iż największą wadą krótkich filmów jest to, że są one długie. Wracajmy jednak do swoich bara­nów. Podobnie jak z Fronczewskim ma się sprawa z Danielem Olbrychskim, który zresztą także grał Hamleta, tyle że bez kolizji. No, ale on,mniemam, jest po prostu twardy chłop, a i nie poszturkiwano go zre­sztą za tę rolę. Olbrychski opuścił Teatr Narodowy. Być może z arty­stycznych powodów. I świetnie. Jest, jeśli nie największym aktorem pol­skiego filmu, to na pewno najgło­śniejszym z naszych w świecie. I oto teraz, gdy jest swobodniejszy, mamy go, i to w świetnej formie, także w telewizji. Od wspomnianej "Lokomotywy" po Raskolnikowa, od estrady poetyckiej po śpiewanie. Po diabła mu było wyłączne emploi bo­haterskiego amanta. Musimy bardzo uważać, by się nie przeziębił, bo po Lelouchu, do którego idzie na dużą rolę, mierzą w niego już Ameryka­nie.

Dedykuję te bluźniercze słowa naj­młodszym aktorom. By się nie wsty­dzili błazeńskich dzwoneczków. Pa­miętajcie, same łzy to abstrakcja. A nasi wielcy sceny, i najczęściej opiekunowie szkół aktorskich, nic tylko płaczą i płaczą. Warto by ich kiedyś podsłuchać w łazience, przed lu­strem! Jeden Gustaw Holoubek po­wiedział mi przed laty w Zakopa­nem: "Rysiu, jak ja bym sobie po­śpiewał, nie masz pan pojęcia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji