Artykuły

Powrót Człowieka z La Manchy

Przedstawienie zachwyciło publiczność i recenzentów, którym dla kreacji Stanisława Ptaka wprost brakowało słów zachwytu. Po 27 latach, w najbliższą sobotę, zobaczymy tego samego artystę w tej samej roli.

Nie wiem; czy ktoś z pań­stwa siedział w więzieniu - zwrócił się, jakby mimochodem, do dziennikarzy zgromadzonych na konferencji prasowej Stani­sław Ptak. Pytanie znakomitego aktora i kpiarza nawiązywało do miejsca akcji musicalu "Czło­wiek z La Manchy" Mitcha Leigha i związanych z owym miej­scem, niekoniecznie dla wszyst­kich zrozumiałych, elementów subkultury więziennej.

Cervantes, wrzucony tam przez Świętą Inkwizycję, wzięty jest jakby w dwa ognie - stresz­czał spektakl reżyser chorzow­skiej premiery Józef Opalski z Krakowa - z jednej strony bo­haterowi grozi śmierć z wyroku Inkwizycji, z drugiej inni więź­niowie chcą mu spalić rękopis. I tak powstaje swoisty teatr w teatrze - przedstawienie "Don Kichota" w wykonaniu więź­niów odbywających swe kary razem z Cervantesem.

Skądinąd sławny pisarz hisz­pański znał doskonale zarówno warunki XVI-wiecznych wię­zień, jak i obyczaje ich - określ­my to - bywalców. Najpierw zo­stał porwany przez piratów i spędził 5 lat w ciężkiej niewoli w Algierze. Za śmiałe próby ucieczek skazano go na śmierć, ale wyroku nie wykonano ze względu na spodziewany okup. Później Cervantes dużo podró­żował po Hiszpanii, stykając się z różnymi ludźmi, w tym też z kryminalistami, ukazanymi na­stępnie w "Don Kichocie". W 1592 r. został aresztowany na podstawie oskarżenia o nielegal­nie zarekwirowane zboże. Zwol­niony za kaucją popadł w jesz­cze większe kłopoty finansowe. Po 5 latach zaaresztowano go na trzy miesiące za nieścisłości w rachunkach. Rzecz powtórzy­ła się w 1602 roku i wówczas najprawdopodobniej w murach więziennych rozpoczął pisanie "Don Kichota". Po kolejnych kilku latach na skutek nieporo­zumienia wraz z Cervantesem do więzienia trafiły także jego sio­stry.

Stanisław Ptak zwrócił uwagę na fakt, że musical ten powstał jako protest przeciw rozpasaniu w Ameryce i zanim trafił na Broadway krążył po peryferyj­nych scenach nowojorskich - prapremiera odbyła się 22 listo­pada 1965 r. w teatrze ANTA - a Józef Opalski zacytował opinię pierwszego reżysera "Człowieka z La Manchy" Alberta Marre'ego, że odbiór tego utwo­ru nie jest zwykłym oglądaniem sztuki, lecz przeżyciem religij­nym. Przypomnijmy jeszcze opi­nię autora libretta, Dalego Wassermana: "Najciekawszy aspekt "Człowieka z La Manchy" to fakt, że utwór ten jest ustawiony wbrew i przeciwko głównym nurtom filozoficznym teatru na­szej epoki... teatru alienacji, mo­ralnej anarchii i rozpaczy". Bo­haterowie "Człowieka z La Manchy" tęsknią do szczęścia i miłości marząc, by "śnić sen najpiękniejszy ze snów".

Rzeczywiście przedziwny to musical, pozbawiony elementów rewii, gagów i dowcipów. Dlate­go też niektóre inscenizacje światowe próbowały "wzboga­cać" go dodatkowymi "atrakcja­mi". Chorzowska inscenizacja powraca jednak do prostoty ory­ginału, a aby nie niszczyć kon­templacyjnej aury zostanie za­prezentowana bez przerwy!

Podczas konferencji zwrócono również uwagę na fakt, że jeżeli inne sławne musicale miały swe znakomite wersje filmowe ("Cabaret", "Skrzypek na dachu" czy ostatnio "Evita"), wyreżyse­rowany przez Arthura Hillera film oparty na "Człowieku z La Manchy" padł pomimo udziału w nim Sophii Loren. Wydarze­niem artystycznym natomiast stała się paryska inscenizacja musicalu z Jacques'em Brelem w roli tytułowej.

Zaledwie 5 lat po prapremie­rze światowej wystawiono mu­sical w Gliwicach. W tamtych czasach w Operetce Śląskiej bezapelacyjnie królowali baro­nowie cygańscy i księżniczki czardasza. Początkowo zespół był przeciw inicjatywie zapre­zentowania tak nieoperetkowej pozycji - przypomniał Stani­sław Ptak. Jednak właśnie "Człowiek z La Manchy" okazał się największym sukcesem w dziejach gliwickiego teatru. Inscenizację przygotowali nie­żyjący już dziś Mieczysław Da­szewski (reżyseria) i Stanisław Tokarski (kierownictwo mu­zyczne). Rolę Aldonzy prezento­wała na premierze Krystyna Westfal, obecna szefowa arty­styczna Teatru Muzycznego w Gliwicach. Grała ją również zmarła w latach 80. Stella Osuchowska. Sancho Pansą był Jerzy Michalus.

Przedstawienie zaskoczyło i równocześnie zachwyciło pu­bliczność oraz recenzentów, któ­rym dla kreacji Stanisława Pta­ka w roli tytułowej wprost bra­kowało słów zachwytu. Po 27 la­tach, w najbliższą sobotę, zoba­czymy tego samego artystę w tej samej roli, ale tym razem na sce­nie chorzowskiego Teatru Roz­rywki. Obecną realizację, wspól­nie z Józefem Opalskim przygo­towują Marek Braun (scenogra­fia), Jerzy Jarosik (kierownictwo muzyczne) i Julian Hasiej (cho­reografia). W sobotę do Chorzo­wa wybiera się ponoć nie tylko "cały Śląsk", ale również "pół Krakowa".

Odtwórcy pozostałych dwu głównych ról to Maria Meyer (Aldonza) oraz Jacenty Jędrusik (Sancho Pansa). Miejmy nadzie­ję, że nie zapeszył sobotniej pra­premiery Stanisław Ptak swym przejęzyczeniem, iż chorzowski teatr ma szczęście i zawsze wy­chodzi... na tarczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji