Artykuły

Z dokładnością ściągi

"Tristan i Izolda" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Trochę aktorstwa, trochę lalkarstwa. Trochę rapowatego podśpiewywania, trochę deklamowania. Trochę jakby współcześnie, trochę jakby średniowiecznie. W sumie - bardzo niewiele.

Dzieje Tristana i Izoldy opowiedziane są z morderczą dokładnością. To, co Joseph Bedier zebrał i odtworzył w swojej wersji tej historii, Bogdan Ciosek przełożył na scenę. Z dokładnością szkolnej ściągi, w której nie chodzi o wyrażenie osobistego stosunku do dzieła, ale o w miarę szybkie i bezbolesne zapoznanie się z jego treścią. Po zdaniu egzaminu (i obejrzeniu spektaklu) można spokojnie zapomnieć o Tristanie, Izoldzie, królu Marku, napoju miłosnym, złych baronach, podstępnym karle, trędowatych, mieczu leżącym między kochankami i wielu innych szczegółach tej opowieści.

Mam wrażenie, że reżyser potraktował tworzenie tego przedstawienia jako męczący obowiązek uprzystępnienia światowego arcydzieła widzom Groteski. Widzom raczej młodym, trochę więc pokokietował melorecytacją nieco przypominającą rapowanie i współczesnym wyglądem piątki ubranych w czerń aktorów. Aktorzy trochę prowadzą narrację, trochę grają bohaterów opowieści, trochę animują lalki. Żadnej z tych ról nie wykonują przekonująco. Narracja jest chaotyczna, niby-muzyczna, aktorstwo pozbawione prawdziwych emocji, chwilami przypominające szkolne występy ambitnych licealistów, a gra z lalkami polega na wystawianiu ich na scenę i zestawianiu z niej.

Miejscem gry jest niewielki czarny podest, na którym zbudowano ażurową konstrukcję z rurek, przypominającą dom, a trochę ołtarz z rozkładanymi skrzydłami. Za podestem - ekran, na którym wyświetlane są projekcje, tautologicznie dopowiadające to, co dzieje się na scenie (gdy Tristan płynie po morzu - widzimy fale morskie, gdy miłość płomienna rozkwita - płomienie). Za podestem też, na tle ekranu, stoją lalki. I właściwie mogłyby tam pozostać, bo współistnienie aktorów, będących w tym przedstawieniu więcej niż tylko animatorami, i lalek, nie ma żadnej logiki, przeciwnie - wydaje się absolutnie przypadkowe.

Wyłowienie z tego chaosu tematu miłości Tristana i Izoldy, miłości silniejszej niż wszystko, wymaga nie lada wysiłku. Ani u grających kochanków aktorów (Maja Kubacka i Tomasz Kowol), ani w lalkach śladów miłosnej choroby nie sposób odnaleźć. Nie mówiąc o innych uczuciach, sprawach i problemach. No cóż, w ściądze z zasady nie ma na to miejsca. Gdyby ktoś chciał przekonać się, że ta sławna historia naprawdę pięknie opowiada o niezwykłej miłości, powinien samodzielnie zapoznać się z "Tristanem i Izoldą" i nie wierzyć przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji