Artykuły

"Cafe Luna", czyli czekając na tego jedynego

"Cafe Luna" Anny Burzyńskiej w reż. Józefa Opalskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej Trójmiasto.

Inspirowana filmami Almodovara "Cafe Luna" - premiera inaugurująca nowy sezon w Teatrze Miejskim w Gdyni - może nie porywa wysokimi lotami, ale urzeka nostalgicznym klimatem i piękną muzyką.

"Cafe Luna" to tekst, który w sobotę miał swoje prapremierowe wystawienie na Małej Scenie Teatru Miejskiego w Gdyni. Jego autorką jest Anna Burzyńska (dziesięć lat temu Teatr Miejski wystawił jej sztukę "Mężczyźni na skraju załamania nerwowego w reżyserii Piotra Łazarkiewicza), której pomysł podsunął Józef Opalski, reżyser gdyńskiego przedstawienia.

Wysokie obcasy

Cafe Luna jest podrzędną knajpką ze znudzonym kelnerem (Maciej Sykała), gdzie późnym wieczorem spotykają się trzy przyjaciółki: fryzjerka Rosita (Beata Buczek-Żarnecka), infantylna miłośniczka różowych koronek i sztucznej biżuterii; zafascynowana Harleyami Carmela (Elzbieta Mrozińska), która klnie jak szewc oraz bezrobotna i nieco bezbarwna Bianca (Olga Barbara Długońska). Przychodzą tu co wieczór, żeby topić smutki w szklance, wspominać miłość swojego życia i czekać. Na tego jedynego. Każda z nich wierzy, że prawdziwa miłość jest na wyciagnięcie ręki. Jeśli nie dziś, to jutro. A jeśli nie jutro ani pojutrze? I tak będą czekać.

To ich wyczekiwanie ze szklanką w ręku - paradoksalnie - posuwa akcję do przodu. Choć nic wielkiego się nie dzieje. Pokłócą się, uśmieją, pozwierzają, powspominają - razem jest lżej. Wspólne czekanie jest lepsze niż w pojedynkę. Na razie mają tylko siebie, ale za chwilę ktoś może się pojawić. Zwłaszcza, że zaczynają w tej intencji się modlić.

Bohaterki "Cafe Luny" to zwykłe kobiety - wystrojone jak na odpust (tak kiczowate, że aż ciekawe kostiumy Zofii de Ines), które spędzają czas w podrzędnym barze, wyposażonym w meble z dyskontu. Ale za to świadome swych pragnień, wewnętrznie silne i obdarzone temperamentem. Takie, jakie portretuje Pedro Almodovar, do którego Burzyńska nieustannie czyni aluzje. Nie tylko w kwestii soczyście barwnych i przejaskrawionych kostiumów, nie tylko cytując tytuły jego filmów albo każąc bohaterkom wykonywać jego ulubione piosenki, ale odwołując się do specyficznej, przepełnionej namiętnością i nostalgią atmosfery tych obrazów. Że tak charakterystycznym dla reżysera wątku transpłciowości nie wspomnę.

Drżące ciało

Zanim zjawi się On (w takiej roli Rafała Kowala jeszcze nie widzieliśmy!) bohaterki wyjawią nam swoje tęsknoty i uczucia, wykonując piosenki znane z filmów. Te utwory to bardzo ważny składnik przedstawienia. Przepięknie zaaranżowane przez Piotra Salabera i wykonane z klasą jazzujące piosenki zdają się nie pasować do tego banalnego wnętrza, do tych z pozoru pospolitych kobiet, które częstują widzów bon motami w stylu "mężczyźni wolą kobiety piękne niż mądre, bo lepiej wychodzi im patrzenie niż myślenie". Ale te utwory wynoszą prostą historię trzech kobiet ponad zwykłe babskie gadanie. Ich rozważaniom nadają głębszy sens i ubierają je w wyszukaną formę.

Dlatego kameralny spektakl "Cafe Luna" - choć nie porywa oryginalnością ani wysokimi lotami - urzeka nostalgicznym klimatem i muzyką. I może się podobać publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji