Artykuły

Bożena Kociołkowska: Taniec żyje jak wiatr

- Balet dziś to teatr tańca wszystkich jego rodzajów. W instytucjach baletowych w Polsce pracuje 521 osób. Ile lat trzeba poświęcić, aby wyuczyć się tego zawodu? Nie ma jednak przyszłości bez przeszłości - mówi Bożena Kociołkowska, tancerka, pedagog, choreograf, primabalerina Teatru Wielkiego w Warszawie w latach 1961-1986 oraz prezes Fundacji Sztuki Tańca.

W swojej karierze primabaleriny, zarówno na scenie Teatru Wielkiego, jak i w innych teatrach w kraju i za granicą, kreowała Pani kilkadziesiąt ról z wielkiego repertuaru tańca klasycznego i nie tylko. Po premierze baletów Sergiusza Lifara w Teatrze Wielkim publiczność i krytycy uznali, że jest Pani wybitną indywidualnością aktorską wśród tancerzy, pełną spokoju, prostoty i dystynkcji.

- Moje role nie były tylko rodem z repertuaru klasycznego. Tańczyłam "Święto wiosny" czy "Trójgraniasty kapelusz" i "Orfeusza", a to nie są balety klasyczne.

Rzeczywiście, krytycy przyrównywali mnie do tancerek angielskich, rosyjskich, a mnie zależało na tym, aby widziano we mnie artystkę polską. U wszystkich znanych tancerek liczy się osobowość. Słynna Alicja Alonso tańczyła na scenie w Hawanie, gdy miała 78 lat. Oglądałam ją osobiście. Osobowość artysty to nie tylko umiejętności techniczne, ale umiejętność poruszania się, wrażliwość. To sposób bycia wyróżniający danego artystę. Techniki można się nauczyć, ale talent daje nam Pan Bóg. Artyści są uwrażliwieni na wiele spraw. Od nas zależy, jak wykorzystamy talent i w jaki sposób uzewnętrznimy własną osobowość, żeby zwrócić uwagę publiczności, być przez nią zaakceptowanym i zapamiętanym. Ola Sawicka, nasza znakomita balerina, wychodziła na scenę i praktycznie mogła nie tańczyć. Roztaczała wspaniałą aurę, fascynowała publiczność właśnie swoją osobowością.

Potem była Pani dyrektorem artystycznym Baletu Teatru Wielkiego w Łodzi, Opery i Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku, w latach 1994-1995 dyrektorem artystycznym Państwowej Szkoły Baletowej w Warszawie, a w latach 1998-2007 dyrektorem artystycznym Szkoły Baletowej w Bytomiu. Pracowała pani w Europie Zachodniej w Operze w Rzymie. Mając tak wielkie doświadczenie, jak pani ocenia kondycję baletu?

- Dziś w balecie królują choreografowie. To są wizjonerzy, którzy potrafią za pomocą ciała przekazać swoje pomysły. Świat się zmienia. Pojawiają się nowe trendy, nowe spojrzenia na sztukę. Kiedyś dominantą było piękno, a dziś taniec, prezentowany w zupełnie inny sposób, łączy klasykę ze współczesnością. Dlatego mówię o zmianach w tańcu szeroko pojętym, w którym kreatywni twórcy baletu potrafią tworzyć nowe techniki, nowe środki wyrazu. We współczesnej sztuce baletowej mamy do czynienia z fenomenem ciała kształtowanego wyobraźnią choreografa i tancerza.

Taniec przez lata nie był objęty ochroną wartości intelektualnych. Balet nie miał szans, aby chronić swoje dobra. Uważam, że perły twórczości baletowej powinny być zachowane w klasycznej formie, bez zmian. Choreografowie, zamiast wprowadzać zmiany do "Dziadka do orzechów", powinni tworzyć nowe dzieła, które może też przejdą do historii. Jako pierwszy o ochronę praw autorskich wystąpił David Lichine dla "Balu kadetów" w 1941 roku. Dziś wybitni twórcy muszą dać zgodę nawet na jednokrotny pokaz ich choreografii, np. na konkursie dla dorosłych tancerzy, a nawet i uczniów.

Niełatwo znaleźć w historii baletu kogoś dorównującego Pani. Po zakończeniu kariery tancerki zaczęła Pani robić coś zupełnie innego. Postanowiła Pani podzielić się swoimi umiejętnościami. I została dyrektorem artystycznym w ważnych placówkach kultury.

- Tańczyłam 26 lat główne role jako czołowa balerina w balecie Teatru Wielkiego w Warszawie, uczestnicząc w kilkudziesięciu realizacjach baletowych. Nasz zawód jest bardzo trudny i odpowiedzialny. Jakże niesprawiedliwe jest życie tancerza, który uczy się w szkole dziewięć lat, aby przez zaledwie kolejnych dwadzieścia pozostawać na scenie. Schodzi z niej w wieku 40-42 lat i właściwie nie ma nic. Nie ma co ze sobą zrobić. To jest problem, który stoi przed wszystkimi artystami baletu. Dużo zależy od tego, jak taki młody artysta został wychowany. Ja wiele zawdzięczam mojej mamie. Dla niej liczyła się praca nad sobą. Pewnie także dlatego, po brutalnym rozstaniu się z dnia na dzień Teatru Wielkiego ze mną, skończyłam studia pedagogiki tańca na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie oraz podyplomowe studia na SGH. A przecież opuszczałam gmach TW bez żadnych planów na dalsze życie

A czy miała Pani jakieś marzenia?

- Przez wszystkie lata pracy w Teatrze Wielkim spoglądałam z okien mojej garderoby na klomb przy ulicy Moliera, myśląc o tym, że już tak wiele pokoleń tancerzy pracowało w polskim balecie i nikt tego nie pamięta. Wymarzyłam sobie, że w tym miejscu stanie pomnik w hołdzie polskim artystom baletu. Minęło 55 kolejnych pracowitych lat. I marzenie się ziściło. Po zakończeniu pracy jako balerina nie chciałam grać roli emerytki, pragnęłam służyć sztuce tańca na różne sposoby. Miałam misję do spełnienia. Szkoda, że balet mną się nie interesował, nie chciał, abym była choreografem, pedagogiem. Skończyłam w tym czasie studia turystyczne w Gdańsku, dzięki którym poznałam 45 krajów. Ale cały czas miałam pasję, którą był taniec. Zorganizowałam festiwal "Dance of the World", pierwszy w Polsce przegląd tańca nowoczesnego. Współorganizowałam I Światowy Kongres Tańca w San Francisco, a także Międzynarodowy Konkurs Choreograficzny Młodych Tancerzy w Bytomiu, trwający do dziś. Gdy w różnych teatrach na świecie dowiedziano się, że jestem wolna, zaczęto mnie wszędzie zapraszać. Zostałam Maitre de ballet Opery w Rzymie, a tam balerina z moim doświadczeniem pracowała wyłącznie z najlepszymi tancerkami. Odwrotnie zresztą niż w Polsce. Przygotowałam w tym czasie kilkadziesiąt choreografii, których niestety nie mogłam zrealizować w ojczyźnie. W moim życiu artystycznym było jeszcze wiele ciekawych projektów.

A potem wymyśliła Pani Fundację Sztuki Tańca. Jakie były założenia tej instytucji?

- Po 10 latach pracy z młodzieżą zapragnęłam zmiany i w 2008 roku założyłam fundację. Chciałam żyć czymś więcej i zostawić coś po sobie. Fundacja została powołana w celu propagowania i ochrony dziedzictwa narodowego sztuki tańca w różnych jej formach. Ponadto, jednym z celów fundacji było postawienie pomnika upamiętniającego wiele pokoleń polskich artystów baletu, którzy oddali swoje talenty Polsce, wzbogacając naszą kulturę, a także rozsławiając polską sztukę tańca w kraju i za granicą. Pomnik ten jest obecnie priorytetem działalności fundacji. Nie powiem, że praca w fundacji jest lekka. Trzeba stworzyć program, zdobyć pieniądze, samemu zająć się obsługą biura, nawet jego sprzątaniem. Fundacja pracuje 24 godziny na dobę. Jeśli nie liczysz, załatwiasz, to jeszcze trzeba coś zaprojektować. Muszę powiedzieć, że w kwestii postawienia tego pomnika mam ogromne wsparcie ze strony dyrektora Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemara Dąbrowskiego i, przede wszystkim, dyrektora ds. administracyjnych TW-ON Krzysztofa Płatka.

Jaki jest cel powoływania Instytutu Sztuki Tańca w Polsce?

- Celem powinno być utrwalanie dziedzictwa sztuki tańca w Polsce. Dlatego tak ważne i stymulujące dla naszej sztuki powinno być powstanie archiwum tańca, gdyż na naszych oczach ginie dorobek wielu pokoleń. Zwiedzałam Instytuty Tańca w Evanston i w Kolonii. Jakież wspaniałe mają archiwalia, dzięki którym mogą udokumentować prawie 100 lat historii rozwoju tańca w swoim kraju.

Taniec w Polsce ma wielowiekową tradycję. Teatr baletowy przez wszystkie lata był udoskonalany, a wielcy artyści doprowadzili formę widowiska baletowego do obecnego kształtu. Dlatego też nam wszystkim należy się placówka, o którą Pan pyta. Powinna ona mieć archiwum, bibliotekę, wideotekę, muzeum i część wystawową, powinna dokumentować zmieniające się trendy w sztuce tańca, przede wszystkim w Polsce.

Co zostawimy następnym pokoleniom? Pamiętajmy, że balet nie jest zwykłą rozrywką, popisami ładnych tancerek i zgrabnych tancerzy w efektownych kostiumach, lecz zaspokojeniem tkwiącej w człowieku głębokiej potrzeby serca i wyobraźni. Jest sztuką, która zaciekawia, wzrusza i uczy. Stoją za tym pokolenia tancerzy, choreografów, pedagogów, będących twórcami tej wyszukanej dziedziny sztuki. Już kolejne generacje tancerzy obdarowują swoimi talentami polską kulturę, wnosząc wkład w dorobek polskiego i światowego dziedzictwa sztuki tańca. Ze względu na swoją unikatową wartość niektóre rodzaje tańca są wpisane na światową Listę Dziedzictwa Niematerialnego UNESCO. Nie będę ukrywała, że pewien plan mojej fundacji będzie się z tym łączył.

Balet ma w Polsce ponad 231-letnią historię. Pani marzeniem jest powołanie Instytutu Sztuki Tańca i archiwum. Fundacja nie ma pieniędzy, żeby sfinansować działania na rzecz utworzenia obiektu użyteczności publicznej, który byłby centrum sztuki tańca, ośrodkiem kulturotwórczym, naukowym, z bogatym archiwum, promującym tę dziedzinę w Polsce i za granicą. A przecież istnieje w naszym kraju potrzeba utworzenia miejsca, w którym byłyby gromadzone materiały, dokumentacja dotycząca dziedzictwa narodowego sztuki tańca, baletu, teatru tańca, sceny alternatywnej, teatru ruchu i pantomimy. Jak decydenci odnoszą się do Pani projektu?

- Już czterech ministrów mi odpowiedziało, że popiera taką inicjatywę. Skończyło się jednak na korespondencji. Czy komuś w ogóle zależy na pielęgnowaniu kultury polskiej? Trzeba dziedzictwo narodowe sztuki tańca instytucjonalnie ochronić, gdyż na naszych oczach ulega rozproszeniu i niszczeniu. Jesteśmy to winni pokoleniom polskich tancerzy i choreografów. Oglądałam takie instytuty na świecie. Są one potrzebne do gromadzenia informacji i dokumentacji. Są łącznikiem między historią tańca a współczesnością. Niestety mnie lat przybywa. Czy wystarczy mi sił na realizację wszystkich pomysłów? Na razie cieszę się, że powstanie pomnik "W hołdzie polskim artystom baletu". Usytuowany będzie przy Teatrze Wielkim - Operze Narodowej vis a vis Szkoły Baletowej, kuźni młodych talentów. Ale pamiętajmy także i o tym, że sztuka tańca to garstka wtajemniczonych i tłum profanów. Żeby coś powiedzieć o sztuce baletowej, trzeba ją choć trochę poznać. Jest ona najmniej opracowana naukowo spośród działów kultury. Dlatego utworzenie archiwum powinno być priorytetem władzy: obecnej i przyszłej. Taniec współczesny przebija się do publiczności z ogromnym trudem, a my musimy biec, żeby nadążać za Zachodem. Cieszę się, że w Warszawie powstało Centrum Sztuki, dajmy jego twórcom i artystom czas, aby się mogli uczyć, bo mają w sobie wielki potencjał.

Jaka jest przyszłość polskiego baletu?

- Balet dziś to teatr tańca wszystkich jego rodzajów. W instytucjach baletowych w Polsce pracuje 521 osób. Ile lat trzeba poświęcić, aby wyuczyć się tego zawodu? Nie ma jednak przyszłości bez przeszłości. Dziś młodzi tancerze dostają szansę na popełnianie błędów. Dyrektor teatru jednak nie zatrudni niedoświadczonego choreografa. Twórca musi mieć sukces, aby go wpuścić do teatru i dać mu możliwość realizacji swojego projektu. A przecież w Polsce do dziś nie ma studiów choreograficznych z prawdziwego zdarzenia...

Czy pani zamierza zakończyć jeden etap działalności swojej Fundacji i zacząć nowy?

- Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz, jaki masz plan na przyszłość.

W sobotni wieczór, 8 października 2016 r., przy ulicy Moliera, obok Teatru Wielkiego - Opery Narodowej nastąpi odsłonięcie rzeźby Zbigniewa Stanucha "Tancerka". To dzięki Pani inicjatywie, jako prezesa Fundacji Sztuki Tańca, przy społecznym wsparciu, zostanie odsłonięty pomnik poświęcony artystom polskiego baletu.

- Balet w Polsce jest kopią tego, co powstało na świecie. Licząc od powstania baletu, czyli od 1785 r., zawód ten uprawia już dziesiąte pokolenie tancerzy . Komu więc trzeba by postawić pomnik? Należałoby ogłosić referendum, aby wybrać właściwą osobę. Nie nazywajmy więc tego monumentu "Tancerką", choć taki tytuł nadał jej rzeźbiarz. Zatytułowaliśmy tę rzeźbę: Terpsychora "W hołdzie polskim artystom baletu". Postać ta symbolizuje balet en bloc.

W jaki sposób wyłoniono zwycięski projekt pomnika?

- Do konkursu na rzeźbę zgłosiło się 56 artystów rzeźbiarzy. Jury pod przewodnictwem Rektora Akademii Sztuk Pięknych profesora Adama Myjaka i mnie jako Prezesa Fundacji Sztuki Tańca nagrodziło 5 prac, a także przyznało pięć wyróżnień. Taka decyzja świadczy o wysokim poziomie współzawodnictwa. Do realizacji skierowano pracę Zbigniewa Stanucha. Pieniędzy na wykonanie i postawienie rzeźby szukałam u 80 podmiotów. Przez pięć lat. I wreszcie spotkałam miłośnika sztuki tańca Andrzeja Bartkowskiego, prezesa Mazurkas Travel, który postanowił wraz ze swoim wspólnikiem Andrzejem Hulewiczem wesprzeć mój projekt. Ich firma jest generalnym sponsorem przedsięwzięcia. Dziękuję im za wszystko, co zrobili dla realizacji mojego marzenia i dla baletu polskiego.

Czy pozostałe wyróżnione prace mają także szansę na publiczną prezentację?

- Motto konkursu na rzeźbę brzmiało: "Taniec żyje jak wiatr w czasie teraźniejszym. Jak wielka to sztuka uchwycić go, a nie pozwolić, aby znieruchomiał". Publiczna prezentacja wszystkich, a potem nagrodzonych rzeźb, pokazana była na ośmiu wystawach zorganizowanych przez fundację. Część modeli została podarowana różnym instytucjom i warszawskiej szkole baletowej.

Wielka szkoda, że balet nie organizuje wyobraźni zbiorowej, tak jak np. piłka nożna, choć jest tak samo trudny. A sztuka przecież jest dialogiem ze światem zewnętrznym, jest jak czuły sejsmograf społeczeństwa. Artysta to echo współczesności nas otaczającej.

***

Na zdjęciu: Bożena Kociołkowska jako Odetta w "Jeziorze łabędzim", Teatr Wielki, 1973

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji