Gyubal Wahazar
Z dramatami Witkiewicza postępują reżyserzy bardzo różnie. Raz dążą do jak najwierniejszego przedstawienia tekstu sztuki, a więc treści i obrazów w niej zawartych. To znów na bazie danego dramatu (lub dramatów) tworzą własny utwór, dla którego tekst Witkiewicza jest jakby trampoliną wybijającą w nęcący świat groteski i surrealistycznych wizji. Kiedy indziej* sztuki Witkacego, nie pozbawione przecież siły komicznej wysokiej próby, stanowią po prostu pretekst do dobrej zabawy.
"Gyubal Wahazar" przygotowany przez Romanę Próchnicką w Starym Teatrze zalicza się niewątpliwie do pierwszej z wymienionych wyżej grup. Reżyserka, scena po scenie, akt po akcie rozegrała tę sztukę "na serio"; w konwencji niemalże czysto realistycznej. Aktorzy z konsekwencją godną tej właśnie konwencji pobudowali postacie o charakterze złożonych, ewoluujących w toku akcji. Oczywiście te postacie są zwariowane, tak jak zwariowana jest też cała rzeczywistość, w której przyszło im działać. Jednak w gruncie rzeczy to tylko przejaskrawienie rysunku barwą zbyt mocną o ton ledwie. To wariactwo... "na granicy normalności".
A grają wszyscy bardzo dobrze i dobrze: Wahazar - Edward Lubaszenko jako sztywny i dość tępy dyktator, wpatrzony w swoje zdziwaczałe jestestwo; Doktor Rypmann - Jerzy Święch, kryjący pod maską służalczego oddania władzy własne ciemne interesy; Morbidetto - Krzysztof Globisz, jadowicie zniewieściały kat w stylu punk; Poczciwota młynarz Kwibuzda - Rafał Jędrzejczyk, silący się na trywialną poufałość; Dwa histerycznie lubieżne, niedoszłe Kobietony: Scabrosa Macabrescu (Alicja Bienicewicz) i Lubrica Terramon (Ewa Ciepiela). Wreszcie - córka tej pierwszej, Świntusia (Anna Dymna) dojrzała, choć dziesięcioletnia, kobieta...
Ale jedna kreacja jest po prostu wybitna. To Ojciec Unguenty - Andrzeja Kozaka. Jego ciało słucha go jak marionetka wytrawnego lekarza: Ojciec Unguenty, połamany w artretycznych kurczach w jednej chwili nabiera młodzieńczej giętkości i sprężystości. To znów, ruchliwy jak drobne zwierzątko bezwładnieje nagle jak porzucona kukła. A wszystko to tak naturalnie wbudowane jest w rolę! Rolę tak świetną, że przytłaczającą, albo lepiej, niosącą spektakl. Ojciec Unguenty to niewątpliwie pierwszoplanowa postać tej inscenizacji, przerastająca Wahazara, Świntusię i całą resztę.