Śladami Szczedrina
NAJNOWSZA premiera w Teatrze Dramatycznym "Bałałajkin i spółka" prowokuje wiele pytań. Przede wszystkim kwestia... autorstwa. Bo tak - zasadniczym materiałem literackim spektaklu jest wydana w 1883 r. powieść Michaiła Sałtykowa-Szczedrina "Współczesna idylla". Sięgnął do niej, aby uczcić 150-lecie urodzin autora, znany rosyjski satyryk Siergiej Michałkow. Wówczas to powstała adaptacja sceniczna "Bałałajki i spółka", którą wystawił Gieorgij Towstonogow w Teatrze Sowriemiennik.
Natomiast twórca polskiej inscenizacji Ludwik René zaproponował trochę odmienny układ tekstu, inkrustując adaptację poezją Niekrasowa, co sam zresztą wyjaśnia na łamach programu. "Wybrane wierszę Niekrasowa stały się pretekstem dla muzyki, która podkreśla wodewilowy charakter przedstawienia, przeplatając akcenty liryczne satyrą". Różne stylistyki kolejnych przeróbek muszą niepokoić. Ale chyba najistotniejszy jest trop pierwowzoru, czyli Szczedrinowska "Idylla". Tłumaczy się on złożoną biografią artystyczną pisarza.
Michaił Sałtykow, znany pod pseudonimem Szczedrin, wzorowy uczeń Moskiewskiego Instytutu Szlacheckiego, a więc zdawałoby się idealny carski urzędnik, już po debiucie prozatorskim (1847-1848) zostaje decyzją władz (buntowszczik!) zesłany do Wiatki. Wówczas zbiera materiały do powieści "Szkice guberialne", która daleko ostrzej niż debiutanckie próby ukazuje marazm życia społecznego carskiej Rosji. Następnym istotnym etapem w kształtowaniu się wizerunku Szczedrina - satyryka jest wieloletnia działalność publicystyczna w "Otieczestwiennych zapiskach". Tam Szczedrin współpracuje z Niekrasowem (po jego śmierci obejmuje stanowisko redaktora naczelnego), tam uczy się języka skrótów, lapidarnych formuł, tam kształtuje się przejmujący humor jego prozy. Jeszcze jedno, Szczedrin (co również znakomicie sygnalizują "Szkice guberialne") potrafił ukazać absurd zjawisk potocznych, coś w rodzaju nienormalnej zwyczajności. Oto bohater opowiadania Szaławiły, który stwierdza po prostu: "U nas łapówek nie ma, jest administracja; żądam tylko tego, co mi się należy". Stopniowo Szczedrinowska obserwacja obejmuje różne dziedziny życia. Ta rozpiętość tematyczna okazuje się ważną cechą stylistyki. Na przykład postaci "Niewinnych Opowieści" raz są bohaterami minidramatów, kiedy indziej zaś tylko przykładami w reportażu. Mając coraz liczniejsze zatargi z cenzurą, Szczedrin uciekał się często do poetyki alegorii i symbolu. Szczególne miejsce zajmuje tu powieść "Dzieje pewnego miasta". Groteskowe miasto Głupowo jest szyderczym portretem rządów absolutnych. Jednocześnie kompromituje Szczedrin oficjalne kierunki badań historycznych, które gloryfikowały monarchię absolutną jako warunek rosyjskiej państwowości. Dlatego też wprowadził rozdziały będące parodiami języka oficjalnych rozpraw naukowych. Coraz rzadziej natomiast spotykamy u Szczedrina elementy czystej zabawy. Coraz częściej ironia graniczy z bardzo osobistym, tragicznym osądem rzeczywistości. W tej tonacji utrzymał autor "Listy do ciotuni" oraz "Współczesną idyllę". Mityczna ciotunia jest zbiorowym portretem inteligencji rosyjskiej, która uległa presji władzy. Metodę asekuranctwa "przeczekania" przyjmują także bohaterowie Idylli. Ale i Narratorowi, i jego przyjacielowi Głumowowi nie udaje się ocalić biernej niezależności. Obaj liberałowie podlegają reakcyjnej polityce rządu. Niepostrzeżenie wygodna pozycja widza staje się pozycją donosiciela czy wręcz kryminalisty. Szczedrin oskarża całą inteligencję, nie szczędzi i prasy, której przedstawicielem jest degenerat Iwan Oczyszczony - redaktor od wszystkiego i za każdą cenę. Smutną Idyllę kończy obraz społeczeństwa zniszczonego moralnie, skłóconego i ogłupionego bez reszty. Tyle Szczedrin.
Ale wróćmy do spektaklu w Dramatycznym. Ludwik René jakby nie dowierzał sile XIX-wiecznej satyry. Grozę Szczedrinowskich wizji rozjaśnił to poezją, to tańcem, to piosenką. Specyficznej metamorfozie podlegają bohaterowie sztuki. Tytułowy Bałałajkin - sprzedawczyk, łobuz, ale i człowiek, który szuka usprawiedliwienia dla swoich oszustw. Marek Bargiełowski ujął tę postać w cudzysłów jednoznacznej groteski. Zgoda, że potwierdził swój warsztat aktorski, że ciekawie rozbudował gestyką słowo. Lecz jednocześnie osłabił ironię i przejmujący humor pierwowzoru. Dalej Jan Tomaszewski i postać rzecznika kolonialnej polityki caratu pułkownika Rediedjego. Znowu zamiast drwin - farsowa przebieranka. Jeszcze inaczej gra Mirosława Krajewska (Faina), tym razem zapis satyryka otrzymał formę kupletów wodewilowych (muzyka - Paweł Buczyński). I tak rozgrywa się spektakl, któremu trudno odmówić urody. Zwłaszcza, że całą opowieścią kierują Narrator (Andrzej Szczepkowski) oraz Głumow (Witold Skaruch), którzy przynajmniej w pierwszej części spektaklu starają się akcentować charakterystyczny dla języka prozy Szczedrina dystans satyryka-obserwatora.
Szkoda więc, że reżyser nie określił ostatecznego wizerunku teatralnej Idylli. A swoją drogą warto sięgać do rosyjskich prozaików, tylko może nie ożywiając ich w rytmie wodewilu. No cóż. ta tonacja łagodzi drapieżną ironię, która wciąż brzmi przejmująco i ostrzegawczo.