Artykuły

Nie obudzić kataklizmu

"Lawina" w reż. Linasa Marijusa Zaikauskasa w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach w ocenie Agaty Niebudek

To nie jest sztuka ani łatwa, ani przyjemna. Chwilami może nawet nużąca... Ale w tej przedziwnej opowieści jakby nie z tego świata, w którym ludzie mówią szeptem i poruszają się tak, by nie robić zbędnego hałasu, odbija się nasza rzeczywistość. Nasze strachy i nasza niepewność.

Ciekawe jak "Lawina" Tuncera Cucenoglu byłaby odbierana w Polsce lat 80.? Najpewniej w ogóle nie miałaby szans pojawienia się na teatralnych deskach, bowiem zawarte w niej aluzje są aż nazbyt czytelne. Oto w jakiejś małej, zagubionej w górach wiosce ludzie żyją w ciągłym strachu przed zejściem lawiny. Dlatego, by nie obudzić kataklizmu nie podnoszą głosu, dlatego pochyleni ku ziemi cichutko szurają obwiązanymi szmatami butami. Rytm ich życia wyznacza wiejska starszyzna, która decyduje nawet o tym, kiedy wolno im się kochać. Bo dziecko też musi urodzić się w odpowiednim momencie. Mieszkańcy wioski o świecie wiedzą niewiele, w telewizorze najwyżej mogą włączyć wizję. Ograniczeni i wystraszeni od czasu do czasu wspominają tych, którzy odważyli się krzyknąć. Tak więc w Polsce generała Jaruzelskiego "Lawina" nie miałaby szans zaistnienia. Co jednak ten turecki dramat może powiedzieć nam dziś, gdy ponoć, mamy demokrację i wchodzimy do zjednoczonej Europy? Na deski kieleckiej sceny sztukę Cucenoglu przeniósł litewski reżyser Linas Zaikauskas, znany naszej publiczności z Ożenku. W swojej inscenizacji twórca przesunął punkt ciężkości z opowieści o totalitaryzmie, na historię wystawionej na próbę miłości. Dwoje młodych małżonków spodziewa się dziecka - rodzina i mieszkańcy wsi stają przeciwko nim, bo krzyk rodzącego się dziecka może wywołać lawinę. A wtedy wszyscy zginą. Zginąć więc musi ciężarna. Jak zachowa się mężczyzna, czy stanie w obronie żony, czy też będzie lojalny wobec współmieszkańców? I jeszcze jedno pytanie, na ile kataklizm jest realnym zagrożeniem, a na ile sposobem na sterowanie ludźmi? Dramat Tuncera Cucenoglu jest pełen symboli, również w warstwie scenograficznej. Na scenie widzimy ubogą, wiejską chatę, której charakter podkreślają etniczne makaty. Pełny realizm. Autorka oprawy plastycznej Bożena Kostrzewska idzie jednak dalej; meble i telewizor obwiązuje szmatami, tak jakby i te przedmioty trzeba było uciszyć. Aktorów ubiera w zgrzebne, rozciągnięte ciuchy, co podkreśla ich nieporadność i bezbronność. Sztuka toczy się niespiesznie, momentami, szczególnie w pierwszym akcie, może nawet nużyć. Tempa nabiera dopiero w drugiej połowie, kiedy to, paradoksalnie, do głosu dochodzą coraz to silniejsze emocje. Gra aktorów, choć z konieczności bardzo wyciszona, jest pełna napięcia. Znakomita jest Ewelina Gronowska w roli młodej kobiety. Aktorka doskonale prowadzi wojnę rozgrywającą się w umyśle ciężarnej, która z jednej strony fizycznie cierpi, a z drugiej tak straszliwie boi się swojego krzyku. Równie znakomita jest Ewa Pałuska w epizodycznej roli akuszerki. Aż dreszcz przechodzi po plecach, gdy ogląda się tę zimną i wyzutą z wszelkich uczuć postać. W ogóle w kieleckiej inscenizacji górą są panie, wspomnijmy jeszcze o kobiecie granej przez Teresę Bielińską, z jednej strony prymitywną i złą, z drugiej z trudem tłumiącą macierzyński odruch. Z panów na czoło wysuwa się Krzysztof Wieczorek w roli starca opętanego tragicznymi wspomnieniami. Jego jednostajny niczym tykanie zegara monolog jest rzeczywiście wstrząsający. Czy w Lawinie wybuchnie krzyk, czy ktoś odważy się podnieść głos i czy w końcu zejdzie uśpiony kataklizm?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji