Artykuły

Gitary na scenie, śmiech na widowni - kabaret?

"Sąsiedzi" Andrzeja Sadowskiego w reżyserii autora w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

Teatr określił "Sąsiadów" mianem komediowego thrillera, prościej jednak byłoby nazwać występy czworga aktorów mianem kabaretu z pretensjami.

Sytuacja wyjściowa w "Sąsiadach" to przeprowadzka inteligenckiej pary na wieś. Wątek komediowy znany od lat, przedstawiony jest w nietypowej dla teatru konwencji. Narrator z offii najpierw tłumaczy, co się wydarzyło, umiejscawia w przestrzeni teatralnej domy tytułowych sąsiadów, po czym... okazuje się, że brzdąkający na gitarze elektrycznej mło-dziak będzie akompaniował grającemu na drugiej gitarze elektrycznej i śpiewającemu Piotrowi Szekowskiemu. Przy drugim mikrofonie pojawia się Agnieszka Możejko-Szekowska. Życiowa i sceniczna para zaczyna wyśpiewywać historię swojego życia i przeprowadzki. To typowi inteligenci z pretensjami. Za mało zarabiają, on wszędzie widzi złodziei, nawet kradnących mu naukowe pomysły, ona byłą bibliotekarką, ale ma zacięcie pedagogiczne. W kpiącym tekście tłumaczą, że odległość 40 kilometrów od Warszawy to mniej więcej to samo co przebijanie się przez korki w stolicy. Świetnie rozegrana zostaje też obecność teściowych w ich życiu. Czujny mąż przerywa song i zaczyna się kabaretowa część mówiona.

Nie zawsze dobrze mieć sąsiada

Okazuje się, że obok kupionego przez nich domu z ogrodem i pobliskim lasem mieszka bezrobotny sąsiad pijak, który zaczyna coraz intensywniej ich odwiedzać, wreszcie ingerować wręcz i komentować ich życie. Początkowo wzbudza współczucie kreując się na wdowca, który samotnie opiekuje się 19-letnim synem. W miarę biegu skeczy, wychodzi z niego rap-tus, leń, pijak, i że pozwolę sobie zacytować klasykę polskiej komedii -jak pijak to i złodziej. Oprócz lepszych i gorszych skeczy (impreza zapoznawcza z naburmuszonym mężem i coraz śmielej poczynającym sobie sąsiadem wypada całkiem zabawnie) pojawiają się dość nieskomplikowane piosenki. Chociaż przejścia od skeczy do śpięwu wypadają płynnie, mnie ta formuła nie do końca przekonuje. Państwo Szekowscy dobrze się ze sobą czują na scenie i nawet ich inteligenckie niesnaski wypadają w miarę wiarygodnie.

Główną postacią "thrillerowej" części jest bardzo wiarygodny Sławomir Popławski. Przyodziany w gumofilce i brudny kombinezon okazuje się być dość mroczną postacią. Przeklina przy tym nie częściej niż przeciętne gimnazjalistki w środkach komunikacji publicznej. Zaś jego życiowe prawdy Polaka-cwaniaka wzbudzają u części widowni salwy śmiechu - oczywiście jeśli wzmocnione są "grubym" słowem.

Trzeba wyznaczać granice

Wychodząc na chwilę z tej kabaretowej konwencji, "Sąsiedzi" mogliby by być, jeśli nie ko-lejną teatralną "Rzezią" (pamiętna adaptacja filmowa dramatu teatralnego nakręcona przez Romana Polańskiego), to przynajmniej opowieścią o konieczności wyznaczenia granic. Ta podstawowa umiejętność inteligencji emocjonalnej pozwala zachować własną odrębność. W dramacie autorstwa Andrzeja Sadowskiego Sławomir Popławski umiejętnie stara się skracać dystans, szczególnie pomiędzy nim samym, a ponętną sąsiadką. Niby przypadkiem łapie ją za rękę, przechodzi na "ty", szuka współczucia. Początkowo traktowany jest z pobłażaniem. Brak wyraźnego wyznaczenia granicy skutkuje awansami pijaka połączonymi z powątpiewaniem w męskość jego sąsiada. Wreszcie w pieśni, która ma być rodzajem rozliczenia, pada uniwersalne w pewnych kręgach oskarżenie "Maciek to pedał". Czyli - można sobie wobec jego żony pozwolić na wszystko. Inteligenci inwestują w płot, separują się od uciążliwego i agresywnego sąsiada, nie wiedzą jednak jakimi kruczkami prawnymi mogą zostać pokonani. Czy za późno zaczęli wyznaczać granice, te dosłowne i te we własnych umysłach - na te pytanie nie dostaniemy odpowiedzi. Za to z widowni można usłyszeć radosny komentarz od pań w wieku dziadka Poszepszyńskiego ze słynnej radiowej sagi "jakie bułeczki!" na widok obnażonych pośladków Patryka Ołdziejewskiego, grającego milczącego syna wiejskiego raptusa.

Kabaret w teatrze?

Nie jest to opowieść o rywalizacji trzech samców o samicę, ani kabaret moralnego niepokoju. Raczej teatralny pomysł na kabaret zw scenami i dialogami wziętymi wprost z życia. Tylko czy po to chodzimy do teatru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji