W Grotesce
Zeszłoroczny konkurs na sztukę lalkową przyniósł w rezultacie kilka interesujących utworów, które zasiliły ubogi repertuar teatru lalek. Jedną z nagrodzonych sztuk wystawiła także krakowska "Groteska"'. Jest to "Lampa Aladyna" pióra Franta i Waganta.
Sztukę oparli autorzy na wątkach baśni ze znanego zbioru "1001 nocy". Około 60 stron tekstu - mam pod ręką autoryzację Leśmiana - zostało tu określonych do rozmiarów niespełna półtoragodzinnego widowiska. Po robocie widać, że kreślili fachowcy teatralni, którzy woleli pewne sprawy pokazać niż o nich opowiadać, zgodnie zresztą z podstawowym założeniem techniki dramaturgicznej. I to im się chwali. Szkoda tylko, że autorzy nie oszczędzili bardziej biografii głównego bohatera bajki, Aladyna. W nim bowiem zawiera się chyba cały potencjał dydaktyczny utworu.
W oryginale Aladyn jest paskudnym leniem, który całymi dniami zbija bąki, komplikując jeszcze bardziej życie biednej, owdowiałej matce. Dopiero pod wpływem piekielnych machinacji czarodzieja Maga-gagi (Rocoendra) staje się rozsądnym chłopcem, a później wcale przedsiębiorczym konkurentem do ręki pięknej córki Sułtana, Budur. Aladyn w edycji "Groteski" jest szlachetny od samego początku i na sposób orientalny dojrzały dość szybko do małżeństwa. Pewnie, że dzięki lampie miał w bród klejnotów i drogich kamieni, a wiadomo, chleb bodzie... Więc godne naśladownictwa cnoty Aladyna zabłysły tylko w dwóch scenach: zwalczania potworów, strzegących lampy i pojedynku z tygrysem, bo ostateczne pokonanie Magagagi dokonało się u Jaremy dzięki interwencji kijów-samobijów; w oryginale - w bezpośrednim starciu Aladyna z czarodziejem. Oczywiście, i ta dawka dydaktyki jest wystarczająca dla dzieci, ale trzeba przecież też pomyśleć o starszych, których dzieci zabierają do teatru kukiełkowego...
Oszczędność tekstowa, szybkie zmiany planów akcji spowodowały precyzyjny technicyzm przedstawienia, któremu możemy śmiało dać rangę kunsztu teatralnego. Zmiany dekoracji dokonywały się na oczach widzów, zawsze zgodnie z interwencją czarodziejskich sił w akcję. Tak staje nowy pałac Aladyna, tak na pustyni wyrasta ogród, a na skalistym urwisku - groźny tygrys. Tu mała uwaga; niektóre momenty akcji baśniowej wykraczają, że tak powiem, poza krąg magiczny przedstawienia, dzieją się przy pełnym świetle, bez podkładu muzycznego, a np. parada słoni towarzyszących sułtance do kąpieli jest chyba nieudana; słonie te, niesione na żerdziach fruwają w powietrzu na tle zielonych kotar, poza ramą, sceniczną. Jarema celuje przede wszystkim w rozwiązywaniu zbiorowych scen widowiska; umie je zawsze bogato zindywidualizować, nasycić dowcipem i prawdą realistycznej obserwacji. Nie wymknął się jego bystrej kontroli artystycznej np. bardzo zabawny pochód żołnierzy, czy pełna wdzięku rodzajowego scena uczty u matki Aladyna, a słonie się wymknęły...
I te niedociągnięcia przesłaniają liczne i oryginalne propozycje inscenizacyjne, np. Duch lampy, zmaterializowany w trzech elementach: olbrzymiej twarzy i dwojga rąk - wszystko w jakiejś zjawiskowej, księżycowej konsystencji.
W ogóle dużą pomysłowość plastyczną wykazał scenograf Ali Bunsch, który razem z Z. Jaremową jest równocześnie współtwórcą wyrazistych lalek.
Czołowe role wykonali: R. Stojakowska (Aladyn), L. Serafinowicz (Matka), L. Śmigielski (Czarodziej), S. Stojakowski (Sułtan), S. Rychlicki (Duch lampy), R. Olszak (Wezyr).
Aktorzy ci stanowią dzisiaj trzon zawodowy zespołu, który do niedawna jeszcze składał się w większości z amatorów. Po ostatnich egzaminach "Groteska" ma kilkanaście fachowych sił, z którymi - nie licząc kandydatów - wybiera się z początkiem przyszłego roku na podbój klasyki polskiej. Na dziesięciolecie Polski Ludowej przygotowuje "Krakowiaków i Górali" Bogusławskiego. Po "Tarabumbie", "Igraszkach z diabłem" i "Latarni" można wierzyć, że "Grotesce" nie zabraknie środków artystycznych do realizacji tak ambitnego zamierzenia. Chyba żeby zawiodły środki materialne. "Aladyn" pod tym względem budzi pewien niepokój. W tym interesującym przedstawieniu najmniej interesująco brzmiała orkiestra: fortepian i klarnet. Przy pomocy takich instrumentów nie zawsze można należycie obsłużyć inscenizację. Ale zmiana tego stanu rzeczy wydaje się na razie beznadziejna, ponieważ fundusze na wydatki rzeczowe w teatrach zostały ostatnio odgórnie uszczuplone. Zarządzenie słuszne, rozumiemy doskonale konieczność oszczędzania we wszystkich dziedzinach życia, nie mamy na pewno ani złotówki na zmarnowanie. Atoli w teatrach kukiełkowych wydatek na orkiestrę jest właściwie wydatkiem, personalnym, orkiestra naprawdę współgra z lalką, niesposób zastąpić jej zawrze z powodzeniem muzyką mechaniczną.