Artykuły

Wielki teatr!

"Krum" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego ze Starego Teatru w Krakowie i Teatru Rozmaitości w Warszawie na VIII Ogólnopolskim Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Kluczowa dla interpretacji "Kruma" sytuacja rozgrywa się tuż przed finałem przedstawienia. Gdy umęczony walką o samorealizację Krum siada wreszcie do pisania wymarzonej powieści, staje nad nim Matka i krzyczy, że chce wnuka. W tym mieście wszyscy normalni mężczyźni żenią się przecież i szybko dopasowują się do społecznych schematów... Rzecz w tym, że tylko ona wierzy w szczęście "wpasowanych". I już się nie dowie, że jest inaczej. Za chwilę umrze, a wiadomość o jej śmierci przyniesie Krumowi jego rywal, "normalny mężczyzna", który po raz pierwszy ujawni swoją prawdziwą naturę; głęboką nocą i bez świadków.

Tajemne życie Taktyka to pociecha dla Kruma, nieustannie miotającego się między pragnieniami a niemożnością ich spełnienia. Prawda jest brutalna; Krum nienawidzi obłudy, ale oblepia się nią w każdym działaniu i w każdej rozmowie. Nie ma też wystarczająco dużo siły, a może i talentu, by napisać powieść. Dlatego w akcie desperacji opisze tych, na których jest skazany: matkę, niedoszłą żonę, nieosiągalną kochankę, chorego przyjaciela. To prawie autobiografia, miał powiedzieć Hanoch Levin, autor utworu, na podstawie którego Krzysztof Warlikowski zrealizował "Kruma".

W porównaniu z innymi przedstawieniami Warlikowskiewgo, "Krum" wydaje się spektaklem pozbawionym ekstremalnych środków inscenizacyjnych i skoków emocji. Dlaczego siedzimy zatem przez trzy godziny (bez przerwy!), jak zahipnotyzowani? Dlaczego życie bohaterów, choć toczy się koleinami prowadzącymi donikąd, tak nas porusza?

Warto obejrzeć "Kruma" dwa razy. Za pierwszym na pewno zadamy sobie pytanie: a czy my nie marnujemy życia na bezcelową szamotaninę od przypadku do przypadku? Czy nie poddajemy się ciśnieniu konwenansów i presji środowiska, po to by zachować święty spokój? Za drugim razem uda nam się być może podpatrzyć metodę Krzysztofa Warlikowskiego, dzięki której te pytania tak drażnią emocje widzów. Jego "Krum" to koncert, rozpisany na najdrobniejsze gesty i aktorską prawdę. W tej partyturze, jak w życiu, równie ważne są chwile buntu, co i zachowania tak banalne, że nie pamiętamy ich po minucie. Śmiech wpleciony w ceremonię pogrzebu... Oto bohaterowie siedzą w kinie; jedzą kukurydzę, wygłupiają się. I nagle, nie wiadomo jak, pojawia iskra, która doprowadzi Trudę (Maję Ostaszewską) do wstrząsającego monologu niekochanej kobiety. Mistrzowskie pięć minut w tym spektaklu dostaje zresztą każdy z aktorów. Niezwykły Jacek Poniedziałek w roli Kruma to uosobienie krzyku, tłumionego przed otoczeniem aż do dewiacji. Stanisława Celińska, krzyżująca w Matce miłość i toksyczną zaborczość, ma w sobie tę samą potrzebę akceptacji, co wulgarna Dupa w świetnej interpretacji Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Miłosna etiuda Danuty Stenki jako tajemniczej Cicy powinna być pokazywana adeptom sztuki aktorskiej, podobnie jak rola umierającego Tugatiego w wykonaniu Redbada Klynstry. Wielki teatr!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji