Nie taka prosta historia w teatrze. Spektakl w Teatrze Lalek
"Prosta historia" w reż. Tomasza Maśląkowskiego i Radosława Kasiukiewicza we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Była sobie szczęśliwa rodzina. Mieszkała w pomarańczowym domu z żółtymi okiennicami. Przed domem wesoło szczekał pies. Za czerwonym dachem co wieczór chowało się słońce, a co rano na stole lądował urodzinowy tort. Aż nagle wszystko zrobiło się szare.
Wbrew tytułowi "Prosta historia", spektakl przygotowany przez Tomasza Maśląkowskiego i Radosława Kasiukiewicza, nie jest wcale opowieścią prostą. Wie o tym każdy, kto na własnej skórze doświadczył rozpadu świata. Nie tego wielkiego, ale tego na wyciągnięcie ręki, który sprowadza się do najbliższych. W przypadku premiery w Lalkach - mamy, taty i dziecka. Bo "Prosta historia" to opowieść o rodzinie, z której szczęście nieodwracalnie wyparowuje, o rozpadzie związku i o jego najbardziej bezbronnej ofierze, pozostawionej z emocjami, których nie potrafi nazwać.
Kiedy znika poczucie pewności i zakorzenienia w rzeczywistości, ratunkiem dla bohatera okazuje się świat wyobraźni.
Żeby wejść w skórę dziecka z "Prostej historii" i opowiedzieć o skomplikowanych emocjach, jakie nim targają, twórcy spektaklu sięgają po środki, które uzasadniają przymiotnik użyty w tytule.
Opowieść rozgrywa się nawet nie tyle na scenie, co na umieszczonym na niej stole; scenografia Mateusza Stępniaka z ilustracyjnymi minizastawkami tworzy złudzenie świata, który został narysowany dziecięcą ręką, a stan emocjonalny postaci oddają - w warstwie plastycznej - ich twarze, sprowadzone do schematu emotikonów. Narysowane jednym pociągnięciem kredki usta wykrzywiają się w uśmiech lub grymas smutku albo zastygają w zobojętniałej poziomej kresce. A kiedy kolor ze świata pochłania obezwładniająca i przerażająca szarość, strach zaokrągla ich rysunek. W tej próbie nazwania emocji, skatalogowania ich towarzyszy widzom muzyka Grzegorza Mazonia, która odrobinę burzy ten nieco uproszczony porządek, wprowadzając wewnętrzny zamęt i pokazując, jak płynne potrafią być granice pomiędzy poszczególnymi stanami.
Oglądałam "Prostą historię" nie podczas premierowego pokazu, kiedy na widowni zasiadają przede wszystkim dorośli widzowie, ale w sobotę, wczesnym popołudniem, kiedy do teatru trafiła jego prawdziwa publiczność - dzieci z rodzicami. Podczas całego spektaklu przez widownię przechodził szmer dziecięcych pytań: "Dlaczego wszystko jest szare?", "Dlaczego on jest smutny?", "A gdzie są jego rodzice?", "Kiedy wróci mama?". A kiedy na początku sekwencja dnia z życia rodziny jest kilkakrotnie powtarzana, z niewielkimi korektami, które umykają części małych widzów, padały nawet zniecierpliwione: "Ale to już było!".
Jednak to, co w wypadku innego dziecięcego spektaklu byłoby świadectwem nie do końca zdanego egzaminu w konfrontacji z widownią, tu działa na jego korzyść. Bo "Prosta historia" byłaby zdecydowanie zbyt prosta, gdyby zakończyła się w momencie, kiedy po spektaklu wybrzmią brawa. Ten spektakl musi mieć dalszy ciąg w towarzyszącej mu rozmowie dużych i małych widzów, w odpowiedziach na pojawiające się podczas przedstawienia pytania.
"Prostą historię" można będzie zobaczyć 2 października o godz. 13 oraz 4, 5 i 6 października o godz. 10. Bilety kosztują 20 zł (dla dzieci) i 25 zł (dla dorosłych).