Artykuły

Lekka opowiastka

"Uciekający samolot" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Tomasz Wysocki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Kolorowa, niefrasobliwa opowieść o niezbadanych wyrokach losu. "Uciekający samolot" w reżyserii Jarosława Tumidajskiego miał być zastrzykiem życiowej energii, jednak w przedstawieniu tej energii zwyczajnie zabrakło.

Tytułowy samolot tylko w jednym z fragmentów spektaklu jest miejscem wydarzeń. Potem pojawia się jedynie w opowieściach bohaterów, albo jako ledwo widoczny jasny znaczek na niebie, albo tylko jako cień lub dźwięk. Jest metaforą odległych marzeń.

Pierwszy scena mogła być inspirowaną scenką z "Teatrzyku Zielona Gęś" Gałczyńskiego. Tam, czy napić się herbaty czy kawy, zastanawiał się natchniony poeta. U Doneva na pytanie stewardesy (Anna Maria Chorostkowska): kawa czy herbata?, odpowiada trójka pasażerów międzykontynentalnego samolotu. Wariacja na ten temat przybiera absurdalne rozmiary. Ucina je dopiero wybuch złości czwartego pasażera - porywacza.

W kolejnym wątku los na drodze niemłodego mężczyzny poszukującego szczęścia (Krzysztof Kuliński) stawia kobietę (Elżbieta Golińska). Zapobiegliwą i nietuzinkową, troskliwą i figlarną, ale czy to rzeczywiście jest uosobienie jego raju? Podobne rozterki ma Ramzes (Bartosz Woźny) miotający się między nieosiągalną Primadonną (Ewelina Paszke-Lowitzsch) i dostępną na wyciągnięcie ręki Marqueritą (Dorota Abbe). Wystarczyło, by Kontrolerka (Beata Rakowska) zapatrzyła się na samolot i źle posłodziła poranną kawę Męża (Zdzisław Kuźniar), by jej cały dzień był zepsuty. Aczkolwiek sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Pasażer (Marek Kocot) jadący bez biletu z ofiary staje się wybrankiem Kontrolerki. Co prawda mało przebojowym, ale taki mężczyzna jest łatwiejszy do ułożenia.

W błyskawicznie zmieniających się kolorowych dekoracjach kolejne wątki się rozrastają. Przeznaczenie w mniejszym lub w większym stopniu miesza się przy tym z absurdem i groteską.

Codzienne wydarzenia przybrały na scenie postać niewytłumaczalnych i niezależnych od woli bohaterów wyroków losu.

Dlatego sztukę Doneva można traktować jak sposób na odreagowanie dla zmęczonych życiem widzów. Myśl: "Mnie też się przydarzyło kiedyś takie niezwykłe spotkanie. I także go nie wykorzystałem" może brzmieć jak zaklęcie psychoterapeuty, proponującego inne, pozytywne spojrzenie na przeszłość, na którą i tak nie mamy już wpływu.

Najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego mógł stać się zastrzykiem życiowej energii, jednak sztuce wyreżyserowanej przez Jarosława Tumidajskiego tej energii zabrakło. Dramatyczne zderzenia bohaterów mają w sobie duży ładunek komizmu. Jednak na scenie zostały po nim jedynie skrawki. Epizody w fantazyjnie kolorowej, pogodnej i nastrojowej scenografii zaprojektowanej przez Mirka Kaczmarka mijają błyskawicznie. Wydarzeniom na scenie dynamiki odmówić nie można, sporo się dzieje. Oko się cieszy, coś dla ucha też jest, bo kolejne odsłony puentują przeboje prosto z radiowej playlisty. Mimo że przez scenę przewija się sporo postaci, to trudno kogoś wyróżnić. Nie ma w "Uciekającym samolocie" aktorskich fajerwerków, ról, które by się udało zapamiętać. Autorom wyszła lekka, ale i powierzchowna opowiastka o sile przypadku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji