Artykuły

Jubileuszowy dorobek Baja

Dwadzieścia pięć lat minęło, gdy na Żoliborzu grupa młodych entuzjastów i zapaleńców wyczarowała ze starej skrzyni po piernikach teatr kukiełkowy "Baj" przy RTPD.

Dużo wytrwałości i entuzjazmu musia­ła mieć ta pierwsza kadra kukiełkarstwa polskiego, gdy w ówczesnych wa­runkach, bez żadnych wzorów, doświad­czeń i poparcia rozpoczęła swój pio­nierski marsz ku Polsce Ludowej. Od pierwszej bowiem chwili stanęli do tej pracy ludzie, którzy ze świadomością i uporem ten cel przed sobą widzieli i do niego kroczyli.

Był jeszcze jeden cel, który stał się drogowskazem dla Baja. Celem tym by­ło nieść dzieciom radość. Wielką przeto miłością darzyli mali widzowie aktorów Baja. Być nawet może, że tu tkwi ta­jemnica dlaczego Baj wytrwał i prze­trwał.

Trudno tu wymienić nazwiska osób, które zasługują na uznanie czy wyróż­nienie, gdyż Baj stanowił zwarty kolek­tyw artystyczny. Znajdziemy dziś tych ludzi w Polsce Ludowej na odpo­wiedzialnych stanowiskach ministrów, prorektorów i profesorów uczelni arty­stycznych, wybitnych reżyserów filmo­wych, pedagogów, artystów teatru oraz w gronie najwybitniejszych polskich kukiełkarzy.

Baj pojmował swą pracę artystyczną jako służbę społeczną i dlatego z całą ofiarnością dzielił się swoim doświad­czeniem i dorobkiem. Z usług Baja ko­rzystały zespoły amatorskie, nauczyciel­stwo postępowe, a zwłaszcza Polonia zagraniczna. Liczne kursy kukiełkarskie organizowane przez Baja przyczy­niły się do tego, że nie tylko w kraju ale we Francji i Niemczech powsta­wały podobne teatry. W okresie okupa­cji potrafił Baj nieść pomoc artystycz­ną do warszawskiego getta. Podsumo­waniem tego dorobku jest wystawa urządzona w foyer teatru.

Na widowisko jubileuszowe wybrał Baj sztukę Kazimiery Jeżewskiej SŁA­WA MISTRZA TWARDOWSKIEGO z muzyką Feliksa Rybickiego. Widowisko reżyserowali Jerzy Dargiel i Bohdan Radkowski, scenografia i lalki Tadeusza Sowickiego.

Wybrana na jubileuszowe przedsta­wienie sztuka odbija od dawnych do­brych tradycji Baja. Jeszcze w roku 1950 otrzymał Baj podczas Festiwalu nagrodę II za pedagogiczne wartości widowiska. Widowisko jubileuszowe bu­dzi od tej strony poważne i uzasadnio­ne zastrzeżenia.

Cóż Baj pokazał? Mistrz Twardowski jest uczonym i studiuje dzieło Koper­nika. Nauka nie daje Twardowskiemu zadowolenia ani dochodów. Uczoność Twardowskiego posiada bardzo kruche podłoże skoro pod wpływem starej baby, której nie potrafi odmłodzić, oraz pod wpływem dwu szlachciurów opojów, którzy oczekują wyrobu złota - mistrz porzuca naukę i daje się uwieść diabłu. A skusił go najgłupszy z polskich diabłów - Rokita.

Dopiero po zawarciu paktu z diabłem rośnie "sława mistrza Twardowskiego". Jeździ więc na kocie, czaruje swą żo­łnę, odmładza stare baby, tłucze garnki i w końcu daje się ułapić diabłu Rokicie w karczmie Rzym. Na próżno sta­ra się wierny żaczek Maciuś odciągnąć mistrza, "Kto raz diabłu się zaprzedał, nic dobrego światu nie da!" Na nic tu nauka. Twardowski za sprawą diabła wylatuję z książką Kopernika na księ­życ. Rozmyślił się jednak i odsyła po chwili z powrotem książkę Maciusiowi z testamentem krwią pisanym: "Ucz się - wiedza to rzecz święta".

Ten końcowy "morał" w żadnym wypadku nie rozgrzesza błędów zawartych w nowym ujęcia legendy o Twardowskim.

Legenda ta jest powszechnie znana. Artyście jednak wolno legendę prze­twarzać, ale pod warunkiem, że to przetwarzanie wnosi walory artystycz­ne wyższej jakości. Wątpliwej jakości jest jednak takie przetwarzanie, gdy np. zamiast jazdy na kogucie Twardow­ski jedzie na czarnym kocie. W baśniach ludowych tkwią pierwiastki, które ma­ją swój sens i swoją wymowę. Ignoro­wanie tego sensu pozbawia baśń wy­mowy.

Bajka i romantyka może dziecko wzbogacić ideowo. Widowisko omawia­ne tego zadania nie spełnia. Sugerowa­nie widzowi, że Twardowski był uczonym, wyznawcą postępowej nauki Ko­pernika itp., ale diabelska moc góruje nad tym wszystkim - stwarzać musi w umyśle dziecka-widza niepotrzebne zamieszanie. Wręcz fatalnym nieporo­zumieniem jest demonstrowanie koper­nikowskiej teorii o obrotach ciał nie­bieskich łącznie z "diabelskimi sztucz­kami" na rynku pod Sukiennicami.

Pedagogika współczesna stawia sztu­ce proste wymagania. Sztuka powinna pomóc dziecku wniknąć głębiej w róż­ne zjawiska życia i lepiej je zrozumieć, budzić w człowieku nowe uczucia. Kai­row pisze: "Należy chodzić na takie przedstawienia, które mogą być na­stępnie wykorzystane w pracy szkol­nej, które należycie rozwijają smak ar­tystyczny."

Tych postulatów jubileuszowy pro­gram Baja nie spełnia.

Reżyseria mogła "ustawić" sztukę tak, aby uwypuklić wartościowe momenty sztuki. Stało się jednak inaczej, gdyż podkreślono słabsze a stłumiono lub wręcz skreślono z tekstu momenty nie­wątpliwie wartościowe. Przykładem te­go jest skreślenie tekstu sprzedawcy ko­gutków, który prosi Twardowskiego o złoto, aby mógł, mając pieniądze, roz­wijać swoją sztukę i kształcić się u mi­strzów.

Reżyseria nie ustrzegła się również od błędnej interpretacji widowiska, któ­re w tym ujęciu przypomina raczej hi­storię doktora Fausta. Twardowski w szacie obszytej gronostajami, obłożony księgami, cytujący po łacinie uczone mą­drości i Rokita przybrany w czarno-czerwony płaszcz Mefista odebrały wi­dowisku właściwy swojski charakter. Ro­kita w/g baśni ludowej to figlarz i psot­nik dokuczający chłopom. Po cóż więc było go drapować aż w płaszcz Mefista-filozofa?

Jeśli już mowa o strojach lalek to niczym nie można usprawiedliwić ani uzasadnić kontuszów z epoki króla Ja­sia czy Stasia w epoce Zygmunta Au­gusta.

Wartością widowiska pozostał ładny język i dobry wiersz autorki. Ale to nie wystarcza.

Muzycznie widowisko przygotowane jest starannie. Tu utrzymały się dobre tradycje Baja. Muzyka F. Rybickiego doskonale ilustruje wydarzenia scenicz­ne i ładną introdukcją wprowadza w klimat krakowskiej baśni. Ale i tutaj reżyseria nie potrafiła wykorzystać wszystkich możliwości muzyki. Gdy mu­zyk ilustruje orkiestrą brzęk rozbijanych garnków, na scenie słyszymy głu­che uderzenia w tekturowe atrapy. Śpiewy chóralne i solowe przygotował jak zwykle starannie J. Sandecki.

Oprawa widowiska została pomyślana ciekawie i oryginalnie, w formie tryp­tyku w stylu starej architektury kra­kowskiej. Tryptyk ten jednak nie został należycie wykorzystany przez inscenizatora, gdyż grała tylko jego środkowa cześć,

Mimo bogatego wyposażenia elektro­technicznego i tym razem zawiodły efekty świetlne. Zamiast poświaty księży­ca w drugim akcie, oświetlony brzeg wygląda tak, jakby się po nim ślizgały reflektory samochodu stojącego za sce­ną. Również księżyc wykonany jest tak nieudolnie, że uczeń pierwszej klasy obliczy żarówki zastosowane do tego efektu.

A dziecko-widz jest krytykiem by­strym i wymagającym.

Wykonanie aktorskie jest nierówne. Obok doskonale ujętej roli Maciusia (Z. Dębicka), starannej pracy Boguckiego w roli Twardowskiego, dobrze zróżnico­wanej głosowo grze i śpiewie opojów szlachciurów śpiewających poloneza - rażąco odbija interpretacja roli kota. Mały chłopczyk Jędruś zapytał mię w przerwie: "Dlaczego ten kot na scenie mówi tak, jak jakiś "pan", a nie mówi tak ładnie po kociemu, jak mówią koty w radio?" To pytanie kieruję pod adre­sem reżysera.

Bawiąc w Polsce Sergiusz Obrazcow powiedział literatom w Łodzi: "Każde dzieło sztuki musi pozytywnie odpowiedzieć na trzy pytania: dla kogo, jak, po co?" Trudno będzie Bajowi odpowiedzieć pozytywnie chociażby na jedno pytanie.

W dwudziestopięciolecie Baja życzyć należy teatrowi, aby wrócił do dobrego stylu i był dalej teatrem niosącym radość dzieciom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji