Artykuły

Dla Twego szczęścia Janku

W nowym teatrze "Czerwonego Kapturka" ruch i zgiełk. Stukają młotki, warczą świdry, zgrzytają przesuwane dekoracje. Lalki, wystrojone w świeżo uprane kostiumy, stoją w szeregu spoglądając na swoich przy­jaciół - aktorów. Reflektory migają. Akompaniator przegrywa melodie. Malarz pociąga pędzlem ostatnie kreski... Gwar wzmaga się... Podniecenie zespołu również.

Po kilkunastu minutach hałas zaczyna za­mierać. Coraz ciszej. Dekoracje ustawione. Reflektory rzucają snopy świateł. Lalki w rę­kach aktorów ożywają. Zaczynamy próbę. Kurtyna rozsuwa się po­woli, majestatycznie...

Czerwony Kapturek wygłasza prolog. Nawiązuje kontakt z nieliczną co prawda, ale wi­downią - dziećmi pracowników teatru. Bo to przecież generalna próba... Potem trójka har­cerzy odgrywa "kapturkowy" hejnał. Druga kurtyna ucieka za kulisy...

NA scenie Kacper Chytrek śpiewa piosenkę. Z przeciwległej chatki, krytej słomą, wychodzi biedny Tomasz. Sąsiedzi zaczynają rozmowę. Po podwórzu biega czarny Żuczek, a kogucik szuka ziarenek...

Powoli nikną sprzed oczu lalki. Ginie para-, wan i oto - jesteśmy w prawdziwej wsi.

Z jednej strony stoi uboga zagroda. Naprzeciw niej - masywny, zamożny dom wiejskiego bo­gacza. Podsłuchujemy rozmowę ich właści­ciela. Biedny prosi o pożyczenie zboża na za­siew, a bogacz, choć ma pełne stodoły, odma­wia. Napływają wspomnienia minionych lat... Zadumę przerywa młodzieńcza piosenka. To Janek, syn Tomasza wraca z lasu. Na ramie­niu wiązka drewna, za pasem siekierka i kwiatki dla Tereski.

Ja jestem sobie Janek,

Chłopek, a nie panek,

Do pracy idę z rana

Oj, dana, moja dana!

Kto do pracy niby chory -

Jest leniem pewnikiem.

Kto w robocie chętny, skory -

Ten jest przodownikiem.

Myśl cofa się znów do lat przedwojennych. Brudne podwórko. Gromadka dzieci kopie "szmaciankę", zastępującą piłkę nożną. Między dwiema cegłami stoi pochylony bosy "bram­karz". Nie miał bucików i dlatego musiał strzec bramki, choć tak chciałby być lewo-skrzydłowym w ataku.

Rynsztok...

Nad nim pochylony 3-4-letni blondynek. Puszcza papierową łódeczkę, która, nieposłuszna woli "sternika" ciągle pochyla się na burtę. Obok niego mała dziewczynka, opa­tulona matczyną chustką, tuli do serduszka kukłę z gałganków i nuci piosenkę...

A na scenie "Czerwonego Kapturka" prze­suwa się obraz za obrazem. Oto biedny wędrowiec wsłuchuje się w warmińską piosen­kę:

Kokoszka jarzębata

Kruszynę przyczubata

Kukury, kukuryku!

Wychodzi z chaty stary Tomasz i zaprasza go do izby. Częstuje - czym chata bogata. Ale odmawia przyjęcia zapłaty za poczęstunek, bo "kto widział, żeby od gościa brać pieniądze".

Później następują zabawne scenki ze złotymi monetami, które przywłaszcza sobie Kacper Chytrek...

Iluż chytrków podstępem zabierało dawniej to, co powinno należeć do biednych Tomaszów? A czy i dziś w tej czy innej wsi nie odezwie się czasem kułak Chytrek i oszustwem wyłudza ostatni grosz od tego lub innego Tomasza? Kac­per wyłudził koguta, a potem zaskarżył Toma­sza do sądu. Koniec pierwszej odsłony.

OBOK mnie siedzą dzieci. Wzrok utkwiły w zapuszczaną kurtynę. Nie ruszają się z miejsca.

Patrzę na ich rozpalone wzruszeniem twarzyczki, słyszę przyśpieszony oddech, słyszę niemal bicie małych serduszek, oburzonych podstępkiem niedobrego Kacpra. Nachylam się do nich, chcąc wszcząć rozmowę. Ale kurtyna zadrżała. Mała dziewczynka kładzie paluszek na usta. Tym ge­stem nakazuje mi milczenie.

Na scenie sąd. Oskarża Kacper: "Za nędzne­go koguta konia mu dałem - szlachetny są­dzie". Wyraźne kłamstwo oburza dzieci. Sędzia bierze łapówkę i wydaje wyrok: "Zabrać To­maszowi wszystko, a sam Tomasz będzie u Kacpra parobkiem".

W jakże prosty, przystępny dla dziecka spo­sób przedstawił autor sztuki niesprawiedli­wość. Chyba nie będzie dziecka, które by tego problemu nie zrozumiało.

Zagaduję dziewczynkę:

- Co ty na to? Czy ten sędzia dobrze postą­pił?

- E tam! - pada lakoniczna odpowiedź.

- To oszukaniec nie sędzia - odzywa się jej sąsiad. - Tomasz nie jest winny. Sędzia wziął pieniądze od Kacpra i dlatego tak zasądził.

- A ty inaczej byś sądził?

- Chyba. Sprawiedliwie trzeba. Za "nic" - nie wolno karać. Przecież Tomasz nic nie zro­bił. Kacper konia mu nie dał, a koguta zabrał.

- Bo myślał, że on złote dukaty znosi - do­daje dziewczynka.

Kurtyna uniosła się w górę. Kacper z Doro­tą wynoszą sprzęty z chaty Tomasza. Jasiek żegna się z ojcem, Tereską i wyrusza na poszu­kiwanie kurki, co złote jajka znosi. Smutek wieje ze sceny. W oczach dzieci zaszkliły się łzy. Pokochały Janka, jego starego ojca i sie­rotkę Teresę... Gniewają się na niedobrego Kac­pra.

Mimo woli wracam wspomnieniami do lat przedwrześniowych. Do tych dzieci, które prze­pędzane z kąta w kąt chowały się za śmietni­kiem i tam rozmawiały ze swoimi szmaciany­mi "córeczkami". Tuliły je w wyimaginowanym w fantazji dziecięcej - płaczu i usypiały zasły­szaną smutną kołysanką:

A-a-a, Kotki dwa, Szare bure Obydwa....

Spojrzałem na dzieci

Masz swój własny teatr Janku, swój ogró­dek jordanowski, swoje przedszkole i szkołę. Wyjeżdżasz rokrocznie na kolonie. Wszyscy dorośli o Tobie myślą, dla Ciebie pracują i two­rzą.

Dla Twojego szczęścia, Janku - synu chłopa.

Dla Twej radości Teresko, córeczko robotni­ka...

Dla szczęścia i radości wszystkich Janków, Stasiów, Józiów, Teresek, Janinek i milionów dzieci w Polsce Ludowej.

Zniknęły w naszej Ojczyźnie "szmacianki". Zniknęły drewniane patyki przywiązywane do podartych tatulowych butów zamiast łyżew, zniknęły papierowe łódki w rynsztokach...

Urodziłeś się w wolnej Ojczyźnie, która prze­pędziła chytrków, by móc ofiarować Ci w swoje i Twoje dziesięciolecie tu w Olsztynie Twój własny, dziecięcy teatr.

Rośnij razem z Nią, rozwijaj się, mężniej... I kochaj tę najdroższą Ojczyznę ponad wszyst­ko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji