Artykuły

Przejmujące i bolesne requiem dla świata

"Wściekłość" Elfriede Jelinek w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Wojciech Giczkowski w portalu Teatr dla Was.

Elfriede Jelinek zaczęła pisać tekst po masakrze w teatrze Bataclan. Prapremiera sztuki laureatki literackiej nagrody Nobla z roku 2004 roku odbyła się w kwietniu 2016 roku w monachijskim Kammerspiele w reżyserii Nicolasa Stemanna. W Polsce, w pół roku po światowej prapremierze, w Teatrze Powszechnym w Warszawie dramat wystawiła Maja Kleczewska, która ma duże doświadczenie z inscenizacjami tekstów austriackiej pisarki - reżyserowała "Babel", "Podróż zimową" i "Cienie. Eurydyka mówi".

Reżyserka, Maja Kleczewska, nazwała tekst Jelinek "requiem dla świata, który znaliśmy". Jej realizacja pokazuje dobitnie jak na naszych oczach świat się zmienia i radykalizuje. Dlatego przedstawienie, a zwłaszcza pierwszy akt, jest mocno publicystyczny (w tym przypadku nie ma to pejoratywnego znaczenia) i odwołuje się do widza wrażliwego, aby ten nie godził się z krzywdą niewinnych, pokrzywdzonych przez życie ludzi. Kleczewska zwraca też uwagę na naszą obojętność i ksenofobię. Mimo że pierwotnie tekst odnosił się oczywiście do warunków austriackich (czego doszuka się uważny widz), jednak generalnie jest to wołanie o pomoc i zrozumienie skierowane do wszystkich mieszkańców Europy, a do nas - Polaków - przede wszystkim. Dramaturg Kleczewskiej, Łukasz Chotkowski, eksponuje w tekście nasze przywary obecne w zachowaniach młodego kibola i pielgrzyma, z którymi mamy walczyć.

Maja Kleczewska chce historię Jelinek opowiedzieć swoimi słowami, bo jak mówi: wierność autorom bywa niebezpieczna, zamyka przestrzenie wyobraźni, odcina od tego, co ważne. Pomysłowa scenografia Zbigniewa Libery przenosi widzów do studia telewizyjnego opanowanego przez alterglobalistów. Na olbrzymich telebimach nad sceną widzimy dwa programy telewizyjne: w TVP1 leci "Rolnik szuka żony", a TV Wściekłość nadaje reportaż z polskiego bazaru, na którym reporterka rozmawia z Czeczenkami lub Ukrainkami. Punktualnie o 19.30 na telewizyjne Wiadomości młodzi aktywiści nakładają swój program, ale pod spodem wciąż widać pasek telewizji publicznej. Techniczne zgranie poszczególnych elementów widowiska i wpasowanie w codzienność zwykłego telewidza jest idealne. Dalej jest, niestety, bardzo drastycznie. Pozornie proste wywiady, prowadzone przez nadaktywnego moderatora (znakomity Mateusz Łasowski) z nacjonalistą (zaskakujący Julian Świeżewski) i pielgrzymem katolikiem (wiarygodny Michał Jarmicki) oraz interesującym w swej prostocie wypowiedzi imigrantem (przekonujący do swoich racji Mamadou Goo Ba) zamieniają się w pandemonium i oślepiający gniew samozwańczych bojowników. W studio swoje manifesty wygłaszają zaciekłe w swoich przekonaniach redaktorki (perfekcyjne aktorsko Karolina Adamczyk i Aleksandra Bożek), i kiedy wydaje się, że migoczące obrazy z tragediami emigrantów już niczym nas nie zaskoczą, na naszych oczach, w basenie pod sceną, w papierowej łódeczce, topi się kobieta (pełna poświęcenia Kaya Kołodziejczyk). Stwórca (nadekspresyjny w wyrazie Michał Czachor), który obserwuje akcję, pojawia się spod sceny i zmienia kostium - zakłada czarną twarzową perukę i sukienkę, stając się kobietą (austriacka moda). Z oszalałymi aktywistami spotyka się ikona młodzieżowa (to będzie niezapomniana kreacja aktorska Magdaleny Koleśnik), która krążąc wśród publiczności wywoływała zamierzone przez twórców reakcje na widowni. Ten fragment przedstawienia to mini show Koleśnik z towarzyszeniem przekomicznego Roberta Wasiewicza. Smutna prognoza rzeczywistości nagle gaśnie, tempo się rozmywa, a aktorzy na scenie rozmawiają ze sobą tekstem z "Podróży zimowej" i półgębkiem mówią do zaskoczonej widowni, że to już przerwa. Akcja na scenie trwa jednak nadal i zdumieni widzowie nie wiedzą, kiedy zaczyna się akt drugi. Zapewne od momentu, gdy monitory gasną, telewizyjne studio znika i rozpoczyna się część oparta na różnych tekstach Jelinek, która przez ostatnie lata mówiła, że nie ma siły już walczyć. Ale podniosła głowę i stoi na pierwszej linii frontu. Jest gorzka, silna, pełna gniewu i żąda nowego świata. Aktorzy zadają pytania o sens życia, etykę, Boga. Autorka pyta: w imię którego Boga to się dzieje, który Bóg jest za to odpowiedzialny?

Elfride Jelinek bliskie są poglądy Georga Friedmana, który twierdzi, że muzułmanie nie przybywali do Europy, by wziąć udział w "przemianie kulturowej". Trafiali tu w nadziei na pracę i pieniądze. Europejski apetyt na tanią siłę roboczą i muzułmański apetyt na oferty pracy sprzęgły się w sposób, który zaowocował przemieszczaniem się ludności na wielką skalę. Tymczasem chrześcijaństwo w ciągu poprzednich dwóch wieków straciło swą sprawowaną dotąd hegemonicznie kontrolę nad kulturą europejską, bo obok niego zaczęła zyskiwać na popularności, o ile nie wypierać dawną wiarę, nowa doktryna świeckości. W tym kontekście mogące uchodzić za obrazoburcze sceny z figurą Chrystusa i fajtłapowatym papieżem już nie robią na nikim wrażenia, nawet na widzach katolikach.

Akt drugi przedstawienia Mai Kleczewskiej w przeciwieństwie do pierwszego, który epatował publicystycznym pokazywaniem nieszczęść, uderza widza prosto w serce swoim osobistym tonem, świeżością i szczerością wypowiedzi. Aktorzy wygłaszają swoje monologi w ekstremalnych sytuacjach. Julian Świeżewski zawieszony za nogi wysoko pod sufitem sceny (godna pochwały sprawność fizyczna) zarzuca nam, że ludzie wysługują się Bogiem, zamiast sami pomóc potrzebującym.

W naszej rzeczywistości skrajne epatowanie przemocą, wyuzdanym seksem czy brzydotą, nie jest już kontrowersyjne. Połeć zakrwawionego mięsa, w który stroi się obrazoburcza Magdalena Koleśnik, to skłębione - jak u Francisa Bacona - w potępieńczym szale ciała. To żywe kawałki mięsa daremnie poszukujące w swojej cielesności resztek utraconego człowieczeństwa. A może jest to przekraczająca wszelkie konwenanse, popkulturowa Lady Gaga ubrana w sukienkę ze świeżego mięsa? Oskarżenie wygłoszone w finałowym monologu Aleksandry Bożek to bardzo ważna wypowiedź autorki i twórców przedstawienia. Według nich wstydliwy aspekt naszego społeczeństwa polega na tym, że w chrześcijaństwie wygasł żar ewangelizacyjny i już nie posługuje się ono mieczem, by zabijać lub nawracać swych wrogów. Czeka nas czas rozstrzygnięć. Maja Kleczewska za Elfride Jelinek nie daje recept ani rad, tylko karze nam wstydzić się za to, co dzieje się z ludźmi stojącymi u naszych granic.

W Powszechnym, po wejściu do teatru, widz zwraca uwagę na podniesienie poziomu widowni do połowy sceny, co powoduje zmniejszenie liczby miejsc siedzących. Efekt takiego zabiegu, z inscenizacyjnego punktu widzenia oczywisty, spowoduje, że niełatwo będzie kupić bilet, a przedstawienie - jakże trudno dostępne - obrośnie legendą. Już dziś można powiedzieć, że to jeden z najciekawszych spektakli Kleczewskiej, jaki powstał w ciągu ostatnich lat. Można mieć do niego takie czy inne zastrzeżenia, ale nie można mu odmówić ogromnej siły rażenia, wypełnionej wiarą i szczerością teatralnego przekazu. Ktoś po premierze słusznie powiedział: Ja im wierzę! I to prawda, bo trudno nie wierzyć tak przekonująco przejmującym aktorom, z których Powszechny może być tylko dumny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji