Artykuły

Agata Zubel: Nie ma mowy o rywalizacji. Mąż ma swój świat

- Nie przeczę, że nie mam czasu na nic innego poza muzyką - przyznaje - mówi Agata Zubel. Sylwetka kompozytorki i śpiewaczki.

W przedszkolu stało pianino. Przedszkolanki zamykały je na klucz w ciągu dnia, mając przed oczami wizję małych piąstek bijących w klawiaturę

Wrzesień 2004 roku. Festiwal Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień" odkrywa nowe miejsca na koncerty. Już nie tylko filharmonia. Wzorem Berlina adaptuje postindustrialne wnętrza, koncert ma się odbyć na terenie dawnej wytwórni wódek Koneser na warszawskiej Pradze. Przychodzą tłumy. Ta edycja odkrywa też austriackiego kompozytora Bernharda Langa, który zręcznie posługuje się techniką didżejską, loopami i scratchami, komponując utwory na orkiestrę. Właśnie ma zabrzmieć jego "DW9 - Puppe/Tulpe" (kompozytorzy współcześni lubują się w enigmatycznych tytułach), w którym ważną rolę odgrywa głos ludzki. Jest jednak problem, nie może wystąpić ulubiona wokalistka Langa Salome Kammer. Ma ją zastąpić 26-letnia Agata Zubel, kompozytorka i śpiewaczka z Wrocławia. Dla niej to będzie przełomowy wieczór, pierwszy krok w międzynarodowej karierze. Austriak nie ukrywa obaw: czy ona w ogóle zdoła to zaśpiewać? Potrzeba giętkiego głosu, nienagannej techniki, pamięci, refleksu i dezynwoltury.

Na koncercie utwór Langa brzmi odkrywczo (dyryguje Łukasz Borowicz), ale fenomenem okazuje się młoda wokalistka z burzą kręconych włosów. Przed nią stoją trzy mikrofony, a ona w błyskawicznym tempie śpiewa drobne nuty do każdego z nich na przemian. Sylaby zmienia w szmery, szepty, oddechy, słowom nadaje nowy rytm i osiąga efekt imitowania muzyki mechanicznej. Publiczność słucha oniemiała, nazwiska Zubel nie zapomni.

Lang jest zachwycony. Zaprasza Polkę do Darmstadt (mekka muzyki współczesnej), przedstawia renomowanemu zespołowi Klangforum Wien, z którym kompozytorka nawiązuje wieloletnią współpracę. W 2014 roku ukazuje się płyta "Not I": cztery utwory Agaty Zubel w jej wykonaniu, solistce towarzyszy Klangforum Wien. Płytę wydaje Kairos, prestiżowa austriacka wytwórnia fonograficzna zajmująca się muzyką współczesną.

W swoim katalogu nabitym czołowymi nazwiskami europejskiej awangardy miała do tej pory tylko jedną polską kompozytorkę - Joannę Woźny. Płyta dociera do Stanów Zjednoczonych, gdzie słynny krytyk muzyczny Alex Ross publikuje w "New Yorkerze" listę dziesięciu najlepszych nagrań z muzyką klasyczną - wśród nich jest "Not I". O Polce napisał: "cudownie utalentowana kompozytorka-wokalistka".

Chapter 13

Los Angeles, 2015 rok. Wizjonerska architektura Walt Disney Concert Hall robi oszałamiające wrażenie, podobnie jak akustyka sali wykreowana przez japońskiego geniusza inżyniera Yasuhisę Toyotę. Tu mieści się LA Philharmonic kierowana przez 35-letniego dyrygenta Gustavo Dudamela, który zamawia u Agaty Zubel utwór na sopran i orkiestrę kameralną. Z zastrzeżeniem, że kompozytorka będzie wykonawczynią partii solowej.

Wybrała fragment "Małego Księcia" Antoine'a Saint-Exupéry'ego, rozdział 13, rozmowę z bankierem, który drobiazgowo i z wyraźną przyjemnością liczy gwiazdy. ("I cóż ty robisz z pięciuset milionami gwiazd?" - pyta Książę. "Nic. Posiadam je" - pada odpowiedź). - Zdecydowałam się na ten tekst nie dlatego, że pisałam utwór dla Ameryki. Nie, nie kryje się za tym żadna ironia w stylu Occupy Wall Street - śmieje się kompozytorka. - Bardzo lubię "Małego Księcia", w dzieciństwie to była moja ulubiona lektura. Kiedy się dowiedziałam, że Saint-Exupéry napisał tę książkę na emigracji w Los Angeles, wiedziałam, że to musi być to.

Prawykonanie "Chapter 13" odbyło się w styczniu tego roku na koncercie z cyklu Green Umbrella. Na sali były tłumy, mimo że w całości poświęcono go mało znanej muzyce z mało znanego kraju - Polski. Zagrano po jednym utworze Pendereckiego, Meyera, Szymańskiego, Mykietyna, na okrasę - Agatę Zubel. "Jej silny, wysoki głos zrobił na mnie uderzające wrażenie" - napisał po koncercie Rick Schultz, krytyk "Los Angeles Times".

Na widowni byli też obecni Ellen i Arnold Zetcherowie, małżeństwo milionerów z LA. On jest właścicielem koni wyścigowych, ona zasiada w kierownictwie LA Opera. Są stałymi donatorami wydarzeń muzycznych, to oni opłacili "Chapter 13". - Bo tam wszystko jest prywatne. Utwory zamawia filharmonia, ale pieniądze dają mecenasi, często osoby prywatne lub fundacje, dziesiątki filantropów, którym zależy na rozwoju kultury. Cała orkiestra jest na utrzymaniu takich hojnych ludzi. To jest niesamowite, że każda minuta muzyki jest tam możliwa dlatego, że Amerykanie po prostu bardzo tego chcą - mówi Łukasz Borowicz, który dyrygował tym koncertem.

Czarodziejska góra

Na Warszawską Jesień, od której się wszystko zaczęło, wraca, kiedy tylko może. Na tegorocznej edycji wystąpiła w "Czarodziejskiej górze" Pawła Mykietyna, której światowa premiera miała miejsce rok temu na festiwalu Malta w Poznaniu. Librecistka Małgorzata Sikorska-Miszczuk dokonała cudu, komasując 900 stron metafizycznej powieści Tomasza Manna w dwugodzinnym przedstawieniu operowym. Dla Agaty Zubel powstała rola, której właściwie nie ma w powieści, bowiem o Amerykance narrator wspomina tylko mimochodem: gdy główny bohater Hans Castorp przybywa do sanatorium dla gruźlików w Davos, dostaje klucze do pokoju, w którym niedawno zmarła pewna kuracjuszka z Ameryki. W operze nieboszczka jest stale obecna, towarzyszy Castorpowi i trochę się w nim podkochuje. - Jest postacią z zaświatów. Mam tak śpiewać, żeby stworzyć wrażenie nierzeczywistości - Paweł dużo wymaga od mojego głosu. Najwyższy dźwięk, który tu śpiewam, h dwukreślne, wychodzi już poza skalę sopranu, podobnie jak najniższy, cis małe - mówiła w Polskim Radiu przed prapremierą.

- Kocham Agatę Zubel - deklaruje Tadeusz Wielecki, dyrektor Warszawskiej Jesieni. Pamięta, że zanim została gwiazdą, pracowała jako wolontariuszka. Z przyszłym mężem Michałem Mocem, z którym studiowała kompozycję na Akademii Muzycznej we Wrocławiu, sprzedawała książki programowe w holu Filharmonii Narodowej. Bezinteresowna miłość do muzyki? Kilka lat później krytycy zaliczyli ją do nowej fali polskich kompozytorów, która wezbrała właśnie na Warszawskiej Jesieni: Dobromiła Jaskot, Aleksandra Gryka, Sławomir Kupczak, Andrzej Kwieciński, kilka lat później również Wojciech Blecharz i Jagoda Szmytka - wielu z nich jest dziś w czołówce, inni pozostali w cieniu. - Jesień ma obowiązek odkrywania, pokazywania tego, co dziś brzmi w muzyce polskiej. Udało nam się to z Agatą, której kariera jest zupełnie wyjątkowa, niespotykana wręcz jak na polskie warunki - mówi Wielecki.

Burza kręconych włosów, otwarte spojrzenie, naturalny uśmiech. Zdjęcie w kolorze sepii, na którym kilka męskich i kobiecych rąk ciągnie Agatę Zubel za długie kędziory, a ona otwiera usta do krzyku, stało się graficznym motywem przewodnim angielskiego festiwalu muzyki współczesnej w Huddersfield w Anglii. Nie jest jednak Jagodą Szmytką, polską kompozytorką z rocznika 1982, która nieustannie eksperymentuje z wyglądem, farbuje włosy na niebiesko, ubiera się w srebrne tkaniny i odrealnia własny wizerunek, będąc zarazem prawdziwą Szmytką z krwi i kości i postacią ze swoich muzycznych widowisk, własnym awatarem. Zubel nie wchodzi na ten poziom abstrakcji i dialogu z tożsamością, ale na pewno lubi eksponować urodę i kobiecość. Jako kompozytorkę interesuje ją sama materia dźwięku; Szmytce bliżej do teatru muzycznego, do przekraczania granic form, gatunków, a nawet wymiaru czasu i przestrzeni. Obie zresztą spotykają się w programach koncertów i festiwali - ich muzyka staje się wizytówką Polski na świecie.

Pewna ekstrawagancja nie jest jednak obca wrocławiance. - Koncerty, na których pani występuje, nie przypominają tradycyjnych: wyciemniona sala, na scenie komputery, a światło skierowane na panią ubraną w świecący kombinezon - zwraca uwagę Dorota Szwarcman z "Polityki". - Oko powinno zachowywać równowagę z uchem, dlatego dopasowuję strój do muzyki. Utwory klasyczne śpiewam w sukni - odpowiada Zubel.

Double Battery

Maj 2016, Wrocław, festiwal Musica Electronica Nova. W Narodowym Forum Muzyki odbywa się prawykonanie utworu Agaty Zubel "Double Battery", który zamówił u niej słynny Ensemble InterContemporain z Paryża. Zespołem złożonym z dziesięciu wytrawnych muzyków dyryguje Guillaume Bourgogne. Tym razem kompozytorka siedzi na widowni, utwór jest czysto instrumentalny. Pozostałe w tym programie dzieła kompozytorów współczesnych Yana Maresza i Jeana-Luca Hervégo, przywiezione do Wrocławia przez Francuzów, wydają się w porównaniu z utworem Polki średniej klasy wypracowaniami.

Gdy pytam Zubel o to, czy kompozytorce jest trudniej niż kompozytorowi, odpowiada z dystansem, jakby w ogóle nie lubiła tego tematu. - Przez całą szkołę podstawową grałam na instrumentach perkusyjnych i obracałam się w świecie chłopców. Nie czułam się inna przez to, że jestem dziewczyną. Niektórzy się zastanawiają nad tym, jakie są cechy muzyki męskiej, a jakie kobiecej, dla mnie to są stereotypy. Piszę swoją muzykę i tyle - podkreśla.

Wirówka

W przedszkolu stało pianino. Przedszkolanki zamykały je na klucz w ciągu dnia, mając przed oczami wizję małych piąstek bijących w klawiaturę. Zgadzały się otwierać instrument dopiero późnym popołudniem, gdy większość rodziców odebrała już swoje pociechy. Wtedy mała Agata próbowała coś na nim grać. Bardzo to lubiła i prosiła mamę, żeby przychodziła po nią jak najpóźniej. - W domu nie było tradycji muzycznych, ale rodzice, widząc moje duże zainteresowanie dźwiękami, posłali mnie do szkoły muzycznej - wspomina. Ze skrzypcami się nie zaprzyjaźniła, poszła na perkusję, gdy się zorientowano, że ma wybitne poczucie rytmu. Grała etiudy na werblu i kotłach, a myślała o komponowaniu. O śpiewie jeszcze nie. Kiedy była w ostatniej klasie, ogłoszono konkurs kompozytorski dla uczniów szkół wrocławskich. Do udziału namówili ją nauczyciele. Wygrała. Kompozycja nazywała się "Wirówka". Agata Zubel: - Pamiętam jedną koleżeńską rozmowę, jak się później okazało, z moim przyszłym mężem, to było jeszcze w szkole podstawowej. Mieliśmy po 10-11 lat. Michał powiedział: "Wiesz, ty byś mogła zostać kompozytorką".

Tango

Michał Moc. Kompozytor. Mąż. Zawsze obecny na koncertach żony, na prawykonaniach jej utworów. Bierze na siebie stronę organizacyjną, prowadzi, odpowiada za umowy. - Nie ma mowy o rywalizacji. Mąż ma swój świat muzyczny i w nim siedzi - mówi żona.

Łączy ich pasja nauczania. Oboje wykładają na Wydziale Kompozycji Akademii Muzycznej we Wrocławiu, wcześniej razem uczyli w liceum muzycznym. On jest nauczycielem konsultantem Centrum Edukacji Nauczycieli Szkół Artystycznych (CENSA), koordynatorem czterech województw południowo-zachodniej Polski. - Jest fenomenalnym pedagogiem, młodzież go ubóstwia, obserwatorzy zachwycają się jego metodami. To jego prawdziwa pasja - zapewnia Agata.

Razem podróżują. Ich ulubione miejsce to Islandia. Agata: - Przyroda tam sobie poszalała. Lodowce na wulkanach, wyciszenie, niesamowite piękno natury.

Na YouTubie krąży sympatyczny film, na którym razem wykonują tanga Astora Piazzolli: ona śpiewa i tańczy, on gra na akordeonie, między nimi aż iskrzy.

Zubel nie rywalizuje też z Cezarym Duchnowskim, kompozytorem muzyki elektronicznej, z którym od wielu lat tworzy duet ElettroVoce: ona śpiewa, on gra na instrumentach elektronicznych. Są twórcami i wykonawcami w jednym. Zaczęło się od komplementu: "Słuchaj, jestem fanem twojego głosu". W dorobku mają już kilka płyt. Ostatnio wyszły "Znikąd historie", produkt nieskrępowanej wyobraźni artystycznej obojga: muzyczna impresja, wielobarwny, surrealistyczny pejzaż z dźwięków, czasem słów. - Głos podłączony do komputera może dużo więcej. I odwrotnie, bo głos humanizuje tę maszynę - uważa Agata Zubel.

Aforyzmy na temat Miłosza

Co jest dla niej ważniejsze: tworzenie czy występowanie? - Nie rozróżniam tego, na pewno moja kariera wokalna w dużym stopniu napędza kompozytorską - potwierdza. Zwykle kompozytor to wielki nieobecny. Jeśli jest to twórca żyjący, współczesny i pojawia się na sali podczas wykonania swojego utworu, to owszem, jest potem wywoływany na estradę przez dyrygenta, ale przez chwilę się kłania i znika.

A jak pogodzić ze sobą dwa tak absorbujące i czasochłonne zawody? Pokazuje mi swój kalendarz: do końca roku "Double Battery" z Ensemble InterContemporain na Sacrum Profanum w Krakowie, w Filharmonii Paryskiej, "Aforyzmy na temat Miłosza" w Essen, koncerty w Seattle i Tallinnie i nowy projekt w Warszawie. - Nie przeczę, że nie mam czasu na nic innego poza muzyką - przyznaje. Stara się tak planować czas, aby jedno nie kolidowało z drugim. Obmyśla utwór w samolocie, w hotelu, między próbami, koncertami. Robi notatki, czasem w formie rysunków czy wykresów. Pisanie utworów ma przecież wiele etapów. Zanim dojdzie do zapisywania całości w komputerze lub na papierze, jest czas konstruowania go w głowie, obmyślania dramaturgii, formy. - Po kompozytorze pewnie trzeba by się spodziewać pięknej pracowni z widokiem na góry lub morze. Widok mam ładny, z poddasza, a mieszkam pod Wrocławiem, ale w domu bywam rzadko. To są przyjemne momenty, gdy mam czasem dwa tygodnie czy miesiąc, kiedy mogę się skupić tylko na pisaniu. Wtedy wyciągam wielkie kartki papieru nutowego i obkładam nimi cały pokój.

Nie oczekuję dziś nikogo

Czy zdarza jej się zaśpiewać coś innego niż tzw. współczecha? Mozart, Verdi, Puccini. Piosenki Derwida. To był pseudonim, pod którym w latach powojennych krył się Witold Lutosławski piszący szlagiery dla chleba. "Nie oczekuję dziś nikogo", którą śpiewała Rena Rolska, to jego. I teraz wróciła do nich Agata Zubel, która Lutosławskiego wielbi. Kiedy w tej roli usłyszała ją Irena Santor, powiedziała: "Cieszę się, że polska piosenka jeszcze nie zginęła".

Kompozycji "Madame Battery" można będzie posłuchać 3 października na festiwalu Sacrum Profanum w Krakowie (1-8 października 2016 r.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji