Dom pod lipką J.Zaborowskiego
Są spektakle "Baju Pomorskiego", które niby kamienie milowe znaczą coraz dalsze i dalsze etapy zwycięsko przebytej drogi. Jednym z takich właśnie kamieni milowych jest przedstawienie "Domu pod lipką" J. Zaborowskiego, które pod wszystkimi względami zasługuje na uwagę.
"Dom pod lipką" stanowi do pewnego stopnia dalszy ciąg sztuki "Zielony mosteczek", która cieszyła się wielkim powodzeniem ze względu na swoją nieskomplikowaną a komunikatywną treść. Po tejże linii poszedł autor w sztuce "Dom pod lipką", gdzie cała problematyka sprowadza się do zagadnienia walki z wszetecznym karczmarzem, pracy w kolektywie i spójni miasta z wsią. Problematyka ta, wprawdzie bardziej dostępna dla dzieci starszych, podana jest jednak tak prosto i poglądowo, że potrafi zainteresować widownię złożoną z elementu młodszego niż 12-13 lat. Warto też posłuchać komentarzy, jakie padają z widowni w chwili, gdy wieś rozprawia się ze szkodnikiem i wywozi go na wozie ze świniami, lub młóci cepami! Oznacza to, że dzieci doskonale orientują się już w tego rodzaju zagadnieniach i potrafią odróżnić dobro od zła.
Reżyser S. Stapf podał widowisko w formie prostej i dostępnej. Akcja toczy się żywo i jedynie w akcie I-szym jest nieco nudnawa ze względu na może zbyt długą ekspozycję, która nuży młodych widzów. Natomiast akt II wypracowany jest jak cacko - i nic tu nikomu i niczemu nie można zarzucić.
Dekoracje i lalki E. Baranowskiego - barwne, plastyczne, zręczne. Doskonała perspektywa w krajobrazie, pięknie sharmonizowane kolory nieba, złota snopów, zieleni pół z czarną młockarnią na czerwonych kółkach. Naturalne, słoneczne oświetlenie dodaje całości prawdziwie malarskiego uroku. Ludowe stroje lalek mienią się w oczach, a że okrywają zręczne figurki (szczególnie Kasia) tworzą przyjemne ruchome plamy, pełne wdzięku a zarazem prostoty.
Gra zespołu bardzo wyrównana, jednolita. Bardzo plastycznie i przekonywująco wypada Kasia, o niebywałym wdzięku i kobiecości w ruchach, doskonale prowadzona przez I. Sikorę, jak również Krętacki w wykonaniu L. Bieniaszewskiego - soczysty, bardzo typowy kułak. Dobry również jest Jaś - Z. Kaniewski. Reszcie zespołu należy się zasłużona pochwała za niezwykle zręczne prowadzenie lalek, co szczególnie rzuca się w oczy w doskonale zrobionych scenach masowych, gdzie koordynacja ruchów w trudnych technicznie momentach jest naprawdę zdumiewająca.
Jedynym zarzutem, łatwym zresztą do wyrównania, jest zacieranie się tekstu w ożywionych scenach masowych, gdy pojedyncze kwestie aktorów giną w ogólnym chaosie. Zbyt rażąco ostre jest również stukanie kamieniem w młóckarkę i miejscami, szczególnie w akcie I, nieco za głośna muzyka.
Pominąwszy te drobiazgi - przedstawienie jest bardzo ładne, treściwe i warte obejrzenia.
Na marginesie tego sprawozdania apel: Mamusie, Ciocie, Babcie i inne osoby towarzyszące swoim pociechom do teatru! Dajcie im do zrozumienia (sposób pozostawiamy Wam do wyboru) że jednak są w teatrze a nie na boisku czy w ogródku i nie pozwólcie, aby skakały po krzesełkach, harcowały po widowni, biły się i krzyczały w przerwach. Dzieci powinny wiedzieć, tak jak to zapewne wiecie Wy, czym jest teatr i co mu się należy wzamian za to, co nam wszystkim daje... (H. B.)