Lęk i ciekawość
W "Styczniu" Jordana Radiczkowa siły natury mają przemożny udział. Mróz, wiatr, ciemność, groza wilków działają na wyobraźnię. Podobnie jak rozkwitły i radosny ogród w "Domu kobiet" Nałkowskiej. Zestawiam utwory krańcowo odmienne. Ale w obu rozwiązano zadania na pozór niepokonalne: czynniki przyrodnicze uczyniono elementami scenicznego wrażenia. Nie można zapominać, że akcja "Stycznia" rozgrywa się w bułgarskich górach, w północno-zachodniej części kraju, której klimat, kapryśny a wciąż zaskakujący, jest przeciwieństwem naszych wyobrażeń. Znamy słońce, ciepło, bezchmurna łagodność; tutaj mamy posępna a przytłaczająca grozę.
Pisarz wrażliwy na inspiracyjną siłę ludowego obyczaju, daje obraz niezwykły. Karczma, grupa chłopów, humor, ale i magiczna wiara w tajemnice. Grają namiętności, zazdrość i miłość, ambicje i niepokoje. Ścierają się indywidualności. Osobliwy ptak przyniesiony przez jednego z chłopów, potrafi pić alkohol i niepostrzegalnie opuszczać gospodę. Epizody miłosne grożą rozlewem krwi - a kończą się triumfem kobiecości. Sprawa tajemniczego znikania ludzi, wyjeżdżających saniami i uzbrojonych, wyjaśnia się - pozostawiając jednak osad wątpliwości. Magicznych? Psychologicznych? Związanych z atawistycznie działającymi odczuciami? Niczego dokładniej nie wiemy. Możemy być tylko pewni gwałtownie huczącego wiatru i siły przemożnych dążeń.
Nie wiem, czy przekład Donki oraz Andrzeja Madejów przekazuje cała bujność języka, jakim się posługuje autor "Stycznia". Ale siła wizji jest wyczuwalna. W owej gospodzie górskiej, wśród anegdot, żartów i sporów, wobec niezwykłej a groźnej sytuacji, dyktującej ludziom konieczność wyboru, dwie zwłaszcza siły odgrywają rolę. Strach wobec tego co nieznane, przerastające dane rozsądku. I ciekawość, zmuszająca do podjęcia ryzyka. Nawet najchytrzejszy jej, ostatecznie, ulegnie.
Tę piękna sztukę 5O-letniego pisarza bułgarskiego zna już nasza publiczność. Grały ją polskie zespoły, niedawno pokazywał ją na gościnnych występach teatr bułgarski (o czym pisał na tych łamach Paweł Chynowski). Obecnie Teatr Dramatyczny znalazł w "Styczniu" pole do popisu. W reżyserii Wojciecha Pokory, wysuwają się na pierwszy plan aktorzy. Andrzej Szczepkowski, nieustannie obecny na scenie, raz jeszcze wykazuje, w jak pięknej znajduje się formie. Swoboda w prowadzeniu dialogów, dowcip, uśmiech punktujący sytuacje, precyzyjne operowanie słowem - to narzędzia, którymi się posługuje, którymi znakomicie działa. Nie używa środków podkreślających ludowość czy egzotyzm postaci. Wrodzona inteligencja chłopa czyni go uczestnikiem akcji, równocześnie poetyckiej, komediowej i dramatycznej. Patrząc na tę postać, myślałem o oracji adwokata, która nie tylko przeczytał ale i odegrał Szczepkowski na wieczorze Leszka Proroka. Z innych postaci tego spektaklu najsilniej się osadzają w pamięci: Lazar grany przez Zygmunta Kęstowicza. niespokojny gospodarz Angeł w sugestywnej grze Stanisława Wyszyńskiego, oraz Sofrona w interpretacji Jolanty Fijałkowskiej, w dwóch przeciwstawnych scenach: strachu wobec pogróżek męża oraz kobiecego sukcesu.