Artykuły

W piaskownicy i na huśtawce

"Końcówka" w reż. Macieja Sobocińskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Można i tak, czemu nie. Zagrać "Końcówkę" na piasku i huśtawce, zostawić tylko dwie postaci. Miejsce gry w tym spektaklu jest znacznie bardziej przyjazne niż w Beckettowskich didaskaliach; można nawet powiedzieć, że wygląda całkiem wesoło. Nie pusty pokój z dwoma wysoko umieszczonymi okienkami, ale wysypany białym piaskiem kwadrat, z trzech stron otoczony widownią.

A że przedstawienie grane jest w dawnej sali balowej, bogato zdobionej sztukateriami, z balkonem nad tylną ścianą sceny, czujemy się jak w staroświeckim teatrze, do którego przeniesiono cyrkową arenę. A może to piaskownica? Nad piaskiem wisi huśtawka; na niej to, nie na wózku inwalidzkim, siedzieć będzie Hamm.

W spektaklu Macieja Sobocińskiego nie ma Nell i Nagga, rodziców Hamma, siedzących w kubłach na śmieci. Reżyser skupił się na wzajemnych relacjach Hamma i Clova, pana i sługi. Dwóch cyrkowych błaznów w wymyślnych garniturkach, dwóch aktorów, których na początku widzimy, jak przygotowują teren gry. Clov (Marcel Wiercichowski) wygładza starannie zdeptany piasek, Hamm (Juliusz Krzysztof Warunek) zasłania twarz chustką i całkiem dziarsko wskakuje na huśtawkę; całkiem dziarsko jak na osobę, która ma mieć bezwładne nogi.

Ale czy naprawdę spektakl skupia się na relacjach między Hammem a Clovem? Za mało w nim precyzji, a za wiele atrakcji. Nie tylko biegania i tarzania się po piasku czy huśtania na huśtawce. Przedstawienie wygląda tak, jakby aktorzy i reżyser zbudowali je ze wszystkich etiud, jakie powstały w trakcie prób. Wszystko po to, by ożywić i uatrakcyjnić dość statyczny dramat Becketta. Tyle że na niewiele te zabiegi się zdały, bo tak uatrakcyjniony dramat sprowadził się do zilustrowania sadomasochistycznej zależności dwóch mężczyzn. Juliusz Krzysztof Warunek gra Hamma jako nieprzyjemnego aktora kabotyna, co na dłuższą metę staje się monotonne i nieciekawe. Znacznie bardziej interesujący jest Marcel Wiercichowski, jego gorączkowo krzątający się Clov ma w sobie rozpacz i świadomość braku wyjścia z całej tej sytuacji.

Próba odświeżenia starego i rzadko dziś wystawianego dramatu niezbyt się powiodła. Nie ma w tym przedstawieniu bezwzględności Becketta, jego ostrej ironii i czarnego humoru. Jest niezbyt groźna, niezbyt przejmująca gra między dwójką ludzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji