Artykuły

Zuzanna i Starcy?

Na scenie półmrok. I cisza, przerywana odgłosami chrapania dochodzącymi z szerokiego łóżka. Łóżko jest tu ważnym, ale nie najważniejszym elementem komedii ludzkiej, jaka rozegra się za chwilę w niezbyt przytulnym pokoiku, ni to suterenie, ni to na jakimś symbolicznym dnie egzystencji.

Z wolna ustępuje cień, odkrywając prymitywne i zagracone pomieszczenie. Pojawia się na scenie starszy, w nieokreślonym wieku człowiek, który brutalnie przerywa sen leżącego w łóżku starca. Rozpoczyna się dialog - zwykła, codzienna rozmowa obu lokatorów izdebki. W tonie pół groteskowym, gdzie wypowiadane sentencje życiowe nabierają wymiarów taniej pretensjonalności. Ale nie przeradzają się w farsę. Albowiem poza zewnętrznymi oznakami śmieszności kryje się, jakby przyczajony nastrój dramatu, coś groźnego, co nie pozwala na swobodny uśmiech. Za moment już wiadomo, że ci dwaj ludzie, którzy przeżyli już własne życie i znaleźli się na jego skraju - próbują odbudowa" przeszłość przy pomocy przeżyć innych, młodszych ludzi - odnajmując im swój pokój ,.na godziny". Co tu dużo mówić: pomieszczenie spełnia rolę meliny dla poszukujących tam smaku miłości, która nie może się ujawnić w sposób normalny i usankcjonowany przez obowiązujące normy społeczne.

Sytuacja więc, jaką stwarza sztuka czecho-słowackiego pisarza Pavela Landovskv'eso (w przekładzie Jana Całki) jest dość dwu znaczna. I to nie tylko w sensie obyczajowym, gdyż "Pokój na godziny" wykazuje ambicje przerastające granice dramatu tylko obyczajowego. Autor stara się chyba podkreślić, jak wiele w życiu ludzkim mieści się dwuznaczności - i jak trudno zdobyć się na postawy jednoznaczne, wyraźnego wyboru własnej egzystencji oraz - przez ten akt wyboru - zdecydowanego samookreślenia się. Pozostawia zatem znaczny margines dla wyobraźni widza teatralnego, który - na podstawie własnych kryteriów moralnych, obyczajowych i społeczno-ideowych, dokona analizy sytuacji. Potępi lub pochwali, odrzuci albo przyjmie model postępowania bohaterów utworu; czy wreszcie będzie im jedynie współczuł śledząc ich przyziemne poczynania, jako wynik określonych warunków bytowych i antybohaterskiej mentalności.

Sztuka Landovsky'ego wyrasta z modnych, zwłaszcza na Zachodzie, tendencji egzystencjalnych w filozofii. Zebrawszy doświadczenia współczesnego dramatu angielskiego i francuskiego, przetrawia je - ukazując niejako ich odbicie w innym świecie, z bliższego nam kręgu - i zdaje się podsuwać myśl, że trzeba jeszcze przełamywać wiele tradycyjnych, zakorzenionych głęboko w psychice ludzkiej nawyków moralno - obyczajowych, aby pobudzić społeczeństwo, jako całość, do szukania odnowy psychicznej poć" wpływem prawdziwie postępowych zasad humanizmu.

"Pokój na godziny" przedstawia dramat osamotnienia każdego z czworga bohaterów tej komedii na poły okrutnej, na poły lirycznej. Składa się z mnóstwa dobrze podpatrzonych obrazów, scenek, sytuacji codziennych - których wymowa. pomimo groteskowych przerysowań, określa jeśli nie kapitulację życiową poszczególnych postaci sztuki, to zarysowuje kryzys uczuć, pozbawionych ciepła ludzkiego, naturalności i możliwości cieszenia się nimi.

Nie jest ten utwór rewelacją literacką. Ale nie można mu odmówić zręczności warsztatowej, nerwu scenicznego, bystrej rejestracji podpatrzonych zdarzeń, które mogą wpływać na kształt naszego życia. Życia w zwierciadle małego realizmu, z całą jego tragikomiczną scenerią i wzajemnym wyniszczaniem się ludzi - równie małych, płaskich lub tylko konformistycznych charakterów. Ich przystosowania się do konkretnych sytuacji, zgody na czyjeś silniejsze naciski psychiczne.

Jednocześnie otwiera sztuka Landovsky'ego niemałe okienko dyskusyjne dla widowni myślącej. Nie narzucając jednoznacznych sądów, pozwala zastanowić się nad innymi rozwiązaniami dramatu, aniżeli proponuje to autor. Stwarza wiec możliwości nawiązania dialogu z odbiorcą, nie rozstrzygając ostatecznie podstawowych kwestii egzystencjalnych, stawianych w sztuce.

Wydaje się, że ów ton refleksyjny dyskusji z widownią bardzo dobrze wydobyła ze sztuki reżyseria Romany Próchnickiej w Teatrze Kameralnym. Reżyserka wyeliminowała z przedstawienia wiele niepotrzebnego rozgadania i tanich "złotych myśli", co w lekturze szczególnie może urazić uważnego czytelnika. Nie przyjęła kuszących form ufarsowienia spektaklu, przez co zachował on kształt prawdopodobieństwa moralno-obyczajowego, nie trącił natrętnymi uogólnieniami dydaktycznymi i naciąganą głębią intelektualną. Uzyskał żywy rytm sceniczny oraz pewien dystans do groteskowej relacji wydarzeń. Przedstawienie można śmiało zaliczyć do dobrej passy, (jaka towarzyszy ostatnio inscenizacjom Teatru im H. Modrzejewskiej. Nie jest to spektakl udziwniony, choć w zasadzie przepojony nowoczesnością środków wyrazu scenicznego. Znakomicie wspomagany scenografią Lidii i Jerzego Skarżyńskich, wydobywającą - zgodnie z założeniami reżyserki - poetycki i komediowy charakter dzieła oraz równie trafnie obsadzony aktorsko.

Na pierwszy plan wybija się niewątpliwie kreacja Wojciecha Ruszkowskiego, jako starca- Hanzla, rola bez przerysowań, zagrana na pograniczu ostrej groteski - wywołująca odrazę i współczucie dla zdeklasowanego inteligenta, który ulega terrorowi współlokatora Fany i staje się odstraszającym przykładem ugodowości. Ruszkowski umiał pokazać na scenie człowieka upadłego, śmiesznego i tragicznego zarazem - ale jednocześnie w ludzkich, przekonywających psychologicznie wymiarach. Odmienną postać stworzył Jerzy Bińczycki (Fana): groźną sylwetkę tępego, obdarzonego życiowym sprytem wyzyskiwacza i terrorysty. Symbol wstecznych, koszmarnych mocy, których zwycięstwo w naturze ludzkiej przynosi nieszczęścia i zbrodnie, cofnięcie cywilizacji oraz kultury do mrocznych epok władzy przy użyciu ślepej siły.

Parę kochanków - Zosię i Ryszarda - grali: Elżbieta Karkoszka oraz Edward Dobrzański. Ona - młoda dziewczyna buntująca się przeciw ukrywaniu uczucia do żonatego mężczyzny, ukazała na scenie małe, misterne studium na temat miłości i nienawiści, gry płci i rozpaczliwych poszukiwań obrony przed ostatecznym upadkiem moralnym. On - "drewniany", a jednocześnie trawiony pożądaniem zwierzęcym - ucieleśniał wszystkie mieszczańskie cechy pruderii oraz stylu mentalności.

Wszyscy bohaterowie są osamotnieni w swoich przeżyciach i działaniach. Tworzą dramat starych i młodych, którzy nie umieją przeciwstawić się fali życia, mimo chwilowych buntów. Kim właściwie są - ludźmi, czy zwierzętami w człowieczych skórach? Współczesnym odpowiednikiem obrazu "Zuzanna i starcy"? Bezbronnymi i bezwolnymi figurkami w szopce swej egzystencji, czy groźnymi przedstawicielami wszelkiego konformizmu? Jeśli widownia podejmie te pytania (a powinna podjąć), dobrze to świadczy o robocie teatralnej inscenizatora i aktorów "Pokoju na godziny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji