Polak za oceanem
Józef Nowak podjął się wdzięcznego, lecz trudnego zadania. W godzinnym monodramie ukazuje młodego chłopa, który w okresie międzywojennym wyjechał do USA z rodzinnego Mazowsza poszukując zarobku. Przygody owego Janka Maczugi opisał polski dziennikarz w USA, Adam Kujtkowski, w poemacie rozpoczętym za oceanem, a dokończonym po powrocie do kraju w latach sześćdziesiątych. Podobieństwa z "Panem Balcerem" Konopnickiej mogłyby mylić. Adam Kujtkowski, urodzony w Ameryce, wychowany przed wojną w Polsce i znów w USA osiadły, poznał z autopsji życie wychodźstwa polskiego. Obserwował robotników, słuchał opowiadań ojca. Czuje się tu aurę autentycznego doświadczenia. Marek Tadeusz Nowakowski, współpracownik telewizji i radia, spróbował z tego materiału "wykroić" scenariusz. Uczynił to zręcznie, widowisko w Teatrze Dramatycznym wyreżyserował, scenografię powierzył Irenie Burkę. Na kameralnej scenie umieszczono niewiele elementów: posąg Wolności, nieco kamiennych stopni czy ław. Ramy te "wypełnia" piękna, posuwista, urozmaicona muzyka Stanisława Syrewicza oraz bogate, wielostronne aktorstwo Józefa Nowaka.
Znakomite utrzymanie rytmu chłopskiej epopei, mazowiecko-amerykańskiej, pozwala zabrzmieć każdemu słowu i każdemu z przywołanych zdarzeń. Partie mówione przeplatane są śpiewem, którym Nowak dobrze się posługuje, dzięki głębokiemu i melodyjnemu głosowi. Młodość bohatera, wędrówka z przeludnionej wsi rodzinnej, lądowanie w Nowym Jorku, próby zdobycia pracy, pierwsze zarobki, sylwety "kumpli", wszystko ożyło przed nami dzięki podwójnemu, recytatorsko-wokalnemu kunsztowi wykonawcy. Szczególnie - sceny u pierwszego najemcy "gościnnego" kąta, lekcje angielskiego, sceny w knajpach, wreszcie miłość do pięknej, bujnej pół-cyganki, pół-Polki, Marysi, rozmowy z jej ojcem marzącym o wydaniu córki, nieśmiałe zaloty i śmierć dziewczyny - wszystko to "opowiedziane" przez recytatora.
W zakończeniu - sceny strajkowe i zamordowanie przywódcy znajdują punkt kulminacyjny w śpiewie zbiorowym, nadanym z płyt, tak sugestywne, że nie czujemy najmniejszej sztuczności.