Drapieżna i anielska
- Wiele się zmieniło w moim życiu. Odeszłam z Opery Krakowskiej. Zajęłam się tworzeniem własnych programów estradowych i sprawia mi to ogromną satysfakcję - mówi KRYSTYNA TYBUROWSKA, śpiewaczka.
Publiczność pamięta Panią ze sceny Opery Krakowskiej, jako łagodną blondynkę, m.in. Łucję z Lammermoor czy Gildę z "Rigoletta". Teraz przed publicznością pojawia się Krystyna Tyburowska, energiczna showmanka o rudych włosach. Skąd taka zmiana?
- Wiele się zmieniło w moim życiu. Odeszłam z Opery Krakowskiej. Zajęłam się tworzeniem własnych programów estradowych i sprawia mi to ogromną satysfakcję. Współpracuję z Orkiestrą Straussowską Obligato Jerzego Sobeńki. Planuję koncerty, dobieram artystów, którzy ze mną występują. Jestem teraz bardziej stanowcza, drapieżna, choć w dalszym ciągu potrafię być anielska.
Bardziej drapieżna, ale czy także bardziej szczęśliwa?
- Jestem zadowolona z tego, co robię. Koncertujemy w całej Polsce, mamy wierną i wspaniałą publiczność. Poza tym nie zerwałam całkowicie ze sceną. Pojawiam się w spektaklach operowych i operetkowych, także za granicą, ale nie w Krakowie. Niebawem zaśpiewam w "Traviacie". Na razie nie zdradzę, w jakim teatrze.
Występuje Pani znacznie rzadziej.
- Pracuję nie tak intensywnie jak dawniej, ale dzięki temu jestem w bardzo dobrej formie głosowej.
Nie brakuje Pani codziennego kontaktu ze sceną?
- Nie. Jeżeli czegoś mi brakuje, to jedynie ekshibicjonizmu emocjonalnego, który jest artystom niezwykle potrzebny - aby kilka razy w tygodniu przeżyć postać, wykreować ją przez trzy godziny na oczach publiczności, pokazać widzom pokłady własnych emocji.
Koncerty tego nie zapewniają?
- Zapewniają, ale w dużo mniejszym stopniu. Utwór trwa tylko kilka minut. Nie daje więc możliwości rozbudowania roli. Nie mogę pokazać wszystkich przeżyć, bo nie mam na to czasu.
Ponad 20 lat spędziła Pani w Operze Krakowskiej, grając główne role w ponad kilkudziesięciu realizacjach operowych i operetkowych. Jaka postać sceniczna była dla Pani najważniejsza?
- Małgorzata z "Fausta" Gounoda. Bardzo kocham tę postać, chociaż publiczność nie uznaje jej za efektowną. Dla mnie jest to kwintesencja kobiecości. Bardzo lubię także takie role, jak: Traviata, Łucja czy Gilda. Zawsze jednak były mi bliższe te postaci, którym przydarzało się coś smutnego albo bardzo wesołego. Dlatego bardzo dobrze czułam się także w operetce.
Ze świata dramatycznych oper i zabawnych operetek przeniosła się Pani do rozrywki. Bardzo często śpiewa Pani obok songów z musicali, nawet popularne piosenki.
- Zmieniłam repertuar - bo estrada wymaga różnorodności - i odnalazłam się w nim. Nauczyłam się także posługiwać mikrofonem.
Sposób śpiewania muzyki rozrywkowej jest jednak inny. Arie operetkowe trzeba wykonywać ustawionym głosem, a piosenki nie.
- Dla śpiewaka - obojętnie, co wykonuje, podstawą powinna być zawsze technika belcanta. Przy czym rozrywkowe utwory dają większą możliwość zmian barwy głosu. Można użyć np. krzyku albo szeptu.
Wcieliła się Pani także w rolę konferansjera.
- Nie powiem, aby było to łatwe. Ale ponieważ śpiew jest przedłużeniem mowy, radzę sobie całkiem nieźle.
Zajęła się Pani także szkoleniem młodych artystów.
- Ale tylko prywatnie. Mam grupę uczennic. Uważam, że pedagog powinien uczyć nie tylko techniki śpiewu, ale także aktorstwa, poruszania się po scenie, noszenia kostiumu i przede wszystkim interpretacji utworu. Placido Domingo spytany, co poradziłby polskim śpiewakom odpowiedział: "aby wiedzieli, o czym śpiewają". I tego właśnie staram się uczyć.
Zaprasza Pani potem swoje uczennice do wspólnego śpiewania?
- Jak najbardziej. Przygotowuję w kwietniu w Krakowie koncert z młodymi artystkami. Wystąpimy razem w bardzo zróżnicowanym programie.
Śpiewa Pani w różnych miastach Polski. Niedawno odbył się Pani koncert w Sali Kongresowej w Warszawie.
- Pokazaliśmy wtedy bardzo piękny program, złożony z wielu przebojów. I właśnie ten koncert zamierzamy zaprezentować w Krakowie 15 marca, w Filharmonii, o godz. 18.30.
Co usłyszymy?
- Ponad 40 utworów z operetek, musicali oraz popularnych pieśni i piosenek. Zaprosiłam wykonawców: Magdalenę Pilarz-Bobrowską, Tadeusza Szlenkiera, Leszka Świdziskiego i Jana Zakrzewskiego oraz znakomitą Orkiestrę Straussowską Obligato, której tradycyjny skład zostanie powiększony o wiele innych instrumentów.
Koncert Pani zatytułowała "Magiczny świat".
- Bo magia utworów, jakie będziemy wykonywali, przetrwała dziesiątki, a czasem i setki lat. Musi być w tej muzyce zatem coś niezwykłego.
Jaką Krystynę Tyburowską zobaczą ci, którzy przyjdą na ten koncert?
- Zmienną, czyli: łagodną, liryczną, drapieżną i wesołą. Cieszę się, że po wielu miesiącach przerwy będę mogła się ponownie spotkać z krakowską publicznością.