Osiadać na laurach? To głupota!
- Wydaje mi się, że energia Krakowa nie sprzyja młodym, że hołubi się tam bardziej doświadczenie i właśnie legendę - mówi EWA SOBCZAKÓWNA, aktorka Teatru Współczesnego w Szczecinie.
Z okazji 30. urodzin Teatru Współczesnego prezentujemy krótkie rozmowy z aktorami tej szczecińskiej sceny.
Jak trafiła pani do Współczesnego?
- W bardzo tradycyjny sposób. Kiedy byłam na ostatnim roku krakowskiej szkoły teatralnej, zaczęłam szukać pracy. Zależało mi, żeby trafić do teatru cenionego, gdzie tworzy się ważne spektakle i pracuje z kreatywnymi ludźmi. Tak trafiłam do Współczesnego. W tym ,czasie Anna Augustynowicz przygotowywała spektakl "Popcorn" Bena Eltona. Zostałam włączona do obsady i praktycznie cały rok spędziłam w rozjazdach między Krakowem i Szczecinem. Po dyplomie dostałam tu etat i jest to moja wielka radość i szczęście. W Szczecinie jest świetna atmosfera do życia i pracy. Poznałam rewelacyjnych ludzi.
Kończyła pani szkołę krakowską. Nie marzyły się pani tamtejsze teatry, otoczone wielką legendą?
- No właśnie, wielkie legendy, wielkie role, wielkie spektakle, wielcy ludzie - już to samo trochę przytłacza, nie sądzi pani? Wydaje mi się, że energia Krakowa nie sprzyja młodym, że hołubi się tam bardziej doświadczenie i właśnie legendę, pamięć o sprawach już stworzonych i ludziach, którym już za życia postawiono pomniki. Kraków nie przepada za eksperymentami, za "wywrotowością", dlatego - mimo że wracam tam zawsze z ogromnym sentymentem, bo to przecież część mojego życia, przyjaciele, rodzina, znajomi - sercu już nie żal, że to zapisany, skończony rozdział.
W pani dorobku jest kilka ważnych nagród. Czy wyróżnienia mobilizują, czy przeciwnie - skłaniają do osiadania na laurach?
- Broń mnie, Panie Boże, przed osiadaniem na laurach! To głupota. Wszelkie nagrody oczywiście bardzo cieszą, dają motywację do dalszej pracy, do szukania czegoś nowego. Ciągle się uczę...
A skąd się wzięła staromodna forma pani nazwiska?
- To nie był mój pomysł. Końcówki nazwisk w tej formie to już archaizm, więc miałam mieszane uczucia. Chodziło o to, że kiedy trafiłam do Współczesnego, od niedawna pracowała w nim już Ewunia Sobiech. Dla odróżnienia naszych nazwisk pasowano mnie na Sobczakównę. Przyzwyczaiłam się, ale widzę, że na afisze wraca już Ewa Sobczak.