Express, teatr Lalka i Artos
POCHMURNE niebo, które przywitało nas rankiem, w ciągu dnia rozpogadzało się. Cieszyło nas to bardzo, bo dzień ten wybrał "Express Wieczorny" na uroczystość inauguracji Dni Oświaty, Książki i Prasy w Ciechanowie. Można bowiem bez względu na pogodę odbyć projektowane przedstawienia teatru "LALKA" w zamkniętym pomieszczeniu, ale zapowiedziane na godz. 19 występy artystów "ARTOSU" na rynku, wymagały pogodnego nieba.
Przed kino "Nysa" w Ciechanowie zajechał autobus. Wysypały się z niego dzieci. Dzieci koreańskie.
Wyskakują więc najpierw chłopcy w harcerskich mundurkach i czerwonych chusteczkach, a za nimi czernią się lśniące gładko przyczesane główki dziewczynek ubranych w granatowe marynarskie sukienki. Miny odświętne, uśmiechy na twarzach. Przyjechały przecież do teatru "Lalka", który specjalnie dla nich przybył do Ciechanowa z Warszawy razem z przedstawicielami redakcji "Expressu Wieczornego".
Wokół dzieci zebrał się tłum ciechanowian. Wszystkie twarze uśmiechnięte, wszyscy z rozczuleniem patrzą na te dzieci wyrwane najstraszniejszej śmierci i wrócone dzieciństwu. Przecież to ich dzieci, z ich powiatu, z Gołotczyzny, zaledwie o kilkanaście kilometrów, położonej od Ciechanowa. "Nasi Koreańczycy" mówi się tu ze słuszną dumą.
Drzwi kina otwierają się, dzieci wchodzą do wnętrza, a zaraz za nimi zdążają ich mali polscy koledzy, uczennice i uczniowie miejscowej szkoły.
Dzieci wita w imieniu redakcji "Expressu" red. Karolina Beylin.
Za chwilę światła na sali gasną. Zacznie się historia Macieja Kłoska.
LI WAN
LI WAN ma lat 14, piękną, poważną twarz, o błyszczących skośnych oczach. Te oczy widziały już wiele, o wiele za dużo na czternastoletniego chłopca. Bo Li Wan, obecnie przodownik nauki w szkole Domu Dziecka, walczył w partyzantce koreańskiej i ma medal za swe bojowe zasługi. Li Wan pomógł ogromnie swym siostrzyczkom i braciszkom do zrozumienia polskiego dialogu w kukiełkowym przedstawieniu "Macieja Kłoska". Był znakomitym, spokojnym i inteligentnym tłumaczem. Przed każdym z aktów wysłuchiwał opowiedzianej mu przez kierowników "Lalki" treści tego, co nastąpi i wygłaszał do swych kolegów zwięzłe streszczenie, które oklaskiwały potem długo małe śniade ręce. W ten sposób mali koreańscy widzowie nie byli zgubieni w przygodach, które oglądali na scenie.
CIEMNE I JASNE RĄCZKI ZGODNIE OKLASKIWAŁY MACIEJA KŁOSKA
MAŁY Han Jon-Szi słabo jeszcze rozumie po polsku, ale to nie przeszkadzało mu w skupieniu słuchać sztuki. Kiedy w blasku reflektorów, padających ze sceny rysowały się obok siebie ciemne i jasne profile dzieci, to twarzyczki dziewięcioletniego Han Jon-Szi i jego koreańskich rówieśników miały dokładnie ten sam wyraz zasłuchania, co różowe twarzyczki Hani Kamińskiej z pierwszej "a" i jej koleżanki Ani Brodowskiej, której, jak powiedziała "dochodzi osiem". Tak samo pół otwarte były ich dziecięce usteczka i zgodnym śmiechem wybuchały, gdy na scenie energiczny Maciek uczy rozumu króla i jego pański dwór. Ciemne i jasne rączki zgodnie oklaskiwały las, wyrastający, jak spod ziemi na scenie.
SERDECZNE SŁOWA PRZEDSTAWICIELA AMBASADY KOREAŃSKIEJ
Na przedstawienie zorganizowane przez "Express Wieczorny" i teatr "Lalka" przybył specjalnie do Ciechanowa z Warszawy sekretarz Ambasady koreańskiej LI SE JEN. Jego wejście na salę przed przedstawieniem przywitał chór wesołych szczebiotliwych głosików dziecięcych. Widocznie mali mieszkańcy Gołotczyzny dobrze znają Li Se Jena, który serdecznie opiekuje się ich domem.
Sekretarz Li Se Jen wpisał serdeczne słowa do księgi teatru "Lalka", a przedstawicielowi "Expressu Wieczornego" powiedział:
- Jeszcze dzisiaj przekażę wiadomość do Korei o tym pięknym przedstawieniu, które urządziliście dla naszych dzieci.
Słowa, które p. Li Se Jen wpisał do księgi teatru "Lalka" brzmiały, jak następuje:
Z całego serca wyrażamy naszą wdzięczność za wielki trud opieki nad naszymi dziećmi. Dzieci koreańskie, przebywające w Polsce, znalazły w tym pięknym, przyjacielskim kraju matki i ojców i uczą się szczęśliwie, jak we własnym domu. Niechże ta przyjaźń stanie się symbolem zwycięstwa nad wszelkimi barbarzyńcami.
BYŁ TAKŻE ILUZJONISTA
NA końcu była jeszcze niespodzianka. Iluzjonista, Svengali, pokazywał dzieciom sztuki. Zjawiały się i znikały kolorowe chusteczki, migały płonące świece i wyrastał nagle olbrzymi bukiet niezwykłych kwiatów. Wszystko wśród szczebiotu dziecięcych głosów.
"LALKA" ZWYCIĘSKO POKONAŁA TRUDNOŚCI
ARTYŚCI teatru "Lalka" pracowali w niesłychanie trudnych warunkach. Ciasnota nieprzystosowanego pomieszczenia zmuszała ich do akrobatycznych sztuk za kulisami. Kukiełkarz, niosący groźnego króla, który właśnie zeszedł ze sceny, zderzał się z kukiełkarką, wprowadzającą Maćka Kłoska. Znosili to wszystko z pogodą i uśmiechem, z zadowoleniem na myśl, że ich czyn 1-majowy sprawia tyle radości dzieciom.
NA RYNKU W CIECHANOWIE
NA olbrzymim rynku ciechanowskim zapadał zmrok, gdy na prowizorycznie zmontowanej z platform estradzie, zjawili się artyści "Artosu". Publiczność, która skupiła się wokół estrady, już po kilku występach nie dość wyraźnie rozróżniała sylwetki aktorów. Nie było niestety reflektorów. Poradzono sobie gospodarskim sposobem. Samochód "Expressu", szczelnie oblepiony dziećmi, podjechał do estrady i puścił snop światła.
Niezawodne "numery": piosenki Fogga i Mirskiej, felietony Wiecha (w wykonaniu Wawy i Śmigielskiego) nie zawiodły i w Ciechanowie. Dźwięki akordeonu docierały przez otwarte okna do wnętrza mieszkań ciechanowskich, zwabiając na rynek coraz więcej publiczności.
Wysypywali się z bocznych uliczek i coraz bardziej zapełniali rynek.
Ale zgasło światło reflektora samochodowego. Artyści schodzą z estrady. Czas do Warszawy. Żegnamy Ciechanów, który przyjął nas tak gościnnie.
Nie wątpimy, że najbliższe dni w Ciechanowie będą upływały pod znakiem oświaty, książki i prasy.