Dla dzieci i dla dorosłych
Po wielu miesiącach oczekiwania publiczność wrocławska otrzymała zapowiadane już od dawna widowisko kukiełkowe -"Sambo i lew". Podkreślamy: publiczność - ponieważ nie tylko dzieci, lecz również dorośli z przyjemnością i pożytkiem obejrzą to piękne przedstawienie.
"Sambo i lew", sztuka G. Franta, została opracowana przez reżysera sceny lalkowej TMW Stanisława Bursiewicza. Przeróbka nie ograniczyła się do drobnych poprawek. W wielu wypadkach zostało bardzo pomyślnie zmienione zasadnicze ustawienie postaci (np. Nelly, córka gubernatora, była w pierwotnej redakcji jedną z głównych bohaterek). Dzięki temu widowisko zyskało, na wyrazistości zasadniczej linii wychowawczej, nie zatracając przy tym bogactwa tematyki. Wartości tekstu zostały podkreślone dzięki pięknej i przemyślanej oprawie scenicznej. Dekoracje i lalki Barbary Gutekunst tym razem jeszcze przewyższyły dotychczasowe osiągnięcia tej uzdolnionej artystki. Po raz pierwszy też w tym teatrze wyzyskano szerzej tak ważny czynnik jak gra świateł - tak, że strona wizualna przedstawienia jest prawdziwym przeżyciem dla widza.
Trudno tu analizować z tego punktu widzenia poszczególne obrazy, nie można sobie jednak odmówić przyjemności wzmianki o dwóch scenach szczególnie pozostających w pamięci.
Obraz burzy na morzu swą kolorystyką i technicznym wykonaniem narzucał porównanie z dobrym filmem rysunkowym. Na możliwość takiego pokrewieństwa zwrócił już kiedyś uwagę znakomity twórca teatru kukiełkowego S. Obrazcow, a praktycznie wykazały to czeskie filmy kukiełkowe.
Drugim takim osiągnięciem artystycznym jest scena na plantacji utrzymana w barwach jakby spłowiałych od upału z czarnymi postaciami murzynów pochylających się nad krzakami bawełny.
Do plusów przedstawienia należy także dobra muzyka A. Wolusa, pod którym to pseudonimem kryją się dwaj znani wrocławscy kompozytorzy.
W ogólnej charakterystyce widowiska nie można pominąć bardzo udanych scen zbiorowych, kiedy kukiełki osiągały chwilami bardzo dużą ekspresję. "Tłum" kukiełkowy poruszał się doskonale, znajdując trafny wyraz sceniczny dla swych przeżyć. Jest to zasługą wykonawców, reżysera, a także asystentek reżysera - L. Kornickiej i E. Kalinowicz, które poświęciły temu zagadnieniu specjalną uwagę. W dwóch tylko wypadkach zawiodła czysta i staranna linia reżyserska: podczas licytacji i w scenie cyrkowej. W tej ostatniej brakuje wyraźnego akcentu reżyserskiego - biali widzowie (kukiełki) zbyt słabo ukazują swoje oburzenie na małego Sambo i widownia może odnieść wrażenie, że podobne postępowanie murzynka wobec białych w Ameryce może mu ujść bezkarnie.
Pora teraz przejść do wykonawców poruszających lalkami i udzielających im swego głosu. Na wstępie należy zaznaczyć, że zespół aktorski jest młody - niektórzy jego członkowie stawiają dopiero pierwsze kroki w swym pięknym, ale trudnym zawodzie. Dlatego może głosowo nie wszyscy stanęli na wysokości zadania.
W tym ambitnym i pracowitym zespole są jednak również rutynowani aktorzy kukiełkowi, których wiedza i zapał pomagają młodszym kolegom w pokonywaniu pierwszych trudności.
Wśród wyróżniających się głosowo postaci na pierwszym miejscu znajduje się murzynek Sambo w wykonaniu J. Hoffmanówny. Dobry był także lew poruszany przez L. Hornicką, a przemawiający głosem Z. Chęcia, dalej - murzyński czarownik Makoko w wyk. L. Dembińskiego oraz herszt łowców niewolników - E. Wieczorek. Jeszcze raz należy wspomnieć o E. Kalinowiczowej, która była naprzemian - wzruszającą Meą, matką Samba i kapryśną Nelly.
Na zakończenie - osobna wzmianka należy się młodocianej widowni. Dotychczas przedstawienie rozpoczynały uwagi wstępne o zachowaniu się w teatrze. Tym razem usunięto te uwagi ze względu na prolog wyjaśniający dzieciom treść sztuki. Tymczasem jedno drugiemu wcale nie przeszkadza. Należało by utrzymać dawną tradycję - poinformować dzieci o wymaganej ciszy, a potem przejść do właściwego wstępu, który powinien być bardziej zbliżony do umysłowości słuchaczy niż ma to miejsce obecnie. Piszemy o tym dlatego, że zachowanie się publiczności dziecięcej zarówno na premierze jak i na pierwszym szkolnym przedstawieniu pozostawiało wiele do życzenia. Na premierze zawinili tu rodzice, którzy przyprowadzili zbyt małe dzieci, natomiast we wtorek winę ponosił szkolny personel pedagogiczny, który nie przygotował poprzednio dzieci do zbiorowego udziału w przedstawieniu. Szkoła musi być w kontakcie z teatrem dziecięcym i nie tylko omawiać obejrzaną wspólnie sztukę, lecz także utorować drogę nowemu przedstawieniu specjalnymi pogadankami zarówno ideologicznymi jak i informacyjnymi.
Szczególnie "Sambo i lew", widowisko posiadające tak doniosłe znaczenie wychowawcze, stanowi bardzo wdzięczne pole do wykorzystana w szkolnictwie podstawowym i w najstarszych grupach przedszkolnych. Garść uwag dziecięcych zebranych po przedstawieniu raz jeszcze upewnia, że ten rodzaj sztuk , których treść ideowa jest podana w formie barwnej i ciekawej fabuły, najlepiej trafia do młodej widowni. Większość dzieci stwierdziła, że najwięcej podobało się im zwycięstwo małego Sambo - powrót Murzynów do ojczyzny. Bronia Krzeptoń, Irka Pawłowska i Jacek Heine z kl. III szkoły nr 17 uzupełnili wypowiedzi swych kolegów: "Sztuka była bardzo ładna dlatego, że znalazł się dobry, biały człowiek, który pomógł Murzynom w ucieczce".
Stąd już krok tylko do uświadomienia sobie wielkiej idei internacjonalizmu idei, która jest natchnieniem nowej literatury, zarówno tej dla dorosłych, jak i tej - dla budzących się serc i umysłów dziecięcych.