Artykuły

Słowo nie ubite

O 155. Krakowskim Salonie Poezji - salonie na jubileusz Teatru STU pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Paziowie słów są starzy. 40 lat temu skrzyknęli się w stu - może trochę więcej ich było, może trochę mniej - skrzyknęli się i stworzyli Teatr STU. Po co Nie wystarczała im intymna miłość do wierszy: Przecież lubili sobie protestacyjnie poczytać, jak każdy młody patriota tamtych czasów ziemi ubitej na czerwono. Czyż nie.

Bycie hobbystycznym, prywatnym paziem słów nie wystarczało: Anonimowe, zakulisowe wyszeptywanie tamtych Barańczaków, Herbertów, Miłoszów, Zagajewskich i Leszków Aleksandrów Moczulskich - nie zadowalało: Choć 40 lat temu prywatna lektura zakazanych liryków przypinała do lic dostojne ordery opozycyjnej bladości - to mimo to gdzieś na dnie dławiła swą duchotą kuchennej małości?

Była zima 1966. Była Polska Rzeczpospolita Ludowa. Miałem rok. Pewnie już mozolnie wygramoliło się ze mnie pierwsze słowo. Jak brzmiało: Możliwe, że: dupa. Bardzo możliwe. Ciotki podtrzymują, iż od urodzenia kłopotliwy bywałem w swych sądach o bliźnich.

Czy w epoce pierwszego mego słowa kłopotliwego Krzysztof Jasiński Teatr STU zakładał po to, by w ziemię języka ubitego na czerwono grzmotnąć językiem nie ubitym, czystym, potężnym - bo czysto użytym- Czy gdy ze mnie, kuchennie, nie oficjalnie, wylazła czteroliterowa karczemność - paziowie stów, oficjalnie, nie kuchennie, zaczęli przypominać nie tylko to, że na początku słowo było, lecz to, że na początku słowo wciąż jest? Słowo nie ubite.

To są dla fenomenu Teatru STU pytania istotne. Pytania o ich czułość dla słów, a nie o potęgę ich teatralnej kontestacji. Tak myślę. Od zeszłej niedzieli, od Salonu Poezji "Skrzydła i garby", od poranka, kiedy paziowie słów sami sobie na czterdziestolecie stare, ongiś w swych iście rzymskich widowiskach użyte wiersze, czytali i odśpiewywali - właśnie taką mam pewność.

Czterech ich było zeszłej niedzieli. To znaczy - czterech dało głos. Krzysztof Jasiński, Włodzimierz Jasiński, Olgierd Łukaszewicz i Jan Kanty Pawluśkiewicz. Wiem, Jan Kanty to kompozytor, nie aktor, ale cóż stąd? W końcu nuty to słowa, dla których na ziemi zabrakło rzeczy. Nuty to słowa nadprogramowe, co nie znaczą nic realnego - i właśnie dlatego bywa, że dotykają najdotkliwiej. Czymże innym niż właśnie tak dotykającymi słowami nadprogramowymi były nuty songów "Spadania", "Sennika polskiego", "Exodusu" bądź "Donkichoterii"?

Starzy paziowie słów! (Czy muszę tłumaczyć, czemu do ich grona nie dopisuję śpiewającej Beaty Rybotyckiej?) Zeszłej niedzieli słuchałem ich pilnie. 40 lat temu nie mogłem. Jestem spóźniony. Ale to nic. To nawet dobrze, bo w epoce, w której teatr to przybytek tylko dymów, tylko grzmotów, tylko gołych, nieczysto użytych czterech liter i nowoczesności pustej niczym jelito nieboszczyka - kojąco jest spotkać takich, co o teatrze wciąż myślą delikatnie.

Czterdzieści lat temu, nim zapełnili powietrze ogniem, nim uruchomili strzelistą machinę nut Pawluśkiewicza bądź Krzysztofa Szwajgiera, nim włączyli światła przekłuwające ciemności, nim grzmotnęli w ziemię swą prośbą o czystość - długo przyglądali się słowom, długo obracali w palcach wystawiane przez siebie opowieści. Tak było. Do dziś tak jest. Kto był na zeszłym salonie, ten już to wie. Kto nie był, niech idzie do STU na wyreżyserowany przez Jasińskiego monodram kolejnego starego pazia słów, monodram Jerzego Treli "Wielkie kazanie księdza Bernarda " - i będzie wiedział.

Cóż począć - dobrze mi z wami, dostojni starcy. Powtórzę: mam pewność, że wasza historia winna być kroniką czułości dla ziemi słów ubitych, nie zaś panegirykiem ku czci płomieni osmalających gmachy karmazynowej władzy. Owszem, ognie też były, ale kuda w teatrze rewolucyjnym barykadom do słowa dobrze wyszeptanego!

Wciąż jeszcze nie łapie was kaszel w połowie fraz. Wciąż jeszcze średniówek nie rozsadza dyszenie wasze. Wciąż jeszcze klasyczny sonet nie jest dla was turyńskim stokiem polskiego omdlenia. Młódź teatralna postawę waszą zwie lękliwym chowaniem się za słówkami. Czyńcie tak dalej! Pokazujcie to, co ja niechcący 40 lat temu pokazałem pierwszymi brzydkimi literami swymi - potęgę czystego dotykania słów choćby i karczemnych. Przypominajcie, że w teatrze nędzą nie jest słowo dupa, lecz wadliwe słowa dupa - użycie.

Teatr im. Juliusza Słowackiego. 155. Krakowski Salon Poezji - salon na jubileusz Teatru STU. Wiersze czytali: Krzysztof Jasiński, Włodzimierz Jasiński, Olgierd Łukaszewicz i Jan Kanty Pawluśkiewicz. Grali: Halina Jarczyk i Konrad Mastyło. Gospodarze salonu: Anna Dymna i Józef Opalski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji