Artykuły

Akt przerywany

Swój "Akt przerywany", grany obecnie na scenie warszawskiego STS, określił Tadeusz Różewicz jako "komedię niesceniczną w jednym akcie", pisząc w "Wyznaniu autora": "Sztuka moja nie jest w obecnej for­mie przeznaczona ani dla teatrów, ani dla telewizji, ani dla radia. Wielkie ilości uwag, wtrętów, rozważań teoretycznych i polemik (z ew. dyskutanta­mi) czynią z tej komedii raczej szkic opowiadania".

"Akt przerywany" istotnie nie nadaje się na scenę. Jest nie "szkicem opowia­dania", bo akcja jego jest nikła, lecz polemiką z wszystkimi istniejącymi konwencjami teatru, ilustrowana, scena­mi, które mają wyszydzić i skompromi­tować atakowane gatunki. Na 14 stron tekstu sztuki, blisko 10 stron zajmują didaskalia i uwagi autorskie, zaledwie więc jedna trzecia przypada na dialog. Autor inteligentnie i dowcipnie wykpiwa teatr naturalistyczny, symboliczny, realistyczny, awangardowy, nie zdecydował się jednak na autoironię, na wy-kpienie Teatru Tadeusza Różewicza lub chociażby na polemikę z nim. Pisze o swoim teatrze serio, jako o jedynym te­atrze naszej współczesności, który ma rację bytu. Jaki to jest, czy jaki to ma być teatr? Poetycki teatr realistyczny. Ale ta deklaracja też niewiele znaczy. Różewicz jest autorem wielu sztuk, z wyjątkiem jednak znakomitej "Karto­teki", o której można mówić jako o oryginalnym, odrębnym teatrze Różewicza, wszystkie jego utwory sceniczna są ciągłym poszukiwaniem w potyczkach z zastanymi konwencjami teatralnymi, zawierają jednak jakieś embriony teatru. "Akt przerywany" jest już tytko po­lemicznym monologiem, teatrem "na nie", wykpionym przez siebie konwencjom i poetykom teatralnym Różewicz poza ogólnymi deklaracjami nie przeciwstawia żadnej określonej koncepcji teatru. Więc przednia zabawa dająca sporo satysfakcji intelektualnej - ale nie teatr.

Zrozumiałe więc, że "Akt przerywa­ny" trafił właśnie na scenę STS-u, gdzie znalazł chyba właściwy klimat i odpo­wiednich interpretatorów. Jan Stani­sławski prowadzi polemiczny monolog autora dowcipnie, inteligentnie, z fi­nezją, podając przy tym również autor­skie "wyznania serio" w obronie "swo­jego teatru" w teatralnym, lekko iro­nicznym cudzysłowie. Utrafiła w ton parodystycznej komedii naturalistycznej Kazimiera Utrata (Gospodyni w domu Konstruktora). Tekst sztuki został nieco zmieniony (Obcy mężczyzna), poprzesta­wiany, w tej nowej wersji został jed­nak zachowany logiczny tok polemicz­nego wykładu. Reżyser prowadzi rzecz zgrabnie, cienko, zabawnie.

Kończy się "Akt przerywany", ale przedstawienie się nie kończy, jest je­szcze "akt drugi". I tu zaczynają się że­nujące nieporozumienia. Autor powie­dział już wszystko. O wiele za dużo w polemice, o wiele za mało w propozy­cjach. Teatr też powiedział wszystko, co w oparciu o tekst można było powie­dzieć scenicznymi środkami. Dlatego ten "drugi akt", który ma skompromitować teatralne konwencje, z jakimi polemi­zuje autor, skompromitować wprost, bezpośrednio, przez ukazanie dramatycz­nych elementów sztuki w formie "na­giej", "chemicznie czystej", jest zupeł­nym "niewypałem", bo wszystko już zo­stało zrobione i powiedziane. Dlatego nuży, psuje poprzednią godzinę dobrej intelektualnej zabawy. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji