Siedem grzechów głównych i grzechy mniejsze
Na zakończenie swoich występów w Lublinie Towarzystwo Wierszalin pokazało dramat-szaradę Tadeusza Słobodzianka "Merlin". Chwała organizatorom, że przywieźli do Lublina teatr tak fascynujący, chwała też Impresariatowi Instytutu Teatru Narodowego, że dołożył trochę grosza.
Gąszcz symboliczny
Tadeusz Słobodzianek nasycił przedstawienie symboliką gęsto, chociaż nie zawsze konsekwentnie - stąd szarada symboli alegorii i odniesień jest nierozwiązywalna. Otwiera się na pomysłowość interpretacyjną reżysera, który może zmierzać ku rozjaśnieniu lub jeszcze zgęszczać i gmatwać. Piotr Tomaszuk wybrał drugie rozwiązanie.
Na szczęście symbolika odwołuje się do znanych w ikonografii średniowiecznej motywów. Pojawia się symboliczna cyfra 7 - tylu jest rycerzy Okrągłego Stołu, na których tarczach pojawiają się równie znaczące gęby siedmiogłowej bestii - niedźwiedź, wilk, smok, świnia, nietoperz i jednorożec i lew. Pięć pierwszych zwierząt to zwykle symbole różnych przejawów sił piekielnych. Mitycznego jednorożca, sprawiedliwego pośród zwierząt, może oswoić swą piersią naga dziewica - oczywiście ma go na tarczy Lancelot z Jezior. Lew, który zwykle symbolizuje zwycięskiego Chrystusa, przypadł królowi Arturowi. To pierwsza dwuznaczność symboliki
Na to nakłada się symbolika czterech żywiołów, Salamandra-ogień, figury Chrystusa - delfin, orzeł i lew. Całe przedstawienie ma strukturę mszy łacińskiej, przerobionej na bluźnierczą czarną mszę. Apokalipsa i odniesienia eucharystyczne. Symboliczna struktura dramatu robi się nieznośnie gęsta, a jednocześnie złośliwie wieloznaczna i chyba nie do końca spójna.
Grzeszne dziewice
Rycerze wyruszają w poszukiwaniu świętego Graala, po drodze spotykają bestie napastujące niewinne dziewice i stają w ich obronie.
Każda bestia charakteryzuje jeden z siedmiu grzechów głównych - superbię, avaritię, luxuria, gula, ira i acedia. Jednak avaritia bliższa jest łapczywości i chciwości, niż niegroźnemu łakomstwu, a invidia oznacza raczej obmowę, oczernienie niż zazdrość. Dziewice okazują się zarażone grzechami, które bliższe są znaczeniu łacińskiemu niż ich polskim odpowiednikom.
Kiedy Lancelot z niewinnym jednorożcem na tarczy wyzwolił dziewicę od bestii w masce jednorożca o imieniu Luxuria (nieczystość, rozwiązłość), dziewica proponuje:
Jeśli masz żonę, rycerzu,
Albo dla innej panny jakiejś
Serce twe dzielnie bije,
Kochanką twą zostać chcę.
Chociaż rycerze oparli się grzesznym dziewicom wracają do domu bez świętego Graala, za to z piętnem grzechu.
Viviana kracze, że rycerze przysięgi nie wypełnili, przywlekli ze sobą wszystkie grzechy główne i źle to wróży Brytanii.
- Święty Graal nie istnieje! Święty Graal to wymysł Merlina! - wykrzykują rycerze.
Później wszyscy grzeszą. Brytania jest pobojowiskiem. Lalki rozcięte na dwie części odsłaniają połcie mięsa. Na scenie wala się drewniana rąbanka.
Merlin
Porządkiem opowieści rządzi heretycka historia. Ludzie zgrzeszyli i za karę trafili do piekła, skąd zabrał ich Chrystus, ale niewdzięczni znowu grzechom ulegli. Inna dziewica niepokalana zrodziła syna szatańskiego imieniem Merlin, pod opiekę dała Marii i umarła.
Mędrzec Merlin, choć poczęty przez Szatana, oddał się na usługi Pana. Czynił dobro, które obróciło się w mord i zniszczenie Brytanii. Mamy do czynienia z manichejską herezją - dobro naznaczone jest znamieniem szatańskim. Swoją mądrość i moc Merlin oddał za miłość kasandrycznej Viviany, która szczęście i miłość oddała za mądrość i moc na chwałę Brytanii. On wyrzeka się mądrości, ona miłości. Merlin wkłada szaty kapłana, Viviana nowicjuszki. Chociaż działają na chwałę Pana, czynią zło.
Moralitet bluźnierczy
Zarówno dramat Tadeusza Słobodzianka, jak i przedstawienie Wierszalina reżyserowane przez Piotra Tomaszuka ma strukturę łacińskiej mszy - konsekracji odpowiada wymarsz rycerzy w poszukiwaniu świętego Graala, Agnus Dei powrót do zamku, komunii wojna wszystkich ze wszystkimi. Przedstawienie kończy oratio super populum. Jest to msza na opak. Teatralny ołtarz stoi na głowach dwóch czerwonych maszkaronów z wyeksponowanymi genitaliami.
Na ołtarzu rycerze zabijają, nie tak chwalebnie jakby to wynikało z ich opowieści, plugawe bestie, na ołtarzu pod kołdrą Ginewra cudzołoży z Lancelotem, tutaj płonie za grzechy. Pamiątka ostatniej wieczerzy i chwały Okrągłego Stołu jest ołtarzem diabła. Zdradził najcnotliwszy z rycerzy Lancelot z Jezior.
Teatr parafialny
Jakby komplikacji było nie dosyć, aktorzy występują w kusych garniturkach, jak gdyby w parafialnym kościółku grali jasełka, czy pasyjkę. Osoby dramatu to: Senectus (stary), który gra Merlina, Virginea (Dziewica) grająca Vivianę, rycerzy grają Pueri, czyli chłopcy. Nad sceną góruje chorągiew z bardzo swojskim obliczem Matki Boskiej. Wzniosłej hieratycznej sztuce Piotr Tomaszuk dał oblicze prowincjonalne, a wyuzdaną symbolikę i liturgiczne łacińskie śpiewy (znacznie gorzej śpiewane niż prawosławne pieśni z "Turlajgroszka"') przystroił w przyciasne garniturki ministrantów i prowincjonalną dewocję. Miał do tego pełne prawo. Zburzył dzięki temu nachalnie rapsodyczny, choć bardzo zgrabny tekst dramatu-apokryfu i dał mu ludzkie oblicze.
Schematyczna zorganizowana przestrzeń sceniczna (we wszystkich przedstawieniach - w centrum sceny stół lub ołtarz) nie pozwalała rozgrywać niektórych scen polifonicznie, czego zresztą teatr nie próbował chyba osiągnąć - obecni na scenie aktorzy dzielili się na grających i oczekujących na zagranie.
Bardzo niefunkcjonalna scenografia wytrącała nieustannie aktorów z rytmu, a nachalna chorągiew procesji i maszkarony, tłumiły urodę lalek. Fatalne, monotonne światła - podobnie jak w innych przedstawieniach Wierszalina - eksponowały nie to co warte podkreślenia. "Merlinowi" daleko jeszcze do spójności "Turlajgroszka", więcej w nim aktorskiego bałaganu, teatralnego śmiecia i zbyt prostych skojarzeń. Mimo to "Merlin" jest przedstawieniem niezwykle fascynującym i można, a także warto je doskonalić choćby w nieskończoność.