Artykuły

Między marzeniem miłosnym a romansem

- Skoro widzowie z takim zaufaniem garną się na tradycyjne "Jezioro łabędzie", to trzeba im zapewnić gwarantowaną jakość realizacji choreografii i jej wykonania - o nowym "Jeziorze łabędzim" Polskiego Baletu Narodowego z librecistą Pawłem Chynowskim rozmawia Wojciech Giczkowski w portalu Teatr dla Was.

"Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego jest jednym z najczęściej wystawianych baletów klasycznych i gwarantuje zazwyczaj salę pełną publiczności. Co tak urzeka w tym dziele, że cieszy się ono niesłabnącą popularnością? Czy poruszająca serca, przepiękna muzyka, czy raczej pobudzająca nasze emocje historia wielkiej miłości księcia Zygfryda i Odetty - księżniczki zamienionej przez złego czarnoksiężnika w łabędzia?

- Nie mam na to dobrej odpowiedzi. Z pewnością przyczyniła się do tego muzyka Czajkowskiego, a zwłaszcza ów znany liryczny temat przewodni związany z Odettą i łabędziami, bo inne motywy nie są aż tak szeroko spopularyzowane. Ale też nie bez znaczenia jest chyba ta melodramatyczna opowieść o miłości Zygfryda do zaklętej księżniczki, gdzie dobro zmaga się ze złem, a miłość przekracza granice śmierci - bardzo typowa zresztą dla baletów romantycznych. Mówimy tu jednak o muzyce i narracji, a skupmy się na samym balecie, którego wiodącym wyznacznikiem jest przecież taniec i choreografia. Mnie urzeka w nim przede wszystkim wspaniały "biały" czyli "łabędzi" akt w choreografii Lwa Iwanowa, nawiązujący wprost do wcześniejszych, genialnych kompozycji tanecznych, jak scena cmentarna w "Giselle" Perrota i kraina cieni w "Bajaderze" Petipy. Z tego punktu widzenia "Jezioro łabędzie" jest ukoronowaniem wielkiej tradycji romantycznej baletu.

Sukces spektaklu "Casanowa w Warszawie" i ostatnio "Burzy" w wykonaniu Polskiego Baletu Narodowego pokazuje niezwykłą klasę jego tancerzy. Dyrektor Krzysztof Pastor powiedział niedawno, że dopiero teraz PBN jest gotowy do wystawienia "Jeziora łabędziego". Czy ten balet rzeczywiście wymaga tak sprawnego technicznie zespołu tancerzy?

- Zwłaszcza tancerek, od czołowych solistek począwszy aż po idealny 32-osobowy żeński zespół baletowy. Poziom techniczny i oczekiwania estetyczne znacznie wzrosły na świecie w balecie XXI wieku. Trzeba im więc sprostać. Dla przykładu partia Odetty w choreografii Lwa Iwanowa wymaga dziś baleriny o idealnych proporcjach: filigranowej, ale długonogiej, o pięknym podbiciu, plastycznych rękach, precyzji technicznej i wyjątkowym talencie lirycznym. Z kolei Odylia w akademickiej choreografii Mariusa Petipy musi przypominać tamtą, ale odznaczać się zarazem seksapilem i prawdziwą wirtuozerią tańca klasycznego - taką, by jej słynne fouetté cechowała maestria wzbudzająca zachwyt. Obie te role w tradycyjnym ujęciu choreograficznym wykonuje zwykle jedna tancerka, a nie jest łatwo znaleźć taką, która sprostałaby jednocześnie tak zróżnicowanym oczekiwaniom. To powinien być doskonały "instrument" taneczny, taki stradivarius baletowy w kobiecym wydaniu. Do tego w wysoce profesjonalnym zespole - a takim jest wszak Polski Balet Narodowy - niezbędne są przynajmniej dwie tego rodzaju baleriny, na wypadek niedyspozycji którejś z nich. Podobnie jest z artystą, któremu powierza się współcześnie rolę księcia Zygfryda. To musi być idealny "danseur noble": urodziwy, o romantycznej osobowości, pięknie zbudowany, świetnie partnerujący i niezawodny technicznie. Tacy również pojawiają się bardzo rzadko.

Pan mówi o uwarunkowaniach idealnych, ale "Jezioro łabędzie" wystawiają także zespoły, w których brak takich wykonawców...

- Nazbyt często. Także na scenie warszawskiej w partii Odetty-Odylii widywało się w przeszłości tancerki bez wnętrza i odpowiednich warunków fizycznych, z niepewną techniką i nieudolnym fouetté, albo zmieniające ten popisowy element na prostsze do wykonania piqué po kole. To dzisiaj dyskwalifikuje solistkę tej roli w oczach świadomego widza. Gdyby w operze główna wykonawczyni "Traviaty" Verdiego fałszowała lub ułatwiała sobie partię wokalną nie byłaby dopuszczona na scenę, bo publiczność manifestowałaby głośno swoje niezadowolenie. Niestety, na jakość wykonania tanecznego czy przekłamania choreograficzne w repertuarze akademickim nasza publiczność jest mniej wyczulona, więc dyrekcje teatrów także. Ba, zdarza się nawet, że zespół baletowy nie ma wymaganej w choreografii Iwanowa ilości tancerek-łabędzi i zadowala się ich połową, że nie wspomnę już o jakości technicznej całego tego towarzystwa. To jest godne napiętnowania nadużycie, z pewnością nie do tolerowania na ambitnej scenie narodowej. Skoro bowiem widzowie z takim zaufaniem garną się na tradycyjne "Jezioro łabędzie", to trzeba im zapewnić gwarantowaną jakość realizacji choreografii i jej wykonania. Tymczasem często jesteśmy świadkami przedstawień karykaturalnych. Tancerzom wydaje się, że wykonują prawdziwe "Jezioro łabędzie" Petipy i Iwanowa, widzom - że tak ono powinno wyglądać, a teatr bardziej lub mniej świadomie oszukuje publiczność. Nie pochwalam takiej praktyki.

Krzysztof Pastor zapowiada, że ma to być balet klasyczny, ale z zupełnie nowym librettem. Co skłoniło Pana do stworzenia opowieści odmiennej od petersburskiego oryginału?

- Chcemy, aby to było przedstawienie w konwencji klasycznej, w którym pojawią się najcenniejsze sekwencje akademickiej choreografii, ale zaproponujemy inne libretto. Osobiście zawsze uważałem, że muzyka Piotra Czajkowskiego jest znacznie pojemniejsza narracyjnie i emocjonalnie niż ta banalna historia o miłości księcia-maminsynka do zaklętej księżniczki, będąca w istocie kalką dziesiątek tego rodzaju bajek powielanych przez librecistów baletowych XIX wieku. Oczywiście miłość i zdrada czy walka dobra ze złem to wątki uniwersalne i przebijają się nawet z baśniowych opowieści. Ale... W minionych latach wystawiano ten balet w Warszawie już sześciokrotnie w tradycyjnych rosyjskich wersjach choreograficznych. Jednak dzisiaj dziesiątki wykonań takiego "Jeziora łabędziego" w doskonałych wykonaniach można bez trudu odnaleźć i obejrzeć w nagraniach dvd albo w you tube, więc nie ma sensu z nimi konkurować oferując publiczności kolejną ich kopię. I jeszcze jedno: przez długie lata nie było w Polsce kreatywnego choreografa, który ośmieliłby się przełamać pokutujący u nas schemat powielania tych wytartych wzorców. Dzisiaj go mamy - to Krzysztof Pastor, którego wielkie i różnorodne doświadczenie choreograficzne upoważnia do pokuszenia się o oryginalną interpretację popularnego tytułu. Takie ryzyko podejmowali zresztą już wcześniej z powodzeniem: John Neumeier w Hamburgu, Mats Ek w Sztokholmie czy Matthew Bourne w Londynie. To bardziej ambitne aniżeli realizacja jeszcze jednej repliki tradycyjnego "Jeziora". Pomyślałem zatem, że warto raz jeszcze odejść od bajkowego libretta i przełożyć go tym razem na autentyczną historię, jaka wydarzyła się w Petersburgu krótko przed śmiercią Czajkowskiego. Tym ciekawszą dla nas, że zawierającą polski wątek. Opowiemy bowiem o carewiczu Nikim, zanim jeszcze objął tron rosyjski jako Mikołaj II - o jego rozdarciu między marzeniem miłosnym o heskiej księżniczce Alicji a romansem z Matyldą Krzesińską, wybitną polską baleriną sceny petersburskiej. Krzysztofowi Pastorowi bardzo spodobała się taka interpretacja "Jeziora łabędziego" i potraktował ją jako inspirujące wyzwanie choreograficzne. Nasz balet więc, nie tracąc romantycznej aury oryginału, będzie po prostu oparty na faktach.

Autorów pierwotnego libretta nie ma nawet w polskiej Wikipedii, a przecież Władimir Biegiczew i Wasilij Gelcer to tuzy rosyjskiego teatru i baletu. Pan chyba po części korzysta z ich opowieści skoro pojawi się jednak Odetta...

- Odetta nie była wymysłem tamtych autorów, ale przejęli ją ze starej niemieckiej legendy, co znalazło swoje odzwierciedlenie w mojej wersji libretta. Tę właśnie baśń podaruje u nas Nikiemu księżniczka Alicja, utrwalając w nim romantyczną tęsknotę za ich młodzieńczą miłością, niemile widzianą przez nieprzejednanego ojca carewicza.

Teraz rozumiem: Odetta będzie uosobieniem księżniczki Alicji, carewicz Niki zastąpi Zygfryda, Rotbarta - jego ojciec car Aleksander, a zamiast Odylii pojawi się właśnie nasza Matylda Krzesińska. Zgrabny pomysł i wszystko układa się w logiczną całość. Zastanawia mnie tylko datowanie tamtych wydarzeń w stosunku do historii samego baletu. O ile pamiętam, to aktywność Krzesińskiej w Petersburgu przypada na kilkanaście lat po prapremierze "Jeziora łabędziego". Jak połączy Pan te ciągi czasowe?

- To właściwie bez znaczenia, ale historia, którą teraz opowiemy zbiega się w czasie z powstaniem słynnej petersburskiej wersji Mariusa Petipy i Lwa Iwanowa. Choć dzieje "Jeziora łabędziego" są bardziej skomplikowane. Wiemy, że Czajkowski krążył myślami wokół tego tematu już w 1871 roku i wtedy właśnie powstał ów piękny łabędzi motyw muzyczny z przeznaczeniem dla domowych zabaw dziecięcych w jego rodzinie. Jednak całą muzykę dla baletu skomponował dopiero w roku 1877 na zamówienie moskiewskiego Teatru Bolszoj. Temat był jego, a rozpracowali go w formie libretta Biegiczew z Gelcerem, opierając się na niemieckiej opowieści o księżniczce Odetcie zaklętej w łabędzia przez złego czarnoksiężnika Rotbarta. Moskiewska prapremiera baletu w choreografii Wentzla Reisingera nie odniosła sukcesu, więc Petersburg długo wstrzymywał się z jego realizacją. Pomyślano o niej dopiero w początkach lat 90., a więc dokładnie wtedy, gdy trwał romans carewicza Mikołaja z Krzesińską. Czajkowski nie dożył niestety petersburskiej premiery, bo zmarł jesienią 1893 roku. Dopiero w marcu następnego roku wykonano tam jedynie ów "biały", "łabędzi" akt w nowej choreografii Lwa Iwanowa podczas koncertu poświęconego pamięci zmarłego kompozytora. Premierę całego baletu opóźniła z kolei żałoba po śmierci cara Aleksandra III. Odbyła się więc dopiero w styczniu 1895 roku według libretta przerobionego przez Modesta Czajkowskiego (brata kompozytora) i w wersji partytury poważnie zmodyfikowanej przez dyrygenta Riccarda Drigo. Choreografię opracował wtedy główny baletmistrz petersburski Marius Petipa, który włączył jednak do swojego przestawienia cały gotowy już "biały" obraz w choreografii swojego asystenta Iwanowa i powierzył mu także kompozycję kilku innych tańców w III i IV akcie. Ta ich wspólna wersja, wielokrotnie później i nadal przerabiana, uznawana jest za tradycyjną. Krótko mówiąc, wzorcowe dziś "Jezioro łabędzie" powstało dokładnie w trakcie trwania romansu carewicza Nikiego z Matyldą, a wystawione zostało na scenie petersburskiej krótko po ich zerwaniu i jego ślubie z księżniczką Alicją. Mogłoby wiec pojawić się wówczas z takim właśnie jak moje librettem. Żartuję oczywiście, bo byłoby to absolutnie niemożliwe, gdyż nasz Niki był już wtedy carem Mikołajem II po niedawnej śmierci swojego ojca, zatem odnoszenie się jego życia osobistego na scenie było wykluczone.

Ale mimo to Petersburg trząsł się od plotek na temat Krzesińskiej. W końcu była nie tylko kochanką przyszłego cara, ale później także dwóch wielkich książąt z rodziny Romanowów - Siergieja i Andrieja, którego po latach poślubiła we Francji.

- To prawda i Matylda nigdy temu nie zaprzeczała. W przeciwieństwie do jej ojca, słynnego polskiego mazurzysty Feliksa Krzesińskiego, który korzystając na co dzień z pozycji córki, wstydliwie ukrywał jednak całą prawdę w listach do swojej rodziny. Ona zaś wciąż żyła w luksusie i przemyślnie wykorzystywała dawną zażyłość z carem Mikołajem II, który wprawdzie zerwał z nią wszelkie kontakty przed ślubem z księżniczką Alicją (teraz już carycą Aleksandrą Fiodorowną), ale nadal dyskretnie wspierał ją za pośrednictwem swoich kuzynów i urzędników. Nic dziwnego, że tuż po jego wymuszonej abdykacji w 1917 roku, za sprawą sztuki "Carewicz" Gabrieli Zapolskiej echo tego młodzieńczego romansu przedostało się do teatru, filmu i na scenę operetkową.

A zatem zamierzają Panowie z Krzysztofem Pastorem wpisać w muzykę Czajkowskiego zupełnie nowe treści historyczne. Czy - podobnie jak w "Casanovie w Warszawie", również z Pańskim librettem - także tym razem możemy się spodziewać zastrzyku informacji pogłębiających wiedzę współczesnego widza o Matyldzie Krzesińskiej jako nowej Pani Walewskiej?

- Bez wątpienia postaramy się przybliżyć jej historię mniej zorientowanym widzom i czytelnikom w programie przedstawienia. Mam też nadzieję, że uda się też przy tej okazji wznowić nakładem Teatru Wielkiego - Opery Narodowej wspomnienia Matyldy Krzesińskiej, jakie opublikowała na starość w Paryżu, od dawna już wyczerpane na polskim rynku księgarskich. Bo nasz balet nie będzie oczywiście wierną historią jej romansu z carewiczem. Podobnie jak Odylia dla Zygfryda w pierwotnym "Jeziorze łabędzim", będzie ona jedynie w sercu Nikiego antytezą księżniczki Alicji, którą on sam identyfikuje z baśniową Odettą.

Nowe libretto do "Jeziora łabędziego" to pomysł rodem z amerykańskiego filmu. Scena Teatru Wielkiego pozwala na realizację takich wielkich widowisk, których nie można powtórzyć w innych teatrach. Czy spodziewa się Pan zainteresowania zagranicznych zespołów baletowych nową wersją "Jeziora łabędziego", czy raczej będzie ona do obejrzenia tylko w Polsce?

- Tego nikt nie jest w stanie dzisiaj przewidzieć, choć mamy już wstępne zainteresowanie prezentacją naszego przedstawienia w Chinach. Chcemy wszakże, aby to było wielkie widowisko na miarę naszej pięknej sceny. Na razie jednak całe przedsięwzięcie wciąż pozostaje na etapie prac koncepcyjnych: szlifowania scenopisu z choreografem Krzysztofem Pastorem i nowej redakcji muzyki Czajkowskiego ze znakomitym ukraińskim dyrygentem Alexeiem Baklanem oraz konsultacji ze słynną włoską scenografką Luisą Spinatelli na temat dekoracji kolejnych obrazów i ogromnej ilości kostiumów. Próby choreograficzne rozpoczną się dopiero w grudniu, a premierę planujemy na 20 maja 2017 roku. Oczywiście nie spoczniemy w staraniach o jej powodzenie, a jeżeli okaże się udana wówczas niech przyciąga polską i zagraniczną publiczność przede wszystkim do Teatru Wielkiego - Opery Narodowej na wykonania Polskiego Baletu Narodowego. To jest dla nas najważniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji