Artykuły

Krótki przelot w kosmosie

Powieść Lema została skrócona, trochę opowiedziana słowem, trochę teatrem, zanurzona w sennej atmosferze i ozdobiona złotymi myślami. Nie wyszła na tym najlepiej.

Na stację kosmiczną badającą planetę Solaris przylatuje Kris Kelvin (Grzegorz Mielczarek). Zastaje tam niepokojącą sytuację: kierownik stacji Gibarian właśnie popełnił samobójstwo, Sartorius (Rafał Dziwisz) coś ukrywa, a Snaut (Tomasz Wysocki) włóczy się rozchełstany i pijany. Planetę Solaris pokrywa ocean, który jest być może jakąś formą inteligencji — produkuje nie tylko piękne, dziwne i straszne obrazy, ale i materializuje to, co ludzie ukrywają najgłębiej. Kelvinowi zmaterializował żonę (Agnieszka Kościelniak), która kilka lat wcześniej popełniła samobójstwo, Sartoriusowi chłopczyka w słomkowym kapeluszu, a Snautowi sobowtóra. Po martwym Gibarianie zostaje jego fantom — kobieta w zakrwawionej piżamie, mówiąca w obcym języku i wykonująca przejmujące wokalizy (Ewelina Przybyła). Jest jeszcze jedna postać (nazwana Oceanem, grana przez Anetę Orlik) — dziewczyna będąca zapewne personifikacją Solaris, wyrażająca się głównie tańcem i żonglowaniem piłeczkami.

Skrótowo i pobieżnie

Stacja kosmiczna to labirynt metalowo-świetlówkowych bramek; nad nią wisi Solaris — wielka półkula, nieustająco pulsująca kolorowymi projekcjami. Rozbłyskujące świetlówki, halucynacyjne projekcje i nastrojowa muzyka tworzą atmosferę kosmicznej melancholii i oczekiwania na coś, co musi się wydarzyć, żeby rozpocząć akcję. No i się wydarza: gdy Kelvin wkracza do stacji (w czarnym kombinezonie i kasku wygląda tak, jakby przemierzył kosmos motocyklem), przebiera się w białe kalesony i kładzie do łóżka, od razu niemal zostaje skonfrontowany z fantomem żony. Wydawałoby się, że spotkanie z kimś nieżyjącym wywołać powinno szok albo choćby zdziwienie — ale Kelvin jakoś się nie dziwi, w lot łapie, o co chodzi i od razu usiłuje pozbyć się natrętnego fantomu. Wszystko w tym spektaklu pokazane jest skrótowo i pobieżnie, a gdy tylko zacznie nas ciekawić jakiś wątek (choćby zmagań Kelvina z fantomem jego żony), reżyser używa przerywnika metafizycznego - czy to wokalizy czy tańca dziewczyny nazwanej Ocean, czy też maksymy na temat ludzkości i człowieka (a raczej Ludzkości i Człowieka), wygłaszanej ze stosowną powagą.

Paradoks czasowy

Tak przyrządzone Solaris dłuży się niemiłosiernie, a jednocześnie biegnie za szybko (paradoks czasowy godny Lema) — chciałoby się, żeby reżyser dał więcej scenicznego mięsa, ludzi, a nie przyrządy do wygłaszania złotych myśli i demonstrowania krańcowych stanów psychicznych. Z aktorów najlepiej wypada Rafał Dziwisz, zwłaszcza gdy opowiada o Solarisie — wierzy się w jego fascynację tą planetą, niepojętymi zjawiskami przez nią generowanymi. Manieryczne aktorstwo Tomasza Wysockiego, skupionego na jak najatrakcyjniejszym wydobywaniu głosu i jak najefektowniejszych pozach cielesnych, utrudnia zrozumienie, o co chodzi jego bohaterowi i jaki on jest. Grzegorz Mielczarek jest równie tajemniczy, tyle że z powodów przeciwnych: tak się skupia na swym wnętrzu, że nie jesteśmy w stanie doń przeniknąć. W finale zastyga nawet w pozie Myśliciela Rodina, żeby nie było wątpliwości co do głębi i uniwersalności rozpoznań Lema na temat natury człowieka, jego stosunku do obcych światów i siebie samego, o poszukiwaniu i kreowaniu absolutu. W powieści Lema te rozpoznania, obudowane narracją, akcją i fascynującymi opisami Solarisa, nie wydawały się jednak tak irytująco namaszczone jak w spektaklu Kościelniaka.

Teatr im. Słowackiego. Stanisław Lem Solaris. Adaptacja i reżyseria — Wojciech Kościelniak, scenografia — Damian Styrna, kostiumy — Bożena Ślaga, muzyka — Piotr Dziubek, animacje — Damian Styrna, Eliasz Styrna, Sebastian Sroka. Premiera 25 czerwca 2016

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji