Kordian chłodny i gorzki
Dla Słowackiego nie był "Kordian" utworem historycznym. Napisał go w 1834 roku, w kilka zaledwie lat po koronacji cara Mikołaja I na króla Polski i po powstaniu listopadowym, które to wydarzenia stanowiły dla poety główną inspirację do napisania wielkiego dramatu. Jednak w miarę upływu czasu i narastających w życiu narodu przemian wiele było inscenizacji "Kordiana" odsyłających widza do przeszłości, do romantycznego zrywu listopadowego i do rozdarcia, jakie rodziło się z antynomii zapału i zwątpienia. W takim ujęciu dramat klasycyzował się i stawał się coraz bardziej narodowym muzeum.
Bohater tytułowy dramatu, młody arystokrata, jest postacią ulepioną z tych dwóch przeciwstawnych sobie i wzajemnie się paraliżujących postaw. Jakże on przy tym dumny i wzgardliwy w stosunku do rodaków, których bierność zamierza zrekompensować swoim jednostkowym czynem. Jeśli Polacy wahają się i nie kwapią do działania, to Kordian w pojedynkę sprawę załatwi jednym celnym pchnięciem bagnetu w pierś wschodniego satrapy.
Cóż, kiedy jak się rzekło bohater także porażony jest niemocą i niezdolnością do czynu. Nadmiar wyobraźni skrępuje jego ruchy, a wielkie ciśnienie, jakiemu poddana jest jego odporność psychiczna, rzuci omdlałego i bezsilnego pod nogi niedoszłej ofiary. Pojmanemu i poddanemu badaniu psychiatrycznemu na poczytalność pozostanie rozważanie, czy wbrew szlachetnym intencjom czyn, którego chciał dokonać, miał racjonalne uzasadnienie.
Słowacki, będąc dla swego bohatera surowym sędzią, rozstrzyga dylemat w planie metafizycznym. Gdy Kordian zapytuje Doktora-Diabła o sens swojej ofiary, ten ukazuje mu dwóch obłąkanych, z których jeden mniema, że jest krzyżem Chrystusa, a drugi, że to on swym ramieniem podtrzymuje sklepienie wszechświata, ocalając w ten sposób ludzkość.
Sztafaż diabelski, w jaki oprawia poeta dramat o sprawach jak najbardziej racjonalnych i doczesnych, ma swe źródło w romantycznej manierze. Nie odbiera to ostrości widzenia błędnej drogi, po której stąpa Kordian i która musi doprowadzić go do osobistej klęski.
Wystawiając "Kordiana" w telewizji w 1980 roku, reżyser i przykrawacz tekstu Gustaw Holoubek zdecydowanie dążył do współczesnej interpretacji dramatu. Nie sądzę, by w gorącej temperaturze ideowej, w jakiej żyjemy, można było podejść do inscenizacji inaczej. Nie chodzi przy tym o wydobywanie jakichś historycznych analogii, ale o dramat postawy bohatera. Przy wszystkich swoich wielkopańskich i młodzieńczych przywarach jest Kordian egzemplifikacją walki, jaka się toczy w duszy naszego narodu. Od uświadomienia sobie mechanizmów, które każą Polakom miotać się między wolą czynu i niemożnością, tak wiele dzisiaj zależy!
Realizator spektaklu, a zgodnie z jego wolą także wykonawca tytułowej roli Marek Kondrat, na tym aspekcie dramatu skupia uwagę. Stąd bierze się nieco wyciszony ton, w jaki wbrew tradycji uderza Kondrat, stąd silny akcent położony na rolę Diabła, który jest personifikacją zmagań wewnętrznych bohatera. Sprawdzone tylekroć, wystałe jak stare wino aktorstwo Gustawa Holoubka przyczynia się do nobilitacji tego duchowego konfliktu.
Pod tym kątem dokonywał również reżyser skrótów tekstu, wyboru i pomijania scen. Z całego na przykład aktu drugiego pozostała tylko scena w St. James - parku w Londynie i końcowy monolog na ,,igle" góry Mont-Blanc. Wypadły sceny miłosne z Wiolettą i satyryczno-polityczna scena audiencji u papieża.
Trudno jednak zgodzić się z wszystkimi manipulacjami tekstem dramatu. Ofiarą skrótu padła scena na Placu Zamkowym z tak potrzebną chyba dla pełnego ukazania konfliktu Kordiana pieśnią Nieznajomego ("Pijcie wino! idźcie śnić!"). Chyba i usunięcie sceny na Placu Saskim, w której Kordian dokonuje konno karkołomnego skoku nad przeszkodą z bagnetów, spełniając kaprys Wielkiego Księcia, zawiesza trochę w próżni wielki dialog Konstantego z Carem, czyniąc mało spójnym z resztą dramatu.
Ta rozmowa, w której dwaj cesarscy bracia szantażując się wzajemnie rozstrzygają los Kordiana, należy do najwspanialej napisanych w całym dramacie. Nic dziwnego, że człowiek teatru Holoubek zdominował tu Holoubka adaptatora tekstu. W efekcie otrzymaliśmy zagraną po mistrzowsku przez Zbigniewa Zapasiewicza i Piotra Fronczewskiego scenę, która jednak podważa proporcje wewnętrzne inscenizacji i wyłamuje się z jej charakteru.
Spektakl "Kordiana" w teatrze telewizji jest z pewnością ambitną próbą nowego odczytania "Kordiana", próbą zasługującą na szacunek, lecz nie we wszystkim zadowalającą. Przy całym uznaniu dla rzetelnego wysiłku Marka Kondrata trudno ocenić ją w superlatywach. Ujawniające się tu i ówdzie w jego grze płycizny obniżały rangę przedstawienia. Natomiast na pozytywne wyróżnienie zasługuje muzyka Jerzego Satanowskiego współtworząca nastrój całości.