Artykuły

Jesteśmy okropnie samotni

- Moja bohaterka jest osobą głęboką i skomplikowaną. Co było bardzo fascynujące podczas pracy. Wcześniej nie miałam możliwości zagrania tak niekonwencjonalnej, introwertycznej postaci - mówi KATARZYNA FIGURA przed premierą "Badań terenowych nad ukraińskim seksem" w Teatrze Polonia w Warszawie.

W Teatrze Polonia trwają ostatnie próby przed wtorkową premierą. Katarzyna Figura [na zdjęciu] i reżyserka Małgorzata Szumowska sięgnęły po bestsellerową powieść "Badania terenowe nad ukraińskim seksem".

Kiedy autorka Oksana Zabużko przeczytała adaptację Małgorzaty Szumowskiej napisała do Teatru Polonia wzruszający list "Dostałam dreszczy, już sobie wyobrażam ludzi wychodzących z teatru ze łzami w oczach. Do cholery, jakie to smutne!".

Dorota Wyżyńska: Książka Zabużko - historia Ukrainki, która próbuje ułożyć sobie życie w Ameryce, a jednak cały czas jest pełna lęków i fobii związanych ze swoją przeszłością i swoim krajem - jest bestsellerem, a sama autorka nazywa ją "postkomunistyczną psychoanalizą narodową". Co Panią w niej zafascynowało?

Katarzyna Figura: To tekst, do którego należy podejść w sposób niezwykle szczery, bez hipokryzji, wywlekając z najgłębszych zakamarków wszystko to, co człowiek myśli o sobie samym, o świecie, o innych ludziach. Kiedy Krystyna Janda zaproponowała mi "Badania terenowe..." natychmiast sięgnęłam po książkę. Ale zajęło mi sporo czasu, aby w nią wejść, wejść w ten świat. Może dlatego, że tu wchodzi się bardzo głęboko, na sam dół. Później dość trudno z tego dołu się wydostać.

Zabużko konfrontuje dwa światy - Ukrainę i Amerykę, Wschód i Zachód.

- I robi to w sposób niekonwencjonalny. Przez pryzmat jednostki, poprzez opowieść konkretnej kobiety. Poprzez tę indywidualną opowieść konfrontuje Ukrainę, z której Oksana pochodzi, ale w domyśle, to też nasz kraj, ze Stanami Zjednoczonymi, które są emblematem Zachodu.

Co dla Pani - osoby, która też miała szansę na podobną konfrontację, wyjeżdżając na początku lat 90. z Polski - znaczy to spojrzenie na Wschód z perspektywy Zachodu?

- Znam te obserwacje. We wschodnioeuropejskich krajach ludzie zachowują się jak straceńcy, w kulturze zachodniej wszyscy są zwycięzcami. W USA obowiązuje wymuszony kodeks szczęśliwości, każdy musi odnieść sukces, na Ukrainie chodzi o to, aby po prostu przeżyć to życie. Wszystko jedno jak: upijając się, paląc, chorując, ale przeżyć. Ewentualnie można się powiesić, kiedy już życie jest nie do wytrzymania.

A Pani bohaterka? Co ją boli? Co się jej śni po nocach?

- Oksana jest poetką, intelektualistką. Jej twórczość, kreacja jest możliwa tylko dzięki miłości. Bez miłości wszystko ginie, wszystko staje się brzemienne śmiercią.

Ona opisuje świat poprzez siebie, poprzez wiwisekcję własnego organizmu.

A jest wytworem tego wszystkiego, co w ostatnich latach stało się z nami. Że jesteśmy okropnie samotni, nie potrafimy kochać. Choć wiemy, że tylko miłość jest w stanie obronić nas przed strachem. Dokąd się nie odwracamy, widzimy tylko same nieszczęścia. Stajemy się coraz bardziej neurotyczni. W pewnym momencie nie wiemy już, kim jesteśmy, dokąd mkniemy przez życie, pożerając samych siebie.

Moja bohaterka jest osobą głęboką i skomplikowaną. Co było bardzo fascynujące podczas pracy. Wcześniej nie miałam możliwości zagrania tak niekonwencjonalnej, introwertycznej postaci.

Przedstawienie reżyseruje Małgorzata Szumowska, reżyserka filmowa, która debiutuje w teatrze. Dlaczego właśnie z nią chciała Pani przygotować ten monodram?

- Krystyna Janda, proponując mi ten tekst powiedziała: "Wybierz sobie reżysera, ja ci każdego załatwię". Kiedy padło słowo reżyser, jakoś naturalnie zaczęłyśmy szukać wśród mężczyzn. I nagle przyszło mi do głowy: dlaczego mężczyzna? Ja chcę reżysera kobietę.

Dlaczego kobietę? Bo kobiecą prozę potrafi zrozumieć tylko kobieta?

- Uznałam, że o kobiecie, o jej organizmie, o jej sposobie patrzenia na świat najlepiej opowie kobieta. Ale nie ma to nic wspólnego z myśleniem feministycznym. Oksana Zabużko została uznana za feministkę i w pewnym sensie w jej utworze są feministyczne dźwięki. Ale też bardzo ważny w tym świecie jest mężczyzna. Oksana bardzo go kocha. Kocha go aż tak, że pozwoliłaby mu nawet odejść. Do innej kobiety. Szanuje każdy jego wybór.

Jak więc doszło do współpracy z Małgorzatą Szumowską?

- Małgorzata Szumowska jest reżyserem filmowym. Nie pracowała w teatrze. To był - w moim rozumieniu - jej atut. Chciałam, aby wniosła do tradycyjnego teatru wyobraźnię filmową, aby to widowisko było bardziej współczesne. Gośka zgrupowała wokół siebie ludzi bardzo młodych: muzyków, kostiumologa, montażystę, fotografa i operatora. Mamy ekran plazmowy, na którym pojawiać się będą wytwory mojego wnętrza, mojej wyobraźni. Chciałam z Gośką pracować z różnych powodów. Jest niezwykle utalentowana, ma ciekawą osobowość, niesamowite poczucie humoru. Jest do bólu szczera i (to bardzo ważne) znacznie ode mnie młodsza. Pomyślałam, że pomoże zbudować pomost porozumienia, kładkę między moją wyobraźnią, moim doświadczeniem, moim pokoleniem a pokoleniem młodych ludzi "tu i teraz".

Powspominamy? Do teatru trafiła Pani jeszcze na studiach, ale właściwie tylko na chwilę.

- Rzeczywiście bardzo szybko. Maciej Englert zaproponował mi angaż w Teatrze Współczesnym w 1984 r., powierzając rolę Iriny w "Trzech siostrach" Czechowa. Zaraz potem zagrałam Hellę w "Mistrzu i Małgorzacie" Bułhakowa i już wtedy byłam w ciąży. Potem nastąpiła naturalna przerwa. A kiedy mój syn Aleksander miał kilka miesięcy, zagrałam w filmie hiszpańskim "Estacion Central". Po czym wyjechałam na stypendium do Paryża. Dobrze pamiętam, co powiedział mi wtedy Maciej Englert.

Co powiedział?

- Że jeśli teraz wyjadę, to już nigdy nie wrócę na polską scenę. Patetycznie? Że nie powinnam wyjeżdżać, że nie powinnam odchodzić od teatru. Ale w moim rozumieniu to nie było odejście, to było pójście dalej, dalszy rozwój.

Tęskniła Pani za teatrem?

- Przez wiele lat próbowałam wrócić na scenę, ale niekoniecznie mi się to udawało. Wbrew temu, że się o mnie pisało, że wyemigrowałam, cały czas byłam tu też. Byłam zawsze pomiędzy Europą Wschodnią a Zachodem - tak jak moja Oksana.

Powrót do teatru nie był łatwy. W roku 1997 Grzegorz Skurski zaproponował mi zagranie w monodramie "Lustro", potem grałam w sztuce Grzegorza Matysika "Eksperyment", ale te spektakle - z rożnych powodów - omijały Warszawę. Być może wynikało to z tego, jak byłam wtedy postrzegana. Ciągle wiązały się z tym jakieś komplikacje, perturbacje, skandale. Zagrałam jeszcze w "Zazdrości na trzy faksy" Ester Vilar w reżyserii Jana Prochyry. Ale tak naprawdę za mój powrót do teatru uważam sztukę "Hanemann" Chwina w reżyserii Izabelli Cywińskiej w Teatrze Wybrzeże.

Powrotem na warszawką scenę jest rola Gerdy w "Alinie na Zachód" w Teatrze Dramatycznym. Rola intymna, dotkliwa.

- Paweł Miśkiewicz czekał na mnie dwa lata i jestem mu ogromnie za to wdzięczna. To był dla mnie trudny czas. Kiedy dostałam tę propozycję, jechałam właśnie do mojego chorego ojca do szpitala. Po śmierci mojego taty, nie byłam w stanie pracować. Poprosiłam o czas. Kiedy mieliśmy w końcu rozpocząć próby okazało się, że znów jestem brzemienna. Ku mojemu zdumieniu Paweł podjął decyzję, że będzie czekać. Na pierwsze próby do "Aliny na Zachód" przychodziłam z dwumiesięcznym dzieckiem. Praca z Pawłem Miśkiewiczem była doskonała, to reżyser drążący i sięgający w najmniej oczekiwane rejony. On potrzebuje aktora, który chce się otworzyć. Wyciągnął ze mnie coś, o czego istnieniu nie miałam pojęcia, że to mam.

Dla roli Gerdy w "Alinie na Zachód" ogoliła Pani głowę? To było konieczne?

- W sztuce jest zapisane, że matka jest łysa i nosi perukę, żeby to ukryć. Mężczyzna zsuwa jej perukę i kobieta zostaje obnażona. To bardzo określa tę postać. Ani ja sama, ani reżyser nie oczekiwaliśmy, że rzeczywiście ogolę głowę. I może by się tak nie stało, gdybym nie dostała propozycji zagrania w filmie "Summer Love" Piotra Uklańskiego, westernie kręconym po angielsku. Była to zupełnie inna historia, ale kobieta o imieniu Woman jest poniżana przez mężczyznę, który w końcu goli jej głowę tępą brzytwą - na miarę westernu, by ją ostatecznie upokorzyć, odbiera jej największy skarb - burzę włosów.

Pracując nad tymi dwoma projektami, zaczęłam zastanawiać się, jak czuje się kobieta, która jest łysa, jak zagrać to upokorzenie. I nagle doznałam olśnienia. Dlaczego po prostu tego nie sprawdzić na własnej skórze?

Scena golenia głowy w filmie była niesamowitym przeżyciem. Trauma, eksperyment. I na pewno pomogło mi to stworzyć Gerdę. Byłoby mi o wiele trudniej wejść w tę rolę, gdybym miała plastikową perukę imitującą łysą czaszkę.

Oksana będzie mieć krótkie blond włosy.

Cały czas noszę tę moją nową fryzurę dla "Aliny na Zachód". To nie jest mój nowy sposób, look czy nowe emploi. Nie chciałam po raz kolejny używać tego samego znaku. Łysa głowa zawsze coś sygnalizuje: chorobę, szaleństwo. My pragniemy, by Oksana była zupełnie normalną, zwyczajną kobietą, tylko odrobinę rozjechaną przez mężczyznę i system. Lubię ją. Naprawdę lubię Oksanę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji