Artykuły

"Śmierć Tarełkina"

DRAMATURGIA rosyjska obfituje w świetne kome­die satyryczne, że wymie­nię tylko największe: "Rewizo­ra" Gogola i "Mądremu biada" Gribojedowa. Należy do nich również "Śmierć Tarełkina" Aleksandra Suchowo-Kobylina. Podobnie jak dla Gogola czy Gribojedowa, głównym celem namiętnego ataku jest dla Su­chowo-Kobylina ludzka małość i głupota. W "Śmierci Tarełki­na" ukazuje on zwyrodnienie systemu, w całości i wyłącznie opartego na tych dwóch najniż­szych ludzkich przymiotach. Fi­giel, jaki płata urzędnik Tareł­kin, inscenizując własną śmierć, służy obnażeniu mechanizmu te­go systemu: mści się on również na Tarełkinie, ale przy okazji ujawnia całą swoją śmieszność i słabość. "Śmierć Tarełkina" jest ponadto świetnie napisana: pióro rasowego dramaturga kre­śli tu wyraziste, pełne komizmu i satyrycznego jadu postacie urzędników i policjantów, gorli­wych wykonawców bezmyślnych poleceń oraz niemniej bezmyśl­nych autorów tychże poleceń. Kilka scen "Śmierci Tarełki­na" należy do najlepszych frag­mentów światowego repertuaru komediowego, wśród nich szcze­gólnie - słynna scena pogrzebu, na którym Tarełkin wygłasza przemówienie nad - rzekomo - własną trumną, gdzie znajdują się owe wiekopomne i nadal niezdezaktualizowane słowa o człowieku, który był tak pos­tępowy, że szedł jeszcze przed postępem...

Każdy, kto podejmuje się sce­nicznej realizacji "Śmierci Ta­rełkina" dostaje więc do rąk świetny materiał sceniczny, zaś aktorzy - zawartą w rolach okazję do stworzenia interesują­cych, wielowymiarowych posta­ci. Wie o tym dobrze Bohdan Korzeniewski, który nie raz już brał na warsztat reżyserski za­równo "Śmierć Tarełkina", jak i pozostałe części trylogii Sucho­wo-Kobylina, które zresztą sam przetłumaczył. Poświęcił także twórczości tego pisarza kilka szkiców, zamieszczonych w książce "O wolność dla pioruna w teatrze", można więc powie­dzieć, że jest nieomal specjalis­tą od Suchowo-Kobylina. I wła­śnie on wyreżyserował "Śmierć Tarełkina" w warszawskim Te­atrze Dramatycznym. Napisałem wyżej, że Bohdan Korzeniewski zna dobrze war­tość tej sztuki. Może za dobrze? Jak bowiem wytłumaczyć, że przedstawienie w Dramatycz­nym - mimo swoich niewątpli­wych zalet - jednak w jakiś sposób rozczarowuje, zawodzi oczekiwania, płynące ze spotka­nia świetnej obsady, znakomite­go tekstu i doświadczonego reżysera. Mieszanka wydaje się doskonała - "Śmierć Tarełki­na" w Teatrze Dramatycznym taka nie jest. Dlaczego? Korzeniewski potraktował ko­medię Suchowo-Kobylina niemal groteskowo. Poparł sarkastycz­nie żarty autora żartami scenicznymi, pogłębił śmieszność postaci przez groteskowy strój i poprowadzenie ról w stronę przerysowania, wreszcie nie po­kusił się o ładne skróty tekstu, mimo iż bez wątpienia "Śmierć Tarełkina" ma momenty nie­współmiernie słabe w stosunku do świetnej całości (np. scena z niemieckim lekarzem). Reżyser pozostał wierny autorowi ni­czym przysłowiowy już zecer, co nie wyszło na dobre przedsta­wieniu, które miejscami wyraź­nie traci tempo. Nie to wszak­że przesądza o częściowym za­ledwie powodzeniu przedsię­wzięcia: nie sprawdza się bo­wiem zupełnie generalna kon­cepcja, świat, jaki ukazuje Suchowo-Kobylin w "Śmierci Ta­rełkina", tylko wtedy jest na­prawdę śmieszny i groźny, kiedy ma wszelkie pozory normalnoś­ci. Dopiero w realistycznym otoczeniu, potraktowany najzu­pełniej poważnie, absurdalny humor Suchowo-Kobylina lśni pełnym blaskiem, wówczas od­słania się cały komizm sytuacji, groteskowość postaci, głu­pota ich słów i czynów. Groteska - pokazywana po­przez groteskę przestają śmie­szyć. Celebrowane gagi nie pier­wszej świeżości, nadmierne przerysowanie postaci, sprawia­jące, że w clownadzie gubi się gorzka mądrość i ludzka praw­da, jakie zawarł w swej sztuce rosyjski pisarz - to kardynalne błędy przedstawienia. A przecież można ich uniknąć: dowodzi te­go niedawne świetne przedsta­wienie kaliskie Izabeli Cywiń­skiej, oparte - zarówno w re­żyserii, jak w aktorstwie - na formule komedii realistycznej, lecz za to nieodparcie śmieszne, posiadające znakomite tempo, nie tracące nic z zalet wielkiej komedii.

W Kaliszu grał Tarełkina-Kopyłowa - zresztą świetnie - Janusz Michałowski, w Warszawie - ta wspaniała rola przypadła Zbigniewowi Zapasiewiczowi. Wiemy, jak znakomicie wszech­stronny to aktor, toteż nie jest zaskoczeniem, że stwarza rolę dużego formatu, choć widoczne jest, jak ciąży mu niefortunna formuła przedstawienia. Przez­wycięża ją od czasu do czasu i wtedy ma momenty naprawdę popisowe, jak choćby wspominana; już scena przemówienia ża­łobnego, w której Zapasiewicz wznosi się na prawdziwe wyży­ny komediowego aktorstwa. Formuła ta przeszkadza tak­że pozostałym postaciom - Ry­szardowi Pietruskiemu, który na pewno zrobiłby z roli genera­ła Warrawina jeszcze więcej, gdyby nie ubierano go - cho­ciażby - w owe "zabawne" stroje, Józefowi Nowakowi, któ­ry wie przecież, że nie zagra się całej roli na jednym pomyśle (w tym przypadku chodzi o alkoholowe zamroczenie policjan­ta Ocha) czy Bogdanowi Baerowi, który ma znakomite mo­menty w roli Rasplujewa, choć łatwo wyczuć, kiedy reżyser po­winien nieco bardziej ścieniować jego wyrazistą - delikatnie mówiąc - grę, a kiedy powi­nien dać mu ciekawsze aktor­skie zadania.

Mimo to przecież aktorstwo jest jedną z mocniejszych stron przedstawienia, czego przy naj­lepszej woli nie da się powie­dzieć o scenografii (autorstwa Zofii Wierchowicz) tudzież o za­kończeniu, które wprawdzie wy­wołuje gromki śmiech na wi­downi, ale z korzyścią dla przedstawienia można by je by­ło usunąć, gwoli myślowej spój­ności sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji