Artykuły

Malowane muzyką. Satanowskiego spektakl o Beksińskim

"Beksiński. Obraz bez tytułu" wg scenariusza i w reżyserii Jerzego Satanowskiego w Teatrze im.Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Ryszard Zatorski w miesieczniku Nasz Dom Rzeszów.

Beksiński, który wolał czytać dramaty, niż oglądać je na scenie, zdumiałby się pozytywnie, jak znakomicie można opowiedzieć właśnie w teatralnej formie jego sztukę, jego życie i myśli oraz obserwacje zapisane przezeń. Co z taką maestrią uczynił Jerzy Satanowski - artysta niezwykły, który namalował to widowisko przede wszystkim muzyką i poezją oraz obrazami Zdzisława Beksińskiego, przenoszonymi w ogromie filmowego przekazu, co zwielokrotniało każdy ich szczegół. To był zarazem taki niebywały wernisaż wybranych prac. A ponieważ ów artysta zdawał się zawsze na wyobraźnię odbiorców i swych dzieł nie objaśniał, zatem i Satanowski, który napisał scenariusz, skomponował muzykę i wyreżyserował to widowisko, nadał swemu dziełu wymownie adekwatne miano: "Beksiński. Obraz bez tytułu" (prapremiera w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie 28 maja 2016 r.).

W tych fragmentach rozmów Beksińskiego ze swym marszandem i nie tylko, które wybrał Satanowski, słyszymy wyznanie, że gdy artysta malował, to nieustannie gdzieś z tyłu musiała dobiegać muzyka. Nie mógł inaczej tworzyć. I Satanowski, który tak znakomicie odczytuje plastykę Beksińskiego, tworzy wręcz od nowa te dzieła poprzez muzykę właśnie, wszechogarniającą każdy fragment spektaklu. Napisał i przekazał teatralnie ten esej o Beksińskim na trzech planach równocześnie. W realistycznie zakreślonym wnętrzu mieszkania (na scenie z lewej strony), rozwiniętym niczym składanka kilku zdjęć - od kuchni poprzez pokoje, które są zarazem pracownią, i wieńczącym ten ciąg oknem na dzieła, które pojawiają się w kolejnych filmowych

odsłonach, powtarzane i kadrowane. To one tworzą ten drugi, centralny plan. A po prawej stronie sceny jest ów plan trzeci zakreślony tak, jakby jeden z owych obrazów Beksińskiego Anna Tomczyńska scenograficznie rozbudowała monumentalnie własną wyobraźnią dla umocowania widowiska w klimacie wyobraźni malarza.

Z jednej strony jest więc świat życia, z drugiej świat wyobraźni. A w nim owa poezja i muzyczność z metaforycznymi postaciami Aktorki i Aktora, które przed pulpitami z partyturą i przed mikrofonami prawie nieruchome i wtopione kostiumami w szarość lian owej dżungli za nimi, tworzą widowisko poetycko-muzyczne jakby równoległe, ale spójne wszak precyzyjnie z całością. Towarzyszy im gdzieś z tyłu, niewidoczny dla części widzów, zespół muzyczny. Dagny Cipora i Mateusz Mikoś czynią to z wielką wrażliwością i artyzmem wokalnym i recytacyjnym. Z podziwem należy się odnieść do ich talentu, gdy muzyką Satanowskiego i poetyckimi komentującymi obrazami tekstów Wołka, Leśmiana, Karpowicza, Kofty i Rilkego tak znakomicie ilustrują i poszerzają przeżywanie twórczości tytułowego bohatera.

Realna zaś opowieść o Beksińskim, o jego rozmyślaniach twórczych i życiu odczytywanym, a raczej jakby odtwarzanym z nagrania magnetofonowego niczym w niemym kinie, z wielką sztuką sceniczną ilustrują Robert Chodur w roli Malarza i Karolina Dańczyszyn jako Żona Malarza. Z epizodami Syna Malarza, w której to roli na przemian w spektaklach występują gościnnie dzieci - Stanisław Godawski i Michał Stępniak. Ten podest wznoszący się ku oknu i obrazom malarza, po którym bezustannie porusza się niczym po drodze życia główna postać, niezrównanie kreowana aktorsko przez Roberta Chodura, jest jak owa droga życiowa artysty malarza. Z wieloma symbolicznymi metaforycznymi punktami - zapisywania malarsko przez Beksińskiego, jakby fotografował sny. Satanowski wpisuje je i pomaga nam swą wyobraźnią utrwalić w spójności przekaz malarski, jak choćby w owym prawie końcowym obrazie postaci zawieszonej rękami na krzyżu i klęczącej przed nim niewiasty, z ilustracją sceniczną niezmiernej samotności Beksińskiego po śmierci żony i samobójstwie syna Tomka niebawem. Na ten plastyczny obraz nakłada się właśnie ów drugi sceniczny Chodura z rękami na tym symbolicznym oknie otwartym w przestrzeń wyobraźni. W przyciemnionym tle owe czarne ręce na białych obramowaniach okna są też jakby zawieszone na krzyżu. A obok powtarzane śpiewnie, rytmicznie przez Dagny i Mateusza słowami Rilkego frazy "Samotność jest jak deszcz [] Samotność płynie całymi rzekami". Jakże zachwyciła aktorsko Karolina Dańczyszyn w scenie tańca - wyobrażeniu rodzącej się miłości i przyjęcia na swe barki ciężaru ogniska domowego, poprzez kunsztowne animowanie partnera wyobrażonego kukłą-lalką mężczyzny.

To muzyczne, poetyckie i malarskie widowisko spięte jest klamrą wzruszającej rozmowy Aktorów - Dagny i Mateusza - wierszem Tymoteusza Karpowicza. Co niezwykle czytelnie zabrzmiało już po projekcji informacji o zamordowaniu Beksińskiego w jego własnym mieszkaniu, gdy na scenie pojawiają się obrazy nieboskłonu i kosmiczne klimaty, jakby z miejsca, gdzie wszyscy bohaterowie spektaklu już są, albo doszli. "Zadzwoniłem" - mówi Aktor, "a tu się nie dzwoni" - odpowiada Aktorka. I toczy się ten dialog pytań i zaprzeczeń aż do sumujących wersów: "W jakim czasie, a to żaden czas./ Mówię: byłem, a to niebywałe".

Niebywałe z jakim kunsztem można opowiedzieć o sztuce, twórcy i jego dziełach, w których - jak wyraził się Beksiński - miał nadzieję przeżyć. I tak się dzieje także poprzez ów wysmakowany przekaz Satanowskiego, artystę muzyka, znawcę i miłośnika także sztuk innych. Taką perłę artystyczną można smakować nieustannie. Bo, jak w zasłyszanym od Aktorów, w pieśń zamienionym wierszu Leśmiana, "W życiu nic nie ma, oprócz życia,/ Więc żyjmy aż po kres mogiły!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji