Artykuły

Komu rośnie nos?

"Pinokio" wg Carla Collodiego w reż. Rafała Matusza w Teatrze in Solskiego w Tarnowie. Pisze Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Odrodzę do dorosłości, sytuacjach, w których niegrzecznym dzieciom rośnie nos, a nawet ośle uszy, o roli nauki i pracy w życiu człowieka, a nade wszystko miłości opowiada tarnowska inscenizacja "Pinokia". To najnowszy spektakl familijny, który trafił do repertuaru Teatru im. L. Solskiego. Baśniową historię autorstwa Carla Collodiego wyreżyserował na miejskiej scenie Rafał Matusz, scenograficznie oprawiła Izabela Toroniewicz, a muzycznie dopełnił Max Kohyt.

Historia Pinokia opisana w drugiej połowie XIX w. przez włoskiego pisarza Carla Collodiego, choć przeznaczona dla młodego czytelnika, weszła do klasyki literatury światowej, doczekała się wielu przeróbek i mutacji - w tym rosyjskiej w postaci "Buratina" pióra Aleksego Tołstoja, a przede wszystkim licznych wersji filmowych, także tej słynnej animowanej, firmowanej przez Disneya. Na czym polega fenomen bohatera wystruganego z drewna?

Przypomnijmy; Pinokio jest drewnianym pajacykiem z bardzo słabym charakterem, toteż nie potrafi oprzeć się różnym pokusom - ulega impulsom lub namowom otoczenia i za każdym razem łamie składane obietnice, a w konsekwencji wpada w przykre tarapaty. Dzięki szczęściu i sprytowi udaje mu się jednak wyjść cało z każdej opresji. Zaletą bohatera jest to, iż choć powoli, to mimo wszystko uczy się na własnych błędach i stopniowo zaczyna też żałować swojej lekkomyślności. Zaczyna rozumieć, że przez nieodpowiedzialność i lenistwo rani tych, którzy go kochają. Z czasem zmienia więc swoje postępowanie, dba o najbliższych i w nagrodę przemienia się w normalnego chłopca, który wraz z ojcem rozpoczyna szczęśliwe życie.

Opowieść o Pinokiu to nic innego jak filozoficzna powiastka o drodze, którą przebywa każdy z nas. Rodzimy się bowiem jako drewniane pajacyki, a ludźmi stajemy się, nabierając życiowych doświadczeń, poznając świat, ucząc się empatii i miłości. Przygody Pinokia dlatego wciąż są żywe i mają charakter uniwersalnego przekazu. W tarnowskim spektaklu odczytamy go bez trudu.

Autorką scenicznej adaptacji powieści Collodiego w Tarnowie jest Iwona Kusiak, która posłużyła się bodaj najnowszym przekładem Jarosława ą Mikołajewskiego, uchodzącym za najlepsze tłumaczenie "Pinokia" na język polski. Dokonując oczywistych skrótów, adaptatorka zachowała najważniejsze z przygód bohatera, kluczowe dla wybrzmienia idei utworu. Do tekstu dopisała natomiast znakomite piosenki, których istotna rola w spektaklu trudna jest do przecenienia.

Młody, acz doświadczony już reżyser Rafał Matusz, którego tarnowscy teatromani pamiętają zapewne jako twórcę znakomitego "Makbeta", wciąż obecnego w repertuarze Solskiego, przenosząc "Pinokia" na scenę, słusznie zawierzył tekstowi. Oparł się ewentualnym pokusom udziwnień znanych z innych polskich inscenizacji tej baśni. Jego Pinokio podąża śladem klasycznej już fabuły, a reżyserska inwencja skupia się na atrakcyjności teatralnego przekazu dla tzw. "szerokiego widza". Dla młodszych dzieci ważne jest wartkie tempo spektaklu, piosenki wplecione w akcję, muzyka, sugestywna gra aktorska rozciągnięta poza przestrzeń sceny i cały szereg inscenizatorskich pomysłów, jak choćby monstrualne kukły czy podniebny lot bohatera. Wszystko to pomaga maluchom skupić się na oglądanych przygodach i wytrwać na widowni do przerwy, a potem z nowymi siłami poddać się baśni. Starsze dzieci wsłuchają się w słowo i większe korzyści wyniosą z przedstawienia, może nawet w niektórych epizodach zidentyfikują się z bohaterem, ale i one docenią wymienione atrakcje.

Natomiast dorośli opiekunowie dostrzegą oryginalne kostiumy i walory scenograficzne widowiska, odkryją groteskowe inspiracje scenografki, która na konferencji prasowej deklarowała fascynację obrazami Boscha, choć mnie konstrukcje w przodzie sceny odsyłają raczej do sztuki Salvadora Dali. Nade wszystko jednak starsi widzowie odczytają sceniczne zdarzenia poprzez pryzmat ich metaforycznego kontekstu, o którym warto po spektaklu z dzieckiem porozmawiać.

Równie słusznie co tekstowi Rafał Matusz zawierzył tarnowskim aktorom, bo są świetni. Każdy z nich wniósł do odtwarzanych ról coś charakterystycznego, co zapada widzom w pamięć, a ponadto śpiewają, tańczą i uwodzą, szczególnie młodą publikę. Bardzo dobrze obsadzony został w roli Pinokia Piotr Hudziak, ze swoją chłopięcą urodą, rozkapryszonymi minami jest nieznośnym łobuzem z wyobraźni Collodiego, który jednak zasługuje na współczucie i duchowe wsparcie publiczności w swojej przemianie. Nie można jednak powiedzieć, że dźwiga cały spektakl, bo koleżanki i koledzy z obsady wcale mu nie ustępują. Na scenie oglądamy Tomasza Piaseckiego, Karolinę Gibki, Karola Śmiałka, Monikę Wentę, Jerzego Pala, a mnie wyjątkowo do gustu przypadła złodziejska para, czyli Lis i Kot Dominiki Markuszewskiej i Tomasza Wiśniewskiego.

Tarnowskie przedstawienie "Pinokia" adresowane jest do odbiorców małych, większych i całkiem dużych - po prostu kawałek tradycyjnego familijnego teatru, który warto zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji