Artykuły

Zatańczyć niewytańczalne, pokazać niewidzialne

"Wspólne" Art Stations Foundation z Poznania, "democratic Body" Teatru Rozbark z Bytomia oraz "Rio de luna" Da.Te Danza z Hiszpanii na VIII Gdańskim Festiwalu Tańca. Pisze Mirosław Baran.

Powietrze oraz demokracja - tak nieoczywiste tematy postanowili przedstawić na scenie twórcy dwóch sobotnich prezentacji Gdańskiego Festiwalu Tańca, czyli spektakli "Wspólne" poznańskiej Art Stations Foundation oraz "Democratic Body" Teatru Rozbark z Bytomia.

Spektakl "Wspólne" za temat przyjął coś dla nas oczywistego, a jednocześnie rzadko podlegającego namysłowi - powietrze. Dziełu w choreografii Renaty Piotrowskiej zdecydowanie bliżej jest to performace'u, niż tradycyjnie pojmowanego teatru tańca. Ruch nie jest tu precyzyjnie rozpisany czy zbudowany na skomplikowanych układach, tylko naturalny, codzienny, często pozostawiony przypadkowi. Ważniejsze od zaplanowanej choreografii wydaje się tu samo działanie artystek na scenie.

Widzowie wkraczają bezpośrednio w przestrzeń sceny, oświetlonej zimnym światłem świetlówek. Półtora metra nad białą podłogą baletową podwieszona jest efektowna instalacja plastyczna, składająca się z kilku ogromnych, bezkształtnych, przezroczystych worków foliowych, pompowanych nieustannie powietrzem. Jak okazuje się z czasem, ma ona przywodzić na myśl pęcherzyki płucne - a zdalne sterowanie dopływem powietrza sprawia, że cała instalacja w trakcie spektaklu zaczyna "żyć", poruszać się.

Widowisko rozpoczyna niespieszna sekwencja, w której trzy siedzące aktorki zaczynają coraz wyraźniej (i coraz głośniej) oddychać; z czasem w rytm oddechów poruszają się też ich ciała. W kolejnych scenach aktorki "łapią" w ogromne worki powietrze, tworzą z nich poduszki czy wreszcie owiewają nim widzów. Przedstawienie kończy najbardziej energiczna scena, w której tancerki biegają po scenie do wyczerpania - i do utraty tchu.

"Ścieżkę dźwiękową" tego niezwykłego spektaklu stanowią oddechy tancerek, pojawiająca się po raz pierwszy dopiero po kilkunastu minutach subtelna muzyka i ciągły, ledwie słyszalny szum wiatraczków tłoczących powietrze do worków-instalacji.

Spektakl "Wspólne" ma wiele ciekawych momentów, pozostawia jednak spory niedosyt. Świetny jest sam pomysł uczynienia z czegoś tak oczywistego - jednocześnie zwykle niezauważalnego - jak powietrze tematu spektaklu. Bardzo interesujące są niektóre pomysły sceniczne (jak chociażby "łapanie" powietrza w worki), a efektowna, poruszająca się instalacja plastyczna przyciąga uwagę przez cały spektakl.

Z drugiej strony wydaje się, że tak interesujący temat nie jest tu ograny dostatecznie; można o nim powiedzieć na scenie o wiele, wiele więcej. Z czasem zaczyna też nieco nużyć prosty ruch, powtarzany w podobny sposób wielokrotnie w kolejnych scenach. Szkoda także, że tancerki zupełnie nie ogrywają (ba, wręcz kompletnie nie zauważają) ogromnej instalacji, zwisającej nad środkiem sceny.

"Democratic Body" [na zdjęciu] w reżyserii i choreografii Anny Piotrowskiej zbudowane jest z bardzo zróżnicowanych elementów. Obok tańca pojawiają się sceny typowe dla teatru dramatycznego z dialogami aktorów czy pastisz teatru mimu; fragmenty z niezwykle energicznym, akrobatycznym wręcz ruchem, przeplatają się z momentami, gdy tancerze zastygają w pozach przywodzących na myśl rzeźbiarskie kompozycje grupowe; sekwencje poważne, niepokojące przechodzą gładko w przezabawne sceny komediowe. Całość jednak pozostaje niezwykle spójna, przemyślana i interesująca, z konsekwentnie prowadzoną myślą przewodnią.

Piotrowska demokrację - główny temat spektakl - traktuje z ogromną nieufnością. Powracająca "dramatyczna" sekwencja demokratycznego głosowania ("Kto jest za? Kto jest przeciw? Kto się wstrzymał?") raczej obnaża złudną sprawiedliwość tej formy sprawowania władzy, niż ją potwierdza. Kolejne głosowania nabierają coraz bardziej komicznego charakteru, w trakcie powtórzeń uczestnicy tancerze głosują za inną opcją niż przed chwilą, a ich "ustalenia" nie zawsze mają odzwierciedlenie w podjętych po głosowaniu działaniach. Zresztą mam wrażenie, że Piotrowskiej nie interesuje demokracja jako abstrakcyjna idea; skupia się raczej na pytaniach dotyczących wolności jednostki w ramach demokracji, na wątpliwości, czy ten "najlepszy z systemów" daje nam faktyczną możliwość wyboru, czy tylko nas ogranicza.

O ile temat demokracji nie jest oczywistym wyborem dla teatru tańca, to uczciwie przyznać trzeba, że bytomski spektakl nie porusza go w szczególnie odkrywczy czy inspirujący intelektualnie sposób. Za to ogromną siłą "Democratic Body" jest choreografia: efektowna, nieoczywista, precyzyjna, przemyślana, niezwykle zróżnicowana, prowadzona w rozmaitych tempach, wykorzystująca elementy modern, akrobatyki, ruchu codziennego. Najbardziej energiczne sekwencje są bardzo wymagające fizycznie, prowadzone w zawrotnym tempie, zawierają szalenie niepokojący (i fascynujący jednocześnie) element agresywności, niezwykłej drapieżności ruchu. A fragmenty pozornie chaotycznego biegu płynnie przechodzą tu w starannie dopracowany układ.

Wielkie brawa za "Democratic Body" należą się szóstce tancerzy: Kamilowi Bończykowi, Wojciechowi Chowaniecowi, Szymonowi Dobosikowi, Janowi Lorysowi, Tomaszowi Urbańczykowi i Piotrowi Mateuszowi Wachowi. Tworzą oni zespół, którego pozazdrościć może Piotrowskiej większość choreografów w Polsce. Tancerze są niezwykle sprawni fizycznie, zaawansowani technicznie; są zgrani, świetnie rozumieją się na scenie. Jednak najważniejsze jest to, co pokazują w "Democratic Body": że gdy zaufają koncepcji reżysera, są w stanie zrobić na scenie praktycznie wszystko, oddają się spektaklowi naprawdę w stu procentach.

***

Pierwsza lekcja tańca

O ile sam teatr tańca jest w Polsce zjawiskiem niszowym, to spektakle taneczne skierowane do dzieci należą do prawdziwej rzadkości. Wystarczy powiedzieć, że dopiero w tym roku, na ósmej już edycji Gdańskiego Festiwalu Tańca, pojawiło się takie przedstawienie. Za to od razu bardzo dobre.

"Rio de luna" (co można przetłumaczyć na "Księżycową rzekę") hiszpańskiej formacji Da.Te Danza to subtelna opowieść o relacjach matki i dziecka, zachwycie światem i drugim człowiekiem. Na scenie występuje tylko dwoje tancerzy, cała scenografia to biała podłoga taneczna i biały horyzont, w tle dwa duże balony wypełnione helem i skłębiona folia (potem efektownie ogrywana przez aktorów).

Choreografia w spektaklu jest niezwykle prosta, ale urokliwa i starannie przemyślana (nie powtarza się tu ani jedna sekwencja), ruch jest bardzo płynny, spokojny, niespieszny, z pojawiającymi się elementami baletu czy akrobatyki. Poza otwierającą przedstawienie piosenką, wykonywaną przez tancerzy, nie pada w spektaklu ani jedno słowo. Ale opowieść i tak jest bardzo czytelna i wyrazista.

Tancerze budują swoją opowieść z elementów i rozwiązań bardzo prostych, co nie znaczy, że użytych mało oryginalnie. Przykładem może być ogromna płachta cieniutkiej, malarskiej foli, która animowana przez aktorów zmienia się w fale rzeki, bo za moment stać się kokonem szczelnie okrywającym tancerza - w tej chwili embrion rosnący w macicy matki.

Cała narracja spektaklu dostosowana jest do kompetencji odbiorczych i wrażliwości nawet najmłodszych dzieci. Pozbawiona jest dramatycznych wydarzeń, punktów kulminacyjnych i zwrotów akcji (choć pojawiają się w spektaklu elementy, które można by uznać pod tym względem za "ryzykowne", jak zalanie na moment całej sceny intensywnym czerwonym światłem), zbudowana z samych pozytywnych emocji: przyjaźni, miłości, potrzeby bliskości, zachwytu światem i drugim człowiekiem.

Opowieść prowadzi muzyka - także spokojna, ale wpadająca w ucho, stworzona na tradycyjnych instrumentach, z pojawiającym się niekiedy wokalem. Brzmi to szczególnie ciekawie w zestawieniu z oprawą muzyczną polskich spektakli teatru tańca, którą zdominowała elektronika.

Co trzeba podkreślić, pomimo uproszczeń w spektaklu (emocje są tu proste i wyrażone jednoznacznie), nie jest on w najmniejszym stopniu infantylny, nie próbuje "przekupić" młodych widzów slapstickowym humorem czy tanim efekciarstwem. Choć do tej granicy może niebezpiecznie zbliża się długa sekwencja z błyszczącym konfetti (brokatem?) "grającym" wodę. Całość jest jednak subtelna, inteligentna, nienachlanie - i nie autotelicznie - estetyczna.

Tancerzom udaje się utrzymać przez czterdzieści minut młodą, trudną widownię w dużym skupieniu. Korzystają przy tym z prostego triku: nieustannie podtrzymują kontakt wzrokowy z widzami, wzrokiem kierują także ich uwagę na partnera czy rekwizyt.

Gdyby szukać w "Rio de luna" elementów mniej udanych czy zbędnych, to - moim zdaniem - można wskazać tylko dwie takie rzeczy. Pierwszą z nich są z rzadka pojawiające się na horyzoncie obrazy z rzutnika: księżyca, rzeki, matki i dziecka. Rozbijają one tylko spójną opowieść, powtarzają jasne informacje przekazane w ruchu i odwracają uwagę od tancerzy. Drugim zbędnym elementem są wspomniane dwa balony, które przyciągają uwagę przez cały spektakl, by pod koniec widowiska tylko podnieść kolejny ekran do wyświetlania obrazów. Jak na atrakcyjną "obietnicę", którą rozbudzają swoją obecnością od początku przedstawienia, to zdecydowanie za mało.

Pomimo tego dzieło Da.Te Danza - grupy w końcu specjalizującej się w teatrze tańca dla młodego widza - to spektakl niezwykle udany, spójny, z interesującym ruchem, dopracowany i efektowny. "Rio de luna" z pewnością jest świetnym pierwszym spotkaniem dzieci z teatrem tańca, a i dorosłym widzom sprawi ogromną przyjemność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji