Artykuły

Testowanie samca

"Diabelski młyn" w reż. Romualda Szejda w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Wyrafinowana gra między dojrzałym gentlemanem i uroczą, spontaniczną dziewczyną składa się na dwie godziny intrygującego widowiska

Sztuką Erica Assousa reżyser Romuald Szejd kontynuuje w swoim teatrze prezentację francuskich nowości dramaturgicznych. Rok temu "Diabelski młyn" doczekał setnego pokazu w Teatrze Marigny w Paryżu. Starzejącego się, ale wciąż atrakcyjnego, dobrze sytuowanego mężczyznę, który zaprasza do domu poznaną w barze piękną młodą kobietę, zagrał sam Alain Delon. Romuald Szejd męską rolę powierzył Krzysztofowi Gordonowi; jego partnerką uczynił Annę Dereszowską.

Podtatusiały lowelas i o połowę młodsza odeń dziewczyna - wydawałoby się nic banalniejszego. Wkrótce jednak okaże się, że nic tu nie jest takie, jak mogło się z początku zdawać. Zagubiona w Paryżu prowincjuszka postawi słomianego wdowca - żona i czternastoletni syn gospodarza wyjechali na tydzień na narty - w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Kim właściwie jest nowo poznana dziewczyna? Beztrosko podająca się kolejno za: płoche dziewczę z zasadami, luksusową prostytutkę, reporterkę modnego czasopisma, manikiurzystkę wynajętą w celach uwodzicielskich przez żonę bohatera, która zbiera nań dowody poręczne przy rozwodzie? W końcu jednak okaże się, że... Nie, nie zdradzę.

Rzadki to w teatrze przypadek, by w układzie damsko-męskim rola kobieca była tak migotliwie zmienna, przy niemal całkowitej statyczności partnera. Na ogół bywa na odwrót. Dlatego Ona na scenie musi nie tylko robić wrażenie, ale być też pełna temperamentu i przekonująca w nieustannych, błyskawicznych metamorfozach. A przy tym wciąż tajemnicza i nieodgadniona, aż do finału, kiedy wykłada na stół wszystkie karty. Dokładnie taka jak Anna Dereszowska.

Męska rola, przeciwnie, wymagała aktora o konkretnych cechach - skupionego, wyciszonego, introwertycznego. Inteligenta, który z każdej niezręcznej sytuacji umie znaleźć jeśli nie wyjście, to przynajmniej logiczne wytłumaczenie. Słowem - takiego jak Gordon.

Duet znakomitych aktorów prowadził swoistą grę. Wprawdzie to Ona pociągała za sznurki, On jednak robił wszystko, co w męskiej mocy, by nie być w jej rękach bezwolną marionetką. Dopiero w przejmującym finale wyjdzie na jaw bolesna prawda o naturze tego spotkania. Jeśli kiedykolwiek we współczesnym teatrze dane bywa widzowi przeżyć katharsis, to niewątpliwie na tym przedstawieniu Romualda Szejda. Warto sprawdzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji