Oklaski dla "Rzeźni" (tekst niekompletny -uszkodzony)
Od dłuższego już czasu nie było w Warszawie premiery prawdziwie wybitnej, a tytuł taki przysługuje przedstawieniu, które mówi nam rzeczy prawdziwie nowe: o teatrze, o aktorach, o pisarzu, o nas. Premiera "Rzeźni" spełnia te warunki. Ukazuje nam mową twarz Sławomira Mrożka, z której znikł grymas ironii, bo zastąpił go gniew. Ironię na rzekomość świata zastąpił gniew na rzekomość sztuki, co się pozuje przed widzem, co się wygłupia w pięknym pustosłowiu, a potem je odrzuca, by bawić się w horror, w czerwoną krew i czarny nihilizm. Obie sztuki są stronami tegoż medalu, a z uprawiających je artystów czynią jedynie sprzedawców wrażeń; przeciwstawia im Mrożek bogactwo, a i tragizm życia, w którym współegzystują miłość, śmierć i piękno.
Ten wywód jest "Rzeźni" wywodem głównym, stylistyka pisarza obwija go przecież w celofan z paradoksów, przeprowadza przez sytuacyjny labirynt, w którym grają orkiestry, walą się mury, a zamiast trąb jerychońskich mruczą mordowane zwierzęta. Arkadia i szlachtuz przeglądają się w tym samym zwierciadle, a jego krzywy uśmiech upodabnia je do siebie łudząco. Na scenie Teatru Dramatycznego ustawił te zwierciadło reżyser, JERZY JAROCKI, a precyzja jego poczynań każe uznać ten spektakl za jedną z najbardziej twórczych prac artysty. Można by tu wyliczyć cały rejestr rozwiązań z zakresu kompozycji przestrzennej, które nabudował on na tekście Mrożka, wzbogacając go o wspaniałą ornamentykę tła. Kilka z tych rozwiązań bawi dodatkowo aluzyjnością stricte środowiskową, bo kryją się w nich koleżeńskie pokpiwania z ulubionych chwytów Wajdy czy Świnarskiego. Podchwycili ten ton aluzyjnej zabawy aktorzy, jest ich na scenie jedynie sześcioro - stworzyli sześć ról, które znaczą w dorobku każdego z nich.
Gustaw Holoubek gra Skrzypka. To w mrożkowym wywodzie ten, który udawał, że życia można po prostu nie przyjmować do wiadomości; gdy życie zapukało mu w serce - próbował je oszukiwać zabawą w krew, z Arkadii uciekł do szlachtuza, stamtąd mógł już jedynie uciec w dobrowolną śmierć. Holoubek przeprowadza dramatyczne narastanie konfliktów w świadomości Skrzypka ze skupieniem i dyskrecją. W pierwszych dialogach jakby onieśmielony sobą, jakby nie dogrywający roli, zachwyca potem tragiczną pełnią tonu, prostotą przeżycia, klarownością w prowadzeniu myśli przez ów labirynt mrożkowych aforyzmów.
Andrzej Szczepkowski (Dyrektor Filharmonii) miał w roli przede wszystkim wspaniały monolog do publiczności, w którym ujawniał cynizm owej sztuki arkadyjskiej. Że teksty takie potrafi interpretować dowiódł już nie raz, tutaj dodał do znanych tonacji naddatek prawdziwie piekielnego sarkazmu, by potem, kiedy z sali filharmonicznej przenosi się do rzeźni, mieć wyzywającą nonszalancję handlarza śmiercią. W pejzażu rzeźni wtórowali mu Zbigniew Zapasiewicz (Paganini-Rzeźnik) oraz Czesław Kalinowski (Woźny) z sugestywnym komizmem cedzący swe mikro komentarze, jakie zwyczajowo już przypadają w podobnym starciu żywiołów tzn. reprezentantom "zdrowego rozsądku plebejskiego".
Wanda Łuczycka jako Matka ustrzegła się pokus wpadnięcia w rodzajowość, do której namawia ją zwykle wrodzony temperament. Ostatni dialog z Synem-Skrzypkiem rozegrała w maksymalnej koncentracji, z wspaniałą prawdą przeżycia. Miała ją i Janina Traczykówna....