Artykuły

Pożegnanie Ireny Malkiewicz

Piękna, elegancka, pełna uroku, a przy tym utalentowana. Znakomita aktorka. Dama w pełnym tego słowa znaczeniu. Taką była Irena Malkiewicz. Wspaniała koleżanka i wspaniały człowiek.

W roku 1937 zobaczyłem Ją po raz pierwszy na scenie Teatru Polskiego w "Gałązce rozmarynu" Zygmunta Nowakowskiego. Grała Sławę. Jej partnerem w roku Juhasa był sławny już wówczas gwiazdor filmowy i teatralny Jerzy Pichelski. Zarówno na scenie, jak i w życiu tworzyli przepiękną parę. Z tego związku urodziła się córka Izabella. Nie poszła w ślady rodziców, ale w teatrze pozostała. Dziś jest jedną z najlepszych inspicjentek w Teatrze Polskim w Warszawie.

Irena Malkiewicz urodziła się w Moskwie 15 września 1911 roku, ale maturę zdawała w Warszawie w Gimnazjum Anny Jakubowskiej. W roku 1935 razem z Ireną Kwiatkowską i Aleksandrem Bardinim ukończyła Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie. Jej ukochanym profesorem był Aleksander Zelwerowicz. Natychmiast po dyplomie zaangażowana została do teatrów miejskich wchodzących w skład Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej.

Pracowała w tych teatrach do wybuchu II wojny światowej. Początkowo grywała pokojówki. Robiła to dobrze, ale wyglądała na księżniczkę, więc obsadzono ją w roli księżniczki Gonzaga w tragedii Stefana Żeromskiego "Sułkowski". Tu po raz pierwszy na scenie Teatru Polskiego spotkała się z wielkim Juliuszem Osterwą grającym tytułowego bohatera. Rolę tę uznać należy za debiut artystyczny, który otworzył Irenie drogę do kariery artystycznej. Posypały się propozycje filmowe. Do 1939 roku zagrała w pięciu filmach - w Trędowatej" w reż. Juliusza Gardana, w "Sercu matki" w reż. Michała Waszyńskiego, "Przez łzy do szczęścia" w reż. Jana Fethke i w dwóch ostatnich przedwojennych filmach u M. Waszyńskiego "U kresu drogi" i Emila Chaberskiego "Żona nie żona".

Tę pięknie rozpoczętą karierę przerwała wojna. Lata okupacji spędziła w Warszawie, pracując jako kelnerka w kawiarni aktorskiej. Po wojnie zaczynała od Teatru Miejskiego w Lublinie, którym kierował Antoni Różycki. Zagrała tam Lulu w "Skizie" Zapolskiej, Marię w "Lekkomyślnej siostrze", a także Bohny w "Artystach" po Marii Modzelewskiej, Dorotę Smugoniową w "Uciekła mi przepióreczka", Colette w "Powrocie z wojny", Jadwigę w "Macierzyństwie panny Jadzi" i Jo w "Nadziei" Heijermannsa. Zmierzyła się także z rolą "Balladyny" w dramacie Słowackiego w reż. Zofii Modrzewskiej. Z Lublina przeniosła się do Łodzi do Teatru Syrena. Wystąpiła tam w kilku programach składanych oraz w dwóch komediach "Moja żona Penelopa" - rola tytułowa - oraz w "Ambasadorze", grając Miguellę.

Pod koniec roku 1948 zjechała wraz z Teatrem Syrena do Warszawy. Grała w pierwszym programie rewiowym "Nowe porządki" i powtórzyła swoją rolę Penelopy w "Moja żona Penelopa": W 1949 roku otrzymuje propozycję od dyr. Dobiesława Damięckiego zagrania Ledy w "Amfitrionie 36" Giraudoux w reż. Bohdana Korzeniewskiego na scenie Teatru Rozmaitości. Potem znowu gra w Lublinie i w warszawskiej Syrenie.

Kiedy w roku 1952 dyrekcję Teatru Rozmaitości, który przechodził różne koleje i nazywał się Teatrem Nowej Warszawy, obejmuje Zofia Modrzewska, Irena angażuje się do tego teatru i gra główną rolę Aldony, żony Dowmunta, w rzadko grywanym dramacie J. Słowackiego "Mindowe". W tym też teatrze po raz pierwszy spotkałem się z Ireną na scenie. Był to rok 1954. Graliśmy w przeróbce scenicznej powieści K. Dickensa "Dombey i syn" w reż. Stanisława Daczyńskiego.

Stale urzekająco piękna i elegancka zagrała rolę Edyty Grenger - rolę jak gdyby napisaną dla niej. Bardzośmy się wtedy polubili i ta nić sympatii pozostała na zawsze. W tym teatrze zadomowiła się na dłużej. Zagrała jeszcze Królową Bonę w "Farfurce królowej Bony", Wilhelminę w .farsie o mistrzu Pathelinie" i Marię w "Warszawiance".

Potem nasze drogi się rozeszły, ale nie straciliśmy kontaktu. Spotykaliśmy się na gruncie towarzyskim. W latach 60. pracowała w Teatrze Powszechnym w Łodzi u dyr. Romana Sykały. Początkowo cenił ją i szanował. Grała mnóstwo ról. Zagrała nawet Rollisonową w "Dziadach" Mickiewicza, ale kiedy skończyła lat 60, nagle wysłał Ją na emeryturę, choć była w pełni sił twórczych. Rozgoryczona zwróciła się o pomoc do ZASP-u, ale interwencja nie przyniosła skutku.

Będąc na emeryturze, otrzymała szereg propozycji i nie rozstała się z teatrem, który był pasją jej życia. Grała w Radomiu u Zygmunta Wojdana i w Teatrze Nowym u Mariusza Dmochowskiego. Jedna ze wspanialszych ról w tym teatrze to Celina i Bełska w "Domu kobiet" Z. Nałkowskiej w roku 1978. Z teatrem w Radomiu związana była do roku 1989. Wielkim wydarzeniem w roku 1987 stała się Jej rola lekarki Lidii Stiepanowej Pticyny w głośnej sztuce o Czarnobylu pt. "Sarkofag" w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Aby zagrać tę rolę, musiała zedrzeć z siebie wszystkie dodatnie cechy, jakimi obdarzyła ją na natura: subtelność, miłość i delikatność. Zrobiła to znakomicie.

W swoim dorobku filmowym po Wojnie pozostawiła galerie niezapomnianych postaci. Nakręci mnóstwo filmów, grając przeważnie wielkie damy i hrabiny, potem także babcie. W filmie Ignacego Gogolewskiego o Norwidzie "Dom św. Kazimierza" zagrała siostrę przełożoną.

Znakomicie. Inne filmy, które będą nam Ją przypominać, to m. in.: "Zamach", "Lotna", "Bitwa o Kozi Dwór", "Owwiedziny prezydenta", "Jutro premiera", "Pamiętnik pani Hanki", "Pasażerka", "Popioły", "Potem nastąpi cisza", "Marysia i Napoleon", a także liczne seriale TV, tj. "Doktor Ewa", "Wielka miłość Balzaka" i,,Noce i dnie". Odeszła na zawsze, odciskając piętno swej osobowości zwłaszcza w teatrze, który kochała. Teatrze, który odchodzi w zapomnienie, a którego była jedną z ostatnich już chyba znaczących przedstawicielek. Nie mówię: żegnaj, Ireno, lecz do zobaczenia w zaświatach, w których istnieje może jeszcze nasz teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji