Artykuły

Kogut na patyku salony

Krakowski Salon Poezji, wiersze dla dzieci czytali Leszek Piskorz, Małgorzata Piskorz oraz Paweł Kumięga. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Radio, radijo, dijo, ijo, ijo,/ Tijo, trijo, tru lu lu lu lu", recytował Leszek Piskorz na ostatnim Salonie Poezji, Salonie z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka.

"Pio pio pijo lo lo lo lo lo/ Plo plo plo plo plo halo!" I jeszcze: "Ćwir ćwir świrk!/ Świr świr ćwirk! (...) Ćwir ćwir czyrik,/ Czyr czyr ćwirik!" I dalej: "I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,/ Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,/ Że aż kogut na patryku/ Zapiał gniewnie: Kukuryku!"... Kogut - na czym? Na patryku? No właśnie. Prawidłowo ma, rzecz jasna, być, jak jest w oryginale, czyli: "na patyku". Ale też celowo nie poprawiłem swego błędu. Otóż, najbardziej językowo szalone pasma "Ptasiego radia" Juliana Tuwima (a właśnie to arcydzieło Piskorz recytował) ciężko jest przepisać bezbłędnie, a cóż dopiero bezbłędnie mówić je na głos ze sceny, na dokładkę mówić tak, jakby ta Tuwima onomatopeiczna alchemia była dla aparatu mowy nie czarną tragedią, czymś na podobieństwo sznura samobójcy, a najzwyklejszą bułką z masłem.

W recytacji Piskorza kogut tkwił oczywiście na patyku, nie na patryku. I cała reszta - samogłoski i spółgłoski - okazała się majstersztykiem krągłości, wyrazistości, mięsistości, nade wszystko zaś - lekkości. Bo dla Piskorza słowa są przedmiotem naturalnej troski, a nie kulą u wargi. Efekt? Taki oto, że, dajmy na to, sylaba "ćwir" była dla zgromadzonych na widowni dzieci niczym wiszący przez mgnienie w powietrzu - krystaliczny przedmiot dźwiękowy.

Już miałem napisać, że to dzięki temu, iż Piskorz jest aktorem starej daty, dojrzewającym w innej epoce teatralnej, to znaczy w innej cywilizacji - lecz przecież nie o datę chodzi tutaj w istocie, nie o metryki. W końcu aktorzy młodzi, Małgorzata Piskorz oraz Paweł Kumięga, którzy występowali z Piskorzem - językowe arcydzieła wierszowane recytowali dzieciom całkiem jak Piskorz, troszcząc się o życie liter poszczególnych.

Tak, nie o daty ni metryki chodzi, a o to po prostu, żeby nie cudować, dławiąc aktorski elementarz czarną metafizyką duszy studziennie głębokiej, hej! O to, by pamiętać, że tak jak kolarz winien umieć zachować równowagę na rowerze, jeździec winien nie bać się konia, a pływak po wskoczeniu do wody raczej nie powinien bezwładnie opadać na dno - tak sednem zawodu aktora jest mówić głośno, a zwłaszcza wyraźnie. Tak wyraźnie, jak wyraźnie młodzi muzycy: Aniela Bolek (wiolonczela), Helena Ryszka (harfa) i Piotr Kowalski (perkusja) grali na instrumentach. W przeciwnym bowiem razie na scenach dalej będzie, jak jest.

Gdyby rodzice zgromadzonych na Salonie dzieci popełnili wychowawczy błąd i zabrali swe pociechy do teatru dorosłego, niestety istnieje możliwość, że po opuszczeniu teatru dzieci zaczęłyby palić papierosy i wódkę pić. Nie dziwota. Niby co lepszego do zrobienia by im pozostało, skoro siedziały w rzędzie powiedzmy piątym, czyli w sumie blisko, a słyszały słowo co czwarte i do tego pogruchotane?

Cóż innego, jeśli nie zadymiona zaduma nad mokrym szkłem przywróciłaby im duchową równowagę, skoro przed chwilą usłyszały, że jakiś hohut, konut lub szolut, bo z pewnością nie kogut, zapiał na patryku, putyku tudzież pamyku, i zapiał nie "Kukuryku!", a "Cucucycu!"? Owszem, w teatrach obecność mikroportów poprawiających aktorom głośność - jest dziś powszechna, totalna wręcz. To cieszy. Jednak na mikroporty, które zarazem naprawiałyby aktorską dykcję, musimy niestety jeszcze trochę poczekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji