Cenzurki dla Metra
"Metro" jest pierwszym w Polsce, profesjonalnie i z rozmachem zrealizowanym musicalem
W metrze moskiewskim człowiek nieomal fizycznie czuje na sobie ciężar socrealizmu: mozaikowych portretów przodowników pracy, marmurów, złoceń i... dziesiątków metrów ziemi mającej chronić go przed imperialistycznymi bombami atomowymi.
W Nowym Jorku, na stacji metra przy 42 ulicy, poręcze schodów i ściany lepią się od brudu. Czuć tu stęchliznę i duszący smród moczu. Na peronach walają się setki pustych, pogniecionych puszek, a podmuch powietrza wywołany przez wyjeżdżający z tunelu pociąg przesypuje z miejsca na miejsce sterty starych gazet i ulotek reklamowych. Jakiś zaćpany i pijany Murzyn śpi skulony pod ścianą. Obok napis: "Niech świat wreszcie zapomni o mnie".
Między tymi skrajnościami jest jeszcze chłodno-urzędnicze metro waszyngtońskie, ponure metro londyńskie, kolorowe i rozkrzyczane metro paryskie, dystyngowane wiedeńskie, radosne budapeszteńskie i wreszcie pozbawione jakiegokolwiek stylu metro w Pradze. A nasze warszawskie "Metro"?
O musicalu Józefowicza w Teatrze Dramatycznym najłatwiej byłoby napisać, że jest wyjątkowo "kontrowersyjny"; to ulubione przez wszystkich recenzentów słowo chroni nas przed niebezpieczeństwem jakiejkolwiek "wpadki" - gdy spektakl zrobi "klapę", powiadamy po prostu: "a nie mówiłem, że był kontrowersyjny"; tak samo reagujemy oczywiście, gdy przedstawienie odniesie sukces.
Określenia "kontrowersyjny" używamy także, gdy chcemy dać do zrozumienia, że wprawdzie spektakl jest kiepski, ale publiczność z niewiadomych dla recenzenta powodów ustawia się w długiej kolejce po bilety.
Tak, w wypadku "Metra" słowo "kontrowersyjny" pasowałoby doskonale. Na temat tego przedstawienia czytałem już np., że:
a) muzyka jest dobra, ale teksty kiepskie,
b) teksty są dobre, ale muzyka kiepska,
c) zarówno teksty, jak i muzyka są do niczego, ale za to aktorzy są młodzi i grają z zapałem i tak dalej.
Tymczasem "Metro" jest po prostu dobrym (a może nawet bardzo dobrym) musicalem.
Stąd biorą się właśnie wszystkie problemy naszych recenzentów: ich wyobraźnia nie sięga dalej niż klasyczna "piosenka aktorska" (czyli ów nieśmiertelny czarny golf - dla pań czarna suknia - natchniony wyraz twarzy i starannie artykułowane końcówki) lub w ostateczności "przedstawienie muzyczne", w których pod lada jakim pretekstem podchodzi się do stojaka z mikrofonem i w postawie na baczność "wykonuje się utwór muzyczny".
Tymczasem "Metro" jest pierwszym "prawdziwym", zrealizowanym profesjonalnie i z rozmachem musicalem, jaki mamy okazję oglądać w Polsce (oczywiście, jeżeli pominiemy "wprawki warsztatowe" , za jakie można uznać niektóre wcześniejsze spektakle Józefowicza - choćby "Złe zachowanie", "Sweet Fifties" czy "Muzykoterapię" - oraz to, co od kilku już lat robi Teatr Muzyczny w Gdyni). Z tego stwierdzenia wynikają pewne konsekwencje; już z samej definicji tego gatunku wyciągnąć powinniśmy wniosek, iż najważniejsza będzie muzyka i taniec, a inne elementy, w tym fabuła i "gra aktorska" zejść muszą na drugi plan.
Oczywiście, nie obeszło się - jest to chyba nie do uniknięcia - bez "wpadek" obsadowych, z powodu których świeża, naturalna i bardzo dobra (tak wokalnie jak i tanecznie) Edyta Górniak (18 lat) znalazła się w "Metrze" obok "drewnianej" i jakby "nakręconej" Joanny Jagły (o tej ostatniej ktoś napisał w programie, że dwa razy nie przyjęto jej do szkoły teatralnej ze względu na "murzyński głos", co jest ewidentnym kłamstwem, bo nie dysponuje głosem żadnym, że już z litości nie wspomnę o tym, iż nie umie ona tańczyć).
Innym zgrzytem był wyraźny nadmiar laserów (szczególnie w drugiej części przedstawienia) - wyglądało to trochę tak, jakby najpierw zadecydowano, że trzeba dodać nieco technicznych bajerów, a dopiero później zastanawiano się, gdzie je umieścić i jak to uzasadnić względami artystycznymi. Cóż, nie udało się...
Ogólnie jednak warto - a nawet należy - zobaczyć "Metro", już choćby z tego powodu, by zagrać na nosie przemądrzałym recenzentom, którzy zawsze wiedzą lepiej czego widz potrzebuje...
Jeżeli nie wystarczy argument, że jest to po prostu dobre przedstawienie...