Artykuły

300 kilometrów bólu, czyli aktywacja

Trwająca niespełna 40 minut prezentacja z pogranicza bio i body art, podlana nieuniknionymi, acz, jak twierdzi autorka, niezamierzonymi kontekstami daty (Boże Ciało i Dzień Matki), zaskoczyła, zaniepokoiła, zainspirowała i zadała wiele pytań wszystkim: autorce, prezenterom i widzom - o performansie/instalacji "Utrata chaosu" Agafii Wieliczko w Stacji Orunia w Gdańsku pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.

W gdańskiej Oruni, dzielnicy napiętnowanej niesprawiedliwie, doszło do zaskakującej koincydencji. 26 maja 2016 roku, w dzień podwójnie nacechowany - katolickim świętem Bożego Ciała i Dniem Matki, odbyła się prezentacja performansu/instalacji według konceptu Agafii Wieliczko w wykonaniu performerek/tancerek Teatru Amareya: Katarzyny Pastuszak, Agnieszki Kamińskiej i Aleksandry Śliwińskiej oraz Yuko Kawamoto i tancerza, aktora i performera Mateusza Wojtasińskiego. Trwająca niespełna 40 minut prezentacja z pogranicza bio i body art, podlana nieuniknionymi, acz, jak twierdzi autorka, niezamierzonymi kontekstami daty, zaskoczyła, zaniepokoiła, zainspirowała i zadała wiele pytań wszystkim: autorce, prezenterom i widzom.

Agafia Wieliczko (1991), choć urodzona w Gdańsku, przypomina postać z malowideł z Fajum i po trosze jest wschodnim odpowiednikiem Tildy Swinton. Uważna, skupiona, pozornie wycofana, bardzo pracowita, konsekwentna. Po Ogólnokształcącej Szkole Baletowej w Gdańsku ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie Wydział Teatru Tańca w Bytomiu. Wróciła do Gdańska, zaczepiła się w Szkole Baletowej, po pewnym okresie rozglądania się, weszła śmiało do środowiska alternatywnej sztuki w Trójmieście. "Utrata chaosu" to jej pełnoformatowy debiut.

Montaż niezwykłej scenografii trwał kilka dni. 300 kilometrów nici opleciono wokół stelażu pod sufitem, zwisające końcówki tworzyły rodzaj sieciokokonu z którym połączeni byli performerzy. Nici przechodziły przez ich skórę w różnych miejscach: ramionach, przedramionach, udach, łydkach, brzuchu. Oplątywały niczym kokon lub maska, wychodziły z ust niczym w horrorze o kolejnym kosmicznym species. Były pępowiną, smyczą, wędzidłem. Od kilkunastu do ponad dwudziestu połączeń, w zależności od osoby, trzymało prezenterów bardzo solidnie. Będący osobnym doświadczeniem wykonawców i autorki performans wewnętrzny zaczął się o 9 rano w dniu pokazu "Przyszywaniem", czyli aktywacją i trwał prawie do ostatniej chwili (premiera o 18.00).

Podwieszanie i zabawy z bólem są nieodłącznym już składnikiem konwentów tatoo oraz coraz popularniejszych, także w Trójmieście, zamkniętych imprezek BDSM. Kończą się z reguły domówkami, są afrodyzjakiem poszukujących wrażeń współczesnych hedonistów i znudzonych amatorów smardzy oraz ośmiorniczek, ale daleko im do wyrafinowania imprezy pokazanej w "Oczach szeroko zamkniętych". Cóż, jakie miasto, tacy aberraci Człowiek z ciałem zrobił już właściwie wszystko. Oglądając hardcorowe przykłady body modification, czekamy już tylko na transplantację głowy i doświadczenia z mózgiem. Ale zawsze jednak można zaskoczyć i coś odkryć. Dlaczego udało się to Agafii Wieliczko i performerom?

Pierwszy powód to potęga scenografii ujawniająca mozół i precyzję wykonania. Działa skalą i od pierwszej chwili ustawia relacje. Setki, jeśli nie tysiące nitek tworzą wieloznaczeniową osnowę: prajednię, macierz, początek. Jest niczym mandala - jednorazowa. Gęsta chmura zwojów rzednie i biegnie pojedynczymi nitkami do uwikłanych na scenie, których wyławiamy z niedoświetlonej przestrzeni. Performerzy dostali tylko jedno zadanie - mieli się wydobyć. Reszta to improwizacja. Każda z pięciu postaci robi to po swojemu. Niektóre wolniej, niektóre metodycznie, inne świadomie dłużej przebywają "w związku". Ujawniają się temperamenty, niekontrolowane zachowania w sytuacji granicznej są niezwykłą wartością dodaną pokazu. Performerzy poddają się improwizacji, nieświadomie wchodzą w ustawienia.

Oczywiście pierwsze nasuwające się odczytanie to uwolnienie z traum, wyzwolenie, pokonanie uzależnień, ograniczeń, samopoznanie. Lecz czy wszyscy "wygrali"? Okazuje się, że nawet tak odważny zespół ma swoje granice wyzwolenia. Dla niektórych ciągle trudna do pokonania jest próba nagości scenicznej, nie wszyscy potrafią lub chcą pójść do końca. "Utrata chaosu" stała się dla wykonawców niecodzienną podróżą wewnętrzną. Niektórzy z nich otworzyli się przed sobą, poznali czy dopiero zaczęli poznawać włąsną tajemnicę. Oruńskie Spotkanie odbywało się na dwóch poziomach, o czym można było się przekonać słuchając długiego, w przeważającej części bardzo ciekawego, spotkania pospektaklowego. Ogromna intensywność akcji była jak podłączenie do prądu, ból uruchomił odbiór na wielu poziomach.

Od ekstazy erotycznej po religijną, od przyjemności po samozagładę. Ból może być katalizatorem wszystkiego dobrego i wszystkiego złego, to jedna z podstawowych, wieloznaczeniowych figur człowieczeństwa. Zakorzeniony w naturze i nabywany przez kulturę, sprawiany i odczuwany, odrzucający i w wyjątkowych sytuacjach pociągający. Ból może być psychiczny, skrywany lub uświadamiany i z pewnością jest silniejszy od nas. Na pewno ból ma nas.

Ból fizyczny jest sensualny i spektakularny. Zmaganie się z nim performerek było tak sugestywne, że uwiarygodniało emocje sceniczne jako prawdziwe, pozaartystyczne, realne. Spectatorzy widzieli wysiłek i cierpienie, ale nikt nie podszedł, nikt nie pomógł, nikt nie zareagował. Teatralna poprawność czy ciekawość? Wszak ostatni publiczny wyrok śmierci w słodkiej Francji wykonano jeszcze w 1939 roku i znaleźli się nawet ówcześni paparazzi, którzy uwiecznili zdarzenie na fotografiach. Obserwacja bólu może wciągać, fascynować, może być zemstą a wtedy podobno jest rozkoszą. Jeśli takie reakcje zostają zdekonspirowane, oczywiście zaprzeczamy lub zawstydzamy się, ale ból spokojnie czeka na swój czas i kolejną okazję.

Rzadko się zdarza, by tak prosty koncept, jaki legł u genezy oruńskiej premiery, doprowadził do tak wielu odczytań i zachowań. Agafii Wieliczko i artystom udało się powiedzieć bardzo wiele, a raczej zainspirować do uruchomienia szerokiego strumienia inspiracji, dzięki intensywności akcji scenicznej i prawdzie wewnętrznej, do której zmusił wszystkich niezagrożony zwycięzca - ból. "Utrata chaosu" to najciekawszy pomorski debiut w performansie od niepamiętnych lat. Wróżę inicjatywie kolektywu artystycznego spore sukcesy i liczne zaproszenia. Warto przy okazji pomyśleć o obudowie kontekstowej, nie tylko o dobrze przygotowanym i prowadzonym spotkaniu pospektaklowym, które za każdym razem będzie ciekawe także ze względu na przeżycia wykonawców. Ból będzie aktywować kolejne obszary, podróż dopiero się zaczęła. Następne spotkanie już 9 czerwca (nie ma żadnego święta) w Oruni, o której kiedyś Lech Janerka pewnie by napisał piosenkę "Strzeż się tych miejsc". Nie lękajcie się jednak, tylko przyjdźcie tłumnie, bo czeka was przeżycie wyjątkowe.

--

Agafia Wieliczko, Utrata chaosu. Stacja Orunia GAK, 26 maja 2016. Czas trwania: ok. 40 minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji