Artykuły

Nie jestem sentymentalna

- Mam więcej kotów, niż przewiduje ustawa - żartuje Anna Chodakowską. Z aktorka rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

- Jest pani nasfynniejszą polską Balladyna.

- Miałam szczęście. Zagrałam w najgłośniejszej inscenizacji "Balladyny", u Hanuszkiewicza. Spektakl przeszedł do historii teatru. A moje nazwisko znalazło się w Encyklopedii Powszechnej. I tak jak Krysia Janda miała szczęście do Wajdy posuwając historię filmu polskiego, tak ja mogłam w teatrze dorzucić swój kamyczek.

- Grywała pani drapieżne kobiety.

- Różne. Pani profesor Maria Janion powiedziała kiedyś, że grywałam kobiety mediumiczne. To mi się bardzo podobało.

- Ale do filmu nie miała pani szczęścia.

- Nie chciałam przyjmować ról, które wydawały mi się miałkie. A potem jest tak, że jak odmawiasz, to ci już nie proponują. Bo myślą, że odmówisz, a najpewniej, że się nie nadajesz. I tak się kręci. To takie prowincjonalne. Nie miałam szczęścia do filmu. Ale w teatrze też się zdarzało, że mi role uciekały. I to przeznaczone dla mnie. Nie grałam, na przykład, Racheli w "Weselu".

-Jak to się stało?

- Ano tak, że Adam Hanuszkiewicz mi tę Rachelę obiecał. Pojechałam szczęśliwa na wakacje. Wróciłam. I dowiedzałam się, że Rachelą będzie Magda Umer. Hanuszkiewicza, którego kocham, lubię i szanuję, wtedy przez moment nienawidziłam. A raczej miałam straszny żal o to, że mi coś obiecał i słowa nie dotrzymał. Jednak on mi to ładnie wytłumaczył. Mówił, że mnie przeprasza. Ale ma taką koncepcję, że Rachelą to powinno być takie obce ciało w teatrze. Ładne i obce.

- A w telewizji czemu pani niema?

- Bo jest na mnie zapis. Chociaż nie na piśmie.

- Za co?

- Wystąpiłam kiedyś bardzo ostro przeciwko konkretnym osobom na bardzo wysokich stanowiskach i wygrałam z nimi sprawę sądową.

- Myśli pani o sporze z Małgorzatą Niezabitowską dotyczącą Fundacji Animals?

- Nie. Tu chodzi o inne nazwiska z tej fundacji. Ale nie chcę ich rzucać. Nie są mi

potrzebne kolejne sprawy sądowe.

- To dziwne z tym zapisem.

- Dziwne. Ale to nasz grajdoł. Tu są ludzie powiązani uczuciowo, przyjacielsko i biznesowo. Ale zostawmy ten temat. Postawmy trzy kropki. Przyjdzie czas na spacery w letnią noc... (śmieje się).

- Ja jednak chciałabym wrócić do pani pyskówki z Niezabitowską. Ostro się

wyzywałyście publicznie.

- Myśmy się już ugodziły i ja się zobowiązałam nie rozpowszechniać tego tematu. Nie jestem świnią, żeby łamać słowo. Między mną i nią jest już wszystko w porządku.

- Dzisiaj podczas koncertu publiczność usłyszała, jaM ma pani dobry głos. Szkoda, że tak rzadko wykorzystywany.

- Dzisiaj to ja mam straszną chrypę. Nie kryguję się. Mówię prawdę. Ale jak nie mam chrypy, to jeszcze coś mogę. Bo ja nie palę. Prawie już nie piję.

- Więc co zostało z przyjemności życiowych?

- Miliard kotów w mieszkaniu.

- Ależ to obowiązek, a nie przyjemność.

- Potworny. Czuję się tak, jakbym była w zakonie ścisłej reguły.

- Naprawdę pani przyjmuje wszystkie porzucone koty?

- Wszystkie nie. Ale mam ich dużo. Więcej, niż ustawa przewiduje.

- To musi być duży dom.

- Mieszkanie jest spore i w luksusowym domu. Ale to nie moja zasługa, tylko ojca, który był przed wojną bogatym człowiekiem.

- A sąsiedzi nie narzekają?

- Oni nie dostrzegają żadnych oznak zwierzyńca, bo u mnie nic nie śmierdzi. Ale żeby nic nie śmierdziało, to trzeba sprzątać cały czas. I nie znajdę takiej dzikiej Ukrainki, przepraszam że tak mówię, bez mieszkania i bez środków do życia, która się zgodzi to robić. Nie wiem, co by było, gdybym straciła zdrowie. Musiałabym koty chyba zlikwidować. Rozdać ludziom.

- Ale dla nich trzeba karmy.

- Straszne pieniądze na to idą.

- Nie żal pani?

- We wschodniej filozofii jest tak - czym więcej dajesz, tym więcej masz. Ja oddaję kotom, a nie dzieciom w Somalii. Bo akurat ten typ tak ma, że daje zwierzętom. Jestem z tego dumna. I niech mi nikt nie robi uwag. Coś pani powiem. Kiedyś koty karmiłam na ulicy Podszedł do mnie jakiś pan. Nie wiedział kim jestem. Ale oburzyło go, że karmię zwierzęta. I to pierwszorzędną karmą. Zobaczył to i zagrzmiał. Mówił o dzieciach, które nie mają jedzenia. Wściekłam się. Powiedziałam mu, że miałby prawo, na mnie krzyczeć, gdyby mi powiedział, ile on zrobił dla dzieci głodujących. Jeżeli nie zrobił nic, to niech się do mnie nie odzywa. Nie ma prawa.

- Ta charytatywność pani nie wykracza poza zwierzęta?

- Jeśli trzeba byłoby pomóc komuś, pomogłabym. Ale ja nie wyszukuję ludzi potrzebujących. A jeśli chodzi o zwierzęta, to nie opuszczam żadnego, chorego. Nie mogę.

- Poza zwierzętami jest w pani życiu jeszcze czas na coś innego?

- Zwierzęta zajmują mi tak dużo czasu, że na nic innego już go nie mam.

- Niedobrze, chyba że tak życie ucieka.

- Eee tam, co pani życiem nazywa. Życie to przecież nudy. Te wszystkie kontakty z mężczyznami, te związki...

- To są przyjemności.

- To nudy Ja już to wszystko miałam. Żyję teraz tylko tak, żeby niczego nie żałować. Miałam najwspanialsze życie erotyczne na świecie, najwspanialsze życie przyjacielskie.

- Ale czemu pani mówi - miałam?

- Bo to jest w zasięgu ręki. Ale ja tego nie biorę do ręki.

- Nie ma w pani takiej zachłanności na życie? Na miłość?

-Jak mi odbije... to owszem. Ale musi mi odbić. Ale główny mój nurt to poświęcenie dla sztuki i dla zwierząt. Czasem jeszcze chcę wyjechać na Kretę. Bo tam dobrze odpoczywam.

- Jeśli to prawda, to jest pani osobą niedzisiejszą, delikatnie mówiąc.

- Ja nie mam czasu na to, żeby go tracić. Nie twierdzę, że przyjaźń jest stratą czasu. Ja się przyjaźnię. Tylko się rzadko widuję z przyjaciółmi. Raz na pół roku.

- Dużo ma pani przyjaciół?

- Mam i to są zazwyczaj młodsi ode mnie mężczyźni. Kobiety raczej nie. One mają takie problemy które mnie nie interesują. Kiedy zaczynają opowiadać, co je pasjonuje, muszę uciekać. Nie jestem chyba typowa.

- Bardzo dużo pani wymaga od ludzi. Fascynacja innym człowiekiem nie wchodzi w grę?

- Bardzo rzadko. Ostatnim razem fascynowałam się kimś w latach osiemdziesiątych. Tak oszalałam, że aż miałam gorączkę, kiedy myślałam o tej osobie. A to wcale nie była erotyczna znajomość.

- Jest to pani odporna na porażki?

- Nie jestem sentymentalna. Kiedy odeszłam z Teatru Narodowego do Studia, to wszyscy myśleli, że będę tam chodzić, wzdychać. Ani razu tam nie poszłam. Zapomniałam. Potem wróciłam. I już o Studiu nie pamiętałam. Ja mam teatr w sobie. A poza tym uważam, że wszystko co było, jest już nieważne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji