Artykuły

Całkiem na golasa

SKANDALU nie ma, ale jest lekka bulwersacja, przechodząca temu i owemu w obyczajową czkawkę. W końcu nie każdy spek­takl teatralny inaugurowany jest swojskim okrzykiem "O ku...!" A "Polaroidy" tak się właśnie zaczy­nają i szybko okazuje się, że jest to raptem niewinny wstęp do mocniejszej, dla wielu widzów wręcz (ob)scenicznej całości.

Elegancka młoda kobieta, sie­dząca podczas premiery niedale­ko mnie, mniej więcej do połowy spektaklu trzymała się dzielnie, o jej emocjach świadczyło jedynie nerwowe wiercenie się na wygod­nym przecież hiszpańskim fotelu w kolorze niebieskim. Później jed­nak próg jej odporności najwy­raźniej został przekroczony (mo­że sprawił to widok nagiej Marii Seweryn?) i skrywała twarz w dło­niach ilekroć ze sceny leciały ko­lejne wiązanki wulgaryzmów. "Bez sensu" wyszeptała do koleżanki, a na koniec klaskała bardzo "lako­nicznie". Wbrew stworzonym przez popremierową głośną owację pozorom, pani ta nie była w swoim zniesmaczeniu odosobniona. Wie­lu widzów pytało "No i po co TO wszystko? Co TO wnosi do sztu­ki?". TO, czyli wulgaryzmy, bru­talizmy, nagość.

Nie każdego przekonuje argu­ment, że są to nieodłączne skład­niki twórczości autora sztuki Marka Ravenhilla - czołowego buntownika współczesnej brytyj­skiej dramaturgii. "Polaroidy" ze szczecińskiego Teatru Współcze­snego są i tak wręcz mieszczań­sko przyzwoite w porównaniu z in­ną sztuką tegoż autora - "Shop­ping & fucking", w sprawie której pełne oburzenia stanowisko zaję­li nawet radni ze stolicy. Ten typ po prostu tak ma - opisuje rze­czywistość sięgając po środki osta­teczne, w słusznym w swoim mnie­maniu przekonaniu, że tylko one wstrząsną widzem na tyle, by ze­chciał się wsłuchać w sens dra­matycznego (ale czy nie banalne­go?) przesłania o kryzysie warto­ści i kondycji ludzkiej we współ­czesnym świecie.

I oto okazuje się, że wstrząs, mający otworzyć umysły, może zadziałać ze skutkiem odwrot­nym od zamierzonego. Nie każdy widz chce rozumieć "co autor miał na myśli" czytając między kolejnymi wersami o rynsztoko­wym rodowodzie. Przyparty do fotela kolejną "ku...", zamiast za­intrygowany czuje się obrażony i ani myśli przebijać się intelektu­alnie przez obyczajowe błotko, by na końcu doznać dyskusyjnej satysfakcji.

Mają "Polaroidy" w Szczecinie sławę spektaklu kontrowersyjnego. I bardzo dobrze! Im bardziej wstrząsające pogłoski będą roz­powszechniane pocztą pantoflo­wą ("Słuchaj, dwóch facetów zu­pełnie na golasa i jedna Seweryn tak samo, choć na mój gust to za­miast niej mogłaby być Kasia Bu­jakiewicz"), tym więcej osób bę­dzie chciało przyjść do teatru, a jak już raz przyjdą, to może się jednak za bardzo nie obrażą i jesz­cze kiedyś wrócą?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji