Znajomość z Wampiłowem
TWÓRCZOŚĆ Aleksandra Wampiłowa budzi wzrastające zainteresowania wśród krytyków i praktyków teatralnych. Ten tragicznie zmarły (utonął przed trzema laty w jeziorze Bajkał), młody pisarz radziecki próbował nawiązywać swymi sztukami do wszystkiego, co cenne w teatralnej klasyce rosyjskiej. Krytycy tropią więc wzory: tu dostrzegają Gogola, tam Czechowa, ówdzie Gorkiego. I zgodni są tylko w jednym: że Wampiłow brał od wielkich poprzedników dar kreowania nastrojów, kunszt w konstruowaniu sytuacji dramatycznych, pasję moralizatorską. I wszystkiego tego próbował użyć do penetracji współczesności. Za jego najbardziej dojrzały utwór uchodzi niewątpliwie "Zeszłego lata w Czulimsku" (polska prapremiera odbyła się niedawno w Gdańsku), dwie jednoaktówki, które złożyły się na spektakl "Anegdot prowincjonalnych" to zaledwie szkice sytuacyjne. Łączy przecież te utwory, typowa i dla innych prac pisarza, chęć do portretowania przeciętności, do przyglądania się jej obyczajom i nawykom. Stąd prowincja jako ulubiony teren, po którym krążą bohaterowie Wampiłowa, stąd brak w jego sztukach rozmachu wielkiej budowy i uroku wielkiej przygody. Stąd pewien smutek czechowowski. We współczesnej dramaturgii radzieckiej brzmi sztuka Wampiłowa tonem własnym, który niewątpliwie płynął i ze świadomości pisarza, iż uzupełniony jest tonami innych - Rozow, Ajtmatow. Roszczin, Dworieckij, Karim, dopiero suma tych nazwisk świadczy o pełni gamy.
I premierę "Anegdot prowincjonalnych" uznać trzeba za dogodny pretekst do upomnienia się o bardziej dynamiczną prezentację na naszych scenach nowości z radzieckiego portfela repertuarowego. Jest w czym wybierać, a niedawny sukces frekwencyjny "Człowieka znikąd" dowodzi, iż publiczność lubi ten rodzaj sztuk. Zwyczajnych, a mówiących tak wiele o dniu dzisiejszym. Sądzę zresztą, że dobra frekwencja będzie udziałem i nowej premiery. Zasługa główna tu przy pisarzu. Ale i pewne kłopoty on zawinił. "Kłopoty" - może zbyt jędrne to słowo, właściwiej by mówić o zasadzkach. Wspomniana tu już wielorakość inspiracji stawia inscenizatora przed trudem wyboru: czy akcent w spektaklu kłaść na rodzajowość, czy na wywód moralny, grać farsowo czy komediowo. Młoda absolwentka PWST zdecydowała się na rytm farsy. Sprawdziło się to jej w jednoaktówce "Historia z metrampażem". Intryga dość tutaj prosta: prowincjonalny hotelik, przybysz z Moskwy o tajemniczym zawodzie "metrampaż", kierownik hotelu przybysza zlekceważył, gdy dowiedział się, iż to "metrampaż" zadrżał. Bo istotnie, ki diabeł?! Sytuacja jak z "Rewizora", tyle że hotelowy Horodniczy nie ma córki do swatania, a jedynie żonę, co go w dodatku zdradza. Nie chcę tu zresztą odbierać przyszłym widzom przyjemności własnego obcowania z kołowrotkiem wariackich perypetii. A z iście farsową brawurą rozgrywają je Józef Nowak (kierownik Kałoszyn), Wojciech Pokora (metrampaż). Jadwiga Jankowska-Cieślak (Wiktoria).
Tyle że w przypadku drugiej jednoaktówki, "Dwudziestu minut z aniołem" konwencja farsy okazuje się mniej nośna. I tu mamy prowincjonalny hotelik, dwóm pijaczków usiłuje pożyczyć od współlokatorów pieniędzy na "klina". A daje im te ruble "anioł": człowiek nieznajomy, przypadkowy przechodzień. Jego gest jest drażniąco niezrozumiały dla wszystkich, okazuje się, że hasło pomocy potrzebującym obce jest ludzikom z hotelu. I niepokój ich zrogowaciałych sumień uspokaja dopiero ujawnienie, że wspaniałomyślność "anioła" miała swoje prozaiczne, zrozumiale i dla nich wytłumaczenia. "Dwadzieścia minut s aniołem" to już nie skecz, to smutny traktacik moralny. Styl gry, podyktowany aktorom przez reżyserkę nie dal więc pełnych wyników, choć pozwolił na popis JÓZEFOWI NOWAKOWI (Ugarow)i RYSZARDOWI PIETRUSKIEMU (Anczugin): STEFAN SRÓDKA dał przekomicznie naszkicowaną karykaturkę prowincjonalnego muzykusa. Za to już WOJCIECH POKORA (Chomontow, onże "anioł") miał widoczna kłopoty s budową roli. I nie bardzo wiedział, jak długo ma na swym anielstwie utrzymywać ironiczny cudzysłów. Także tercet hotelowych kibiców (JADWIGA JANKOWSKA-CIEŚLAK, KRYSTYNA MACIEJEWSKA, WOJCIECH DURYASZ) prezentował się dość anemicznie.
W tym wszystkim najcenniejsze przecież jest jedno: znajomość z Wampiłowem została zawarta.