Anegdoty prowincjonalne
Po raz pierwszy na scenie warszawskiej spotykamy się z dramaturgią Aleksandra Wampiłowa. Odkrył go dla nas już miesięcznik "Dialog", wydrukował w ostatnich latach dwie jego, w czechowowskiej tradycji osadzone pełnospektaklowe komedie: "Polowanie na kaczki" i "Zeszłego lata w Czulimsku" oraz obrazek "Dwadzieścia minut z aniołem". Z tych lektur, a także z informacji, jakie obecnej sytuacji w dramaturgii radzieckiej poświęcił "Dialog" - zarysował się Wampiłow jako młody, szlachetnie "gniewny" autor. Dziennikarz z Irkucka, debiutował jako dramaturg w 1966 roku, szybko zdobył zainteresowanie i uznanie zarówno dla problematyki swoich utworów, jak i dla poszukiwań własnych wyrazistych, gorących środków teatralnego warsztatu. Tragiczna śmierć w jeziorze Bajkał jesienią 1972 przecięła twórczość - jak można sądzić - najoryginalniejszą w młodym pokoleniu dramatopisarzy radzieckich. Szczególnie rozgłosu nabrała zeszłoroczna premiera w moskiewskim nowatorskim teatrze "Sowremiennik" dwóch jednoaktówek Wampiłowa: "Zdarzenie z metrampażem" i "Dwadzieścia minut z aniołem", związanym wspólnym znaczącym tytułem: "Anegdoty prowincjonalne". Z tą kompozycją autorską poznaje nas teraz Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy. Jest to tylko jeden z nurtów pisarstwa teatralnego Wampiłowa. Tutaj doszedł do głosu przekorny liryzm dziennikarza o psychice poety, uwrażliwionego na potoczne konflikty moralne. "Anegdoty" - a więc opowiadania żartobliwe, trochę przerysowane, trochę zmyślone, o charakterystycznych wydarzeniach i sytuacjach, w jakich znaleźli się ludzie dobrze opowiadającemu znani, dobrze i słuchaczom znani, choć encyklopedie nazwisk bohaterów anegdoty nie wymieniają. Tłem narracji codzienna, szara, bezkresna, a przecież egzotyczna prowincja, którą opowiadający darzy nieskrytą serdecznością. I dlatego z niej wyławia tematy, których niezwykłość polega na tym, że bohaterowie prości, naturalni, pogodni i naiwni życiowo, lecz zdrętwiali pod obuchem zdziczałego świata, choć na chwilę, na dwadzieścia minut odzyskują niepokój o etyczny sens własnego postępowania. Obie "anegdoty prowincjonalne" rozgrywają się w tym samym pokoiku hotelowym. Hotel na głuchej prowincji - to miejsce na skrzyżowaniu dróg świata, spotkań ludzi nieokreślonych, wędrowców życia. Dobre miejsce na intrygi na prędce. Dla aury poetyzującej narwańców. Tutaj sam wyraz "metrampaż", wpisany na kartkę meldunkową jednego z gości, wyraz nieznany kierownikowi hotelu, jego znajomym notablom miasteczka - urasta w opinii do nowego rewizora, sieje strach i samooskarżenia. W drugiej jednoaktówce zaopatrzeniowiec z kolegą kierowcą, spłukani po trzydniówce, na kacu, w pogoni za drobną kwotą, by móc ratować się klinem, zwracają się przez okno do przechodniów o pomoc finansową. Bierze to na serio jakiś i "idealista", przynosi sto rubli i staje się z miejsca podejrzany o przestępstwo lub szaleństwo, bo tak po prostu, bezinteresownie, ludzie dla ludzi dobrzy nie bywają. Gdy wyjaśnił, że był opieszały w uczuciach ludzkich dla matki, dopiero co zmarłej, a czekającej od lat na owe sto rubli - staje się "swój", "normalny". Czy Wam "Anegdoty prowincjonalne" nie przypominają Szaniawskiego i Mrożka? Jakby skrzyżowanie łagodności i zadumy pierwszego ze współczesnym brutalizmem groteski drugiego? Mówi się, że krytycy lubią zestawiać, porównywać jedne zjawiska, rzeczy, do drugich, już jakoś zaszeregowanych Ale to ułatwia, choć w przybliżeniu wzajemne rozumienie się. Bo i tutaj, Wampiłow wyróżnia się tym, że te jego komedie swoimi postaciami i sytuacjami przynależą do hiperbolicznych,uniwersalistycznych przypowieści. W jego wesołych dramatach znacznie więcej zabawnej groteski i romantycznego liryzmu niż przerażenia i ostrej satyry.
Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym jest pracą dyplomową słuchaczki PWST w Warszawie, Hanny Orlikowskiej-Jaaskelainen. Zręcznie poprowadziła je jako narrację, o farsowej intrydze sytuacyjnej uogólniając, słusznie bez rodzajowości, wartości, humanistyczne utworu. Może tylko zbyt miękką rękę, co u debiutantki zrozumiałe, miała dla aktorów, bo brak mi nieco ostrzejszych przerysowań i dynamizmu w momentach licznych point, w które "Anegdoty prowincjonalne" obfitują. W obu jednoaktówkach mamy tę samą obsadę, na ogół trafnie dobraną. Jadwiga Jankowska-Cieślak większe zadanie ma w "Historii z metrampażem" i tu (rola Wiktorii) jej intymne aktorstwo, do wewnątrz, świetnie wytrzymujące długie pauzy w dialogu, uniezwykla sytuację. Wytrawny duet: Józef Nowak (Kałoszyn w pierwszej komedii i Ugarow w drugiej) oraz Ryszard Pietruski (Rukosujew i Anczugin) mieli popisowe dla swego psychologującego komizmu zagrania, zwłaszcza w "Dwadzieścia minut z aniołem" trzymali się dobrze; Pietruski po serii filmowych i telewizyjnych "czarnych charakterów" ukazał ładne możliwości uczuciowe. Sympatyczną obsadę stanowią jeszcze: Wojciech Pokora (Połapow i Chomontow) czysty w sposobie bycia, Stefan Sródka (Bazilski) charakterystyczny typ skrzypka, Krystyna Maciejewska, swobodniejsza oczywiście w jaskrawej sylwetce Mariny, realizującej swoisty mieszczański styl egzystencji niż w roli zestarzałej ciężką dolą sprzątaczki Wasiuty, Wojciech Duryasz reprezentujący młodocianych, beztroskich konsumentów życia. Scenografię, jako celowo brzydkie tło, w którym mogą się zdarzyć sprawy niezwykłe, przygotowała Krystyna Kamler. Przekład Grażyny Strumiłło-Miłoszowej brzmi dobrze ze sceny.