Artykuły

Pia Partum: "Noc iguany" to dramat bez katharsis

- Dopiero kilka dni temu otrzymaliśmy szczegółowe wytyczne [dotyczące wymogów licencyjnych]. Wtedy dowiedziałam się, czego nie można nam robić, chociaż spektakl był już praktycznie gotowy. Okazało się, że by móc wystawić "Noc Iguany", aktorzy nie mogą się podczas spektaklu rozbierać i nie można zamieniać postaci płcią, czyli postaci żeńskich nie mogą grać mężczyźni i na odwrót. Na szczęście oba te wymogi spełniamy - mówi Pia Partum, reżyserka "Nocy iguany", której premiera odbędzie się dziś na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie.

Łukasz Rudziński: "Noc Iguany" nie należy do najpopularniejszych sztuk Tennessee Williamsa. Większą sławę zyskały "Tramwaj zwany pożądaniem", "Kotka na gorącym blaszanym dachu" i "Słodki ptak młodości". Co szczególnie zainteresowało panią właśnie w tym dramacie?

Pia Partum [na zdjęciu]: Zafrapowała mnie forma współczesnego moralitetu bardzo subtelnie schowanego pod pozornie zwykłym, rodzajowym tekstem. Współczesny człowiek często łaknie duchowej przestrzeni. Takiej przestrzeni, która daje oddech i sprawia, że można zastanowić się głębiej nad tym, do czego zmierza nasza zwykła codzienność. Tekst Williamsa daje taką przestrzeń, jest w nim to zresztą napisane wprost. Razem ze scenografką nie trzymamy się co prawda scenerii zaproponowanej przez autora - wprost nawiązującej do tradycji moralitetu, ale dajemy jej ekwiwalent. Zrezygnowałyśmy z mansjonów - na rzecz wysokiej góry, nad którą rozpościera się meksykańskie, tropikalne niebo. U jej podnóża jest ocean. W takiej przestrzeni nasi bohaterowie wyglądają jak małe robaczki - ich wielkie problemy w tej przyrodzie znikają bez śladu...

Spodobało mi się w tym tekście również to, że sama nie potrafię jednoznacznie ocenić bohaterów. Do tej pory nie wiem, kto jest tak naprawdę dobry, a kto jest zły. To bardzo zmieniało się także w trakcie pracy. O każdej postaci można powiedzieć wiele dobrego i bardzo wiele złego. Bohaterowie szamoczą się z wszystkimi swoimi problemami i nic z nimi nie potrafią zrobić. Nie ma w tym tekście żadnego przełomu, rozwiązania, katharsis, propozycji wyjścia z konfliktu. Brakuje happy endu czy jednoznacznego rozwiązania tragicznego. Pozostaje kompletna pustka i ta pustka wydaje mi się bardzo współczesna.

Wydaje się, że naturalnie to Shannon powinien być w centrum uwagi. Jednak oś sztuki stanowi trójka bohaterów: Shannon - Maxine - Hannah. Każda z nich ma swoją historię. Któraś jest pani najbliższa?

- Nikogo nie stawiam na pierwszym miejscu. Nie prowadzę spektaklu poprzez Shannona, który oczywiście jest motorem napędowym sztuki i jest obecny niemal w każdej scenie. Cała trójka jest bardzo ważna. Pozostałe postaci również. Im dłużej trwały próby, z tym większym szacunkiem odkrywaliśmy, jak dobrze Williams to napisał. Każda rzecz, każdy drobiazg tam jest ważny. Muszą być pozornie drugoplanowi Meksykanie, bo są potrzebni Maxine - są jej ucieczką w zapomnienie. Muszą być Niemcy, nawet jeśli ich wejścia trwają króciutko, ale wnoszą ze sobą nawet nie tyle nazizm, co świadomość istnienia odwiecznego zła. Tak samo istotna jest Panna Fellowes, która jest typową "czepiającą się babą" - ale nieszczęśliwie samotną. Każda postać w tekście Williamsa okazuje się istotna i nie sposób jej wykreślić.

Na ile punktem odniesienia jest film Johna Hustona z 1964 roku?

- On jest bardzo ważny dla naszego spektaklu. Bardzo długo rozmawiałyśmy z Magdą Maciejewską [autorką scenografii, kostiumów, światła i wideo - przyp. red.] o kostiumach. Miałyśmy mnóstwo wariantów i w końcu Magda stwierdziła, że trzeba bohaterów ubrać tak, jak w filmie. To był film kultowy - każdy w głowie widzi przecież jako Shannona - Richarda Burtona.... Każdy inny kostium mógł być odebrany jako polemika z filmem, a nam zupełnie nie o to chodzi. Zrobiłyśmy więc w stronę filmu szarmancki ukłon - a dalej poszłyśmy swoją drogą... Pamiętajmy jednak, że w filmie jest dużo scen dopisanych przez scenarzystów, czego u nas w ogóle nie ma. Oczywiście dokonujemy różnych skrótów w tekście, ale nie dopisujemy scen i choćby z tego względu nasz spektakl będzie się mocno różnił od filmu.

Podobno otrzymaliście dość specyficzne wymogi licencyjne do spełnienia.

- Dopiero kilka dni temu otrzymaliśmy szczegółowe wytyczne. Wtedy dowiedziałam się, czego nie można nam robić, chociaż spektakl był już praktycznie gotowy. Okazało się, że by móc wystawić "Noc Iguany", aktorzy nie mogą się podczas spektaklu rozbierać i nie można zamieniać postaci płcią, czyli postaci żeńskich nie mogą grać mężczyźni i na odwrót. Na szczęście oba te wymogi spełniamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji